niedziela, 30 marca 2014

Rozdział 5 - Poświęcenie.





Teraz byłam pewna, że muszę zrobić wszystko, aby wrócić do życia. Widok Tylera sprawił, że jak nigdy wcześniej zapragnęłam jego bliskości, nawet jeśli oznaczać to będzie wygnanie z raju.... Jeśli tak w ogóle można nazwać to niebo. Nie wiedziałam, co zrobić. Michał z pewnością będzie sprzeciwiać się moim planom, fakt chce żebym walczyła, ale nie z jego braćmi. Oni wszyscy widzą we mnie wybrankę, wybawicielkę, a tymczasem jedyną różnicą między mną, a moimi poprzedniczkami jest taka, że ja zrobię wszystko, aby wrócić, aby pokazać Radzie, że to my decydujemy o swoim przeznaczeniu.
Nawet w niebie pogoda bywa zmienna. Przed kilkoma minutami złote promienie słońca okalały okolicę, aby teraz gęsto wiszące chmury mogły zwiastować rychły deszcz. W filmach grozy to zawsze niosło ze sobą śmierć. Wiedziałam, że tym razem będzie tak samo, jakież było moje zdziwienie, gdy Michał oznajmił mi, że właśnie urodziła się kolejna wybranka. Sądziłam, że po mojej śmierci nie urodzi się moja następczyni, bo dar przechodzi z pokolenia na pokolenie, a ja dzieci nie miałam... najwyraźniej nie powiedzieli mi wszystko, a ja szczerze mówiąc, miałam to teraz gdzieś.
Czasu miałam coraz mniej. Nie wiedziałam jak odebrać dusze Azazelowi, a presja czasu wcale nie pomagała mi w podjęciu konkretnych decyzji. Jak miałam sobie poradzić skoro nikt nie stał u mego boku, nawet babka wolała, abym się w to nie mieszała, jednak nie mogłam stać skoro Anioł Ciemności miał moją duszę i mógł ją w każdej chwili zgnieść w swoich łapskach. Jeśli zorientuje się, że knuje coś przeciw niemu, jestem pewna, że zechce mnie uciszyć, ale tym razem to będzie dla mnie cios ostateczny.
-Wiem, że nie chcesz, abym się w to mieszała – zaczęłam, podchodząc do stojącej pod oknem babki.
-Wiem też, że i tak mnie nie posłuchasz – podsumowała.
-Racja, ale chodzi o to, że to dla mnie ważne. Muszę wrócić, a to – rozłożyłam ręce wskazując jej pokój – to tylko fikcja i złudzenie, które ma przekonać was wszystkich do tego, że niebo jest tym czego pragniecie.
-Sky...
-To jest prawda! Zobacz, co zrobili z wami? Stefan siedzi w lochach, bo wmówili ci, że tak trzeba!
Eleonor nie odpowiedziała. Wlepiła wzrok w swoje dłonie, obracając złoty pierścionek na palcu.
-Możesz nic nie mówić, ale ta cisza jedynie potwierdza moje słowa – dodałam na zakończenie.
Według moich obliczeń, zostały mi dwa dni, później moje ciało będzie zbyt rozłożone, a dusza nie będzie miała, do czego wrócić.
-Pamiętaj, żeby nikomu nie ufać – odezwała się w końcu blondynka, - Azazel ma tu swoich ludzi, to wybranki, które widzą w nim swoje nadzieje.
Na myśl przyszła mi Clair. Nigdy wcześniej jej nie widziałam. Choć wcale jej o to nie prosiłam, wtrącała się w moje sprawy. Najpierw wielce przyszła się przywitać, a potem przypadkowo pojawiła się w bibliotece.
-Chyba nawet wiem, kim jest jedna z nich – mruknęłam zażenowana swoja naiwnością.
Przeklęłam siarczyście i wyszłam z pokoju babki. Chciałam się rozmówić z Clair, jednak nigdzie jej nie zastałam. Na pewno była teraz z Azazelem. Zdradzała mu, że zaczęłam węszyć. Cholera. Nie mam wyjścia, musze porozmawiać ze starszymi. Oni owszem chcą żebym wróciła, jednak nie chcą abym wtrącała się w sprawy nieba. Mam zająć się Azazelem i tylko tyle, to jest moim zadaniem. Nieświadomie gładziłam opuszkiem palca kamień z wisiorka. Dopiero po chwili zorientowałam się, że ta niepozorna błyskotka zaczęła mienić się paletą czerwieni. Z tego całego zamieszania całkowicie zapomniałam o kamieniu Donum. To on miał mi pomóc. Musiałam nauczyć się kontroli nad mocami.
Postanowiłam od razu zacząć naukę. Wyszłam do ogrodów, do części, która nie była odwiedzana przez nikogo, ze względu na trujące rośliny (kolejne ciekawe pytanie, po co w niebie trujące rośliny?). Ostatnio szło mi nieźle, ale to był tylko zalążek tego, co powinnam wiedzieć. Moją uwagę skupiłam na osuszonym pniu. Wyciągnęłam przed siebie dłoń. Powoli oddychając wyobrażałam sobie płomień, pochłaniający wszystko dookoła. Już po chwili dostrzegłam jęzory ognia, które dosłownie oplatały moją rękę, pnąc się coraz dalej. Przełknęłam ślinę i skierowałam dłoń ku celowi. Ani się obejrzałam, a pień drzewa pochłonęły płomienie. Zadowolona uznałam, że czas ugasić ogień. Nieopodal płonął strumień. Podeszłam i przykucnęłam, dotykając tafli wody. Najpierw tylko pojedyncze krople wzbiły się w powietrze, wyglądało to tak, jakby deszcz padał w drugą stronę. Po dłuższej chwili większa tafla, zdawała się oderwać od źródła, i powędrowała w kierunku ognia. Opadła na płomienie, gasząc je w ułamku sekundy.
-Dobrze ci idzie – usłyszałam za sobą głos Michała.
-Jestem gotowa. Nie możemy dłużej czekać. Jeśli chce wrócić do ciała, dziś musze znaleźć Azazela.
-To za wcześnie – powiedział archanioł.
-Tak, też tak myślę, ale to nie zmienia faktu, że moje ciało się rozkłada, a Azazel wciąż ma moją duszę. Nie mam wyboru.
Blondyn pokiwał potakująco głową. Wiedział, że mam racje. Bałam się jak cholera... Ale bałam się o wiele bardziej myśli, że mogę tu zostać. Ten raj był niczym w porównaniu z tym, co opowiadają nam na lekcjach religii. To wszystko jest iluzją, dziwną grą Rady. A gdzie Bóg? Co on ma do powiedzenia?
-Michale – podeszłam do archanioła.
-Słucham.
-Zrobisz coś dla mnie?
-Co takiego?
-Obiecaj, że Stefan będzie wolny. Że skończycie w końcu z tymi bezsensownymi karami za miłość – mówiłam.
-Scarlett wiesz, że to nie zależy od...
-Od ciebie wiem, ale możesz wpłynąć na starszych – odparłam z nadzieją.
-Postaram się – obiecał i przytulił mnie. Pierwszy raz będąc w niebie poczułam bliskość drugiej osoby. To było bardzo przyjemne, potrzebowałam tego, bowiem właśnie ten mały gest sprawił, że poczułam czyjeś wsparcie. Wspięłam się na palcach i musnęłam jego policzek. Był zdumiony moim zachowaniem, ale na jego ustach pojawił się uśmiech. Zapewne nie często wybranki pouchwalają się ze swoimi archaniołami.

