niedziela, 24 marca 2013

Rozdział 10 - Krok w przeszłość.





Wow! Szczerze mówiąc, zapomniałam dodać nowe rozdziały! Byłam pewna, że publikowałam je w zeszłym tygodniu. Jak widać mam sklerozę na stare lata, bądź byłam zbyt zabiegana na uczelni. Dobrze, że mam kilka rozdziałów w zanadrzu i nie musicie czekać aż wena moja w końcu dopisze ;)
~*~

Nie docierało już do mnie za wiele, więc pani Ackles łaskawie pozwoliła mi odejść. Tak. Dokładnie tak to określiła, „możesz odejść”. Nie byłam już zbyt kontaktowa, więc nawet nie zareagowałam na jej słowa. Za to Tyler posłał jej mordercze spojrzenie, mi zaś proponując podwózkę. Skorzystałam, bo ostatnią rzeczką, jaką pragnęłam było spotkanie przerażającego blondyna z parku.
Rozumiałam, że potrzebują pomocy - duchy, rzecz jasna – jednak nie miałam pojęcia, w jaki sposób miałabym im pomóc. Pani Ackles twierdziła, że musze je przeprowadzić przez złotą bramę. Otworzyć ją mogłam moją krwią, używając sztyletu i wymawiając zaklęcie z księgi... Której nie miałam...W zasadzie nie miałam nic. W tej sytuacji to oczywiste, że wolałam unikać duchów, które naciskają na kontakt ze mną.
Wróciłam do domu przed północną. W salonie czekała na mnie mama, która w półmroku wpatrywała się w okno. Widok był dość przerażający, ale kiedy podeszłam i dostrzegłam telefon w jej dłoni, zaczęłam rozumieć, co się stało.
-Alice dzwoniła spytać jak się czujesz – powiedziała.
-Przepraszam – bąknęłam.
-Powiedziała, że dostałaś jakiegoś dziwnego ataku.
-Nie, nie miałam żadnego ataku – odparłam, po czym dodałam – za to widziałam ducha, który wydarł się na mnie, że mam mu pomóc.
-Co proszę? – Mama otworzyła szerzej oczy. Dobrą chwile zajęło jej, zanim przyswoiła moje słowa.
-Tak. Wiem już o wszystkim mamo. Od dwóch miesięcy widzę duchy. Teraz zaczynają się niecierpliwić, bo ja jestem rzekomo jakąś cholerną Wybranką, a co śmieszniejsze? Podobno ten... Dar, jest z naszą rodziną od wieków – zaśmiałam się gorzko – czy to nie zabawne? Że nigdy o tym nie wspomniałaś...
-Myślałam, że to już za nami. Ani ja, ani twoja babka...
-Wiem, co nie zmienia faktu, że padło na mnie – odwróciłam się i weszłam na piętro.
Zamknęłam się w swoim pokoju. Wiedziałam, że mama nie przyjdzie przeprowadzić ze mną rodzicielskiej rozmowy. Najpierw musiała się uspokoić i przyjąć do wiadomości fakt, że jednak była w błędzie. Byłam już zmęczona, i choć zachowałam się podle, chciałam po prostu położyć się spać, aby móc rano znów przeżywać swój horror pt: „nie zapominaj, kim jesteś”.

Nad ranem, kiedy zeszłam już do kuchni, czekała na mnie Jo. Podała mi kubek gorącej kawy i przeczesała włosy palcami. Przez chwile zbierała się na rozpoczęcie rozmowy, a kiedy w końcu się zdecydowała zadała jedno pytanie;
-Ile wiesz?
-Wystarczająco wiele – odparłam, upijając łyk kawy.
-Więc wiesz, że przez nich twoja prababka zmarła. Zabiły ją, bo nie była w stanie przeprowadzić je na drugą stronę.
-Eleonor – dodałam.
-Tak. Eleonor – przytaknęła – Po tym... Zdarzeniu, nasza rodzina była wolna, a przynajmniej tak sądziliśmy. Aż do wczoraj, byłam pewna, że to wszystko jest za nami.
-Czekali na mnie. Nie chciałam tego, ale ja już nie mam wyboru.
-Wiem córeczko – przytuliła mnie – od tego nie można uciec i żałuje, że padło na ciebie.
-Też żałuje – odsunęłam się od niej i wróciłam na piętro.
Nie byłam w nastroju na rozmowy. Matka nie byłaby w stanie nic zrozumieć, bo dla niej jest to niepojęte. Ona nigdy nie musiała martwić się o to, czy następnego dnia duchy nie zrobią sobie z niej bomby, która może wybuchnąć w każdym momencie. Wiedziała tyle, ile przeczytała w dziennikach Eleonor. Ja o nich wiedziałam, ale nie od swojej rodzicielki, a od matki Tylera. Żałosne.
Była sobota. Rodzice mieli pojechać do pracy, potem na zakupy. Jeremy uprzedził, że wybiera się na weekend ze znajomymi. A ja? Ja postanowiłam poszukać czegoś o Eleonor. Wgramoliłam się po schodach na strych. Od dawna nikt tu nie zaglądał, a świadczyły o tym wszechobecne pajęczyny i kurz, który wzbijał się w powietrze z każdym moim ruchem. Przez niewielki świetlik wpadał blask porannego słońca, dzięki czemu byłam w stanie ocenić, gdzie powinnam szukać skrzyni. Stare pudła ze świątecznymi dekoracjami zagracały niemal całe przejście pod wschodnią ścianę. Było w tym coś podejrzanego, tym bardziej, iż podłoga w tamtym miejscu była mocno przetarta.
Podeszłam bliżej i rozbroiłam „piramidkę”. Po kilku chwilach dostrzegłam to, czego szukałam. Starą, dębową skrzynię. Matka nigdy nie pozwalała nam zaglądać do środka, twierdząc, że są tam cenne przedmioty, których nie możemy dotykać. Teraz już wiedziałam, jakie to przedmioty i tym bardziej musiałam dowiedzieć się, co przez te wszystkie lata Jo ukrywała.
Wzięłam głęboki wdech i zdmuchnęłam grubą warstwę kurzu. Potem otworzyłam skrzynie i sięgnęłam po niewielki skórzany notes, na którym znajdował się symbol identyczny jak ten, który zdobi mój naszyjnik. Wiedziałam, że nie musze już szukać, dlatego od razu wzięłam się za przeglądanie pamiętnika Eleonor. Czułam się nieswojo, w końcu to prywatne przemyślenia mojej praprababki, ale z drugiej strony, jeśli tylko tak mogłam poznać to, co mnie czeka, musiałam przezwyciężyć własne opory.
Kartkowałam strony uważając, aby niczego nie pominąć. Kilka było wyrwanych, ale zdecydowana większość zachowała się w całkiem dobrym stanie. Nie chciałam czytać o życiu prywatnym Eleonor, dlatego przeszłam od razu do dnia, w którym odkryła w sobie dar.

„15 maj 1865 roku
Wojna trwa. Każdy dzień zdaje się być tym ostatnim, choć podobno nasi wygrywają. Jestem pełna nadziei, ale Stefan nie wraca z frontu już od tygodnia. Chociaż zdaje sobie sprawę z tego, że robi to dla nas wszystkich... Ja czuje, że go tracę. Odtrącam od siebie myśli, w których opłakuje jego śmierć. Wraz z nim, odeszłaby cząstka mnie.”

„19 maj 1865 roku
Moje serce przestało bić. Utrata kogoś, kto był całym twoim światem jest utratą sensu życia. Straciłam go. Stefan odszedł, pozostawiając mnie tu samą. Nie chciałam tego. Nie mogłabym się z tym pogodzić. Jednak śmierć nie była mi pisana...”