Wzięłam głębszy wdech i zapukałam kilkukrotnie. Potężne drzwi otworzyły się. Niewysoka blondynka przepuściła mnie w przejściu, wskazując na Starszyznę, która skupiła na mnie wzrok. Czekałam na ich reakcję, jednak nic takiego nie nastąpiło.
-Pewnie wiecie, po co tu jestem – odezwałam się w końcu.
-Chcesz znaleźć Azazela – powiedział jeden z mężczyzn.
-Tak. Chcecie, żebym wróciła, ale jak dotąd nie robicie nic, aby mi pomóc. Moje ciało się rozpada – powiedziałam, siląc się na naturalny ton głosu.
-Bo to nie nasza rola. Sama miałaś dojrzeć do tej decyzji...
-Jakiej decyzji? Zawsze chciałam wrócić – warknęłam zirytowana.
-Ale twój powrót równa się śmierci innej duszy... Taka jest kolej rzeczy.
-To, że chce wrócić nie znaczy, że zabije niewinną dusze – odparłam hardo.
-Nie masz wyjścia Scarlett, tylko tak będziesz w pełni sił. – mężczyzna uśmiechnął się podle.
-Gdzie Azazel? – powiedziałam zmieniając temat. To było chore, bo i tak uważałam, że uda mi się zabić Azazela bez dodatkowych ofiar.
-Niestety nikt tego nie wie...
Zacisnęłam usta w wąską linię. Słysząc to już wiedziałam, że nie mogę na nich liczyć. Wyszłam obdarzając ich spojrzeniem pełnym pogardy. Nie pozostaje mi nic innego jak podstęp. Skoro Anioł Ciemności do swojego grona dopuszcza tylko upadłe wybranki, będę jedną z nich...


~*~
Rozdział krótki, ale o dziwo udało mi się napisać rozdziały na każdy blog...
Mam nadzieje, że ten rozdział nie wyszedł tak źle?