Gapiłam się w idealnie wykaligrafowane pismo, starając się dopuścić do myśli, że Eleonor próbowała popełnić samobójstwo. Cóż... Był to piękny akt miłości, ale z drugiej strony przez swoją głupotę zbudziła dar... Tak myślę.

„26 maj 1865 roku
Widziałam go! Moje serce zabiło mocniej, ale... Byłam przerażona! To nie dorzeczne! Widziałam jak opuszczali go do mogiły. Ubranego w mundur... Z raną w klatce piersiowej. Ten, który go przypominał, był tak realny. Tak prawdziwy...”

„16 czerwca 1865 roku
Stefan... Powiedział, że nie może przejść. Dlaczego tylko ja go widzę? Mary powiedziała, że to dar. Że jest z nami od wieków, lecz nie każde pokolenie go dziedziczy. Dla niego zrobiłabym wszystko, ale ja nie potrafię mu pomóc. Nie wiem, co miałabym zrobić. Ja wciąż nie rozumiem co się ze mną dzieje.”

Znała Mary. Może to do niej powinnam się udać? Wydaje mi się, że to lepszy pomysł niż wypytywanie matki, w końcu ona ma wiedze czysto teoretyczną... O ile w ogóle.
Dziwne. Teraz nie robiło na mnie wrażenia nawet to, przyjaciółka mojej praprababki żyje wciąż w tym mieście i ma się całkiem dobrze... Mimo bardzo podeszłego wieku.

~*~

Na podjeździe stały dwa czarne samochody, których lakier lśnił w porannych promieniach słońca. Uśmiechnął się nieznacznie, po czym wszedł na werandę i zapukał do drzwi. Po krótkiej chwili, w progu pojawiła się niewysoka brunetka. Na jej twarzy malowało się zdumienie, zmieszane z przerażeniem. Była zaskoczona obecnością mężczyzny, jednak złość zaczynała się w niej gromadzić, aż w końcu znalazła ujście;
-Wynoś się stąd! – Wrzasnęła, odpychając go.
-To teraz tak traktujecie starych przyjaciół?
-Nie masz prawa tu przychodzić – wycedziła.
-Chce odwiedzić chrześniaka – zaśmiał się sztucznie.
-On ci nie pomoże. Nie dostaniesz księgi.
-Oh, księga to najmniejszy problem. Potrzebuje Scarlett Stone. – Gordon wzruszył leniwie ramionami.
-Dlaczego? Dlaczego im pomogłeś?
-Nie cieszysz się? Dzięki moim dobrym radom twój synuś wrócił do ciała – ściągnął brwi jak gdyby niedowierzał pytaniom kobiety.
-Owszem, ale robiłeś to, bo chciałeś zyskać jego zaufanie. Dlaczego?
-Gdyby was zabrakło, to ja stałbym się jego prawnym opiekunem – zabrzmiało to jak groźba, ale pani Ackles nie zamierzała zwieźć się słowom mężczyzny, który niegdyś faktycznie był przyjacielem rodziny.
-Jest już odpowiedzialny za samego siebie, więc daruj sobie.
-Racja, nie jest już dzieckiem, ale może to i lepiej – udał zamyślonego i zerknął w głąb mieszkania.
-Ja jestem strażniczką. Mój syn ma w sobie coś wyjątkowego i nie pozwolę ci go tknąć. Scarlett zaś przeprowadzi dusze, czy ci się to podoba czy nie.
-Ma coś wyjątkowego, czego nikt nie potrafi nazwać – sprostował – myślisz, że też jest strażnikiem?
-Nie twój interes.
-Tak, tak właśnie myślisz – pokręcił w rozbawieniu głową i sięgnął po cygaro, które miał ukryte w kieszeni.
-Wynoś się – pchnęła go jeszcze odrobinę, po czym trzasnęła drzwiami.
Oparła się i zakryła twarz dłońmi. Wzięła kilka głębszych wdechów, jednak to nie przyniosło ulgi. Nadal była zdenerwowana pojawieniem się Gordona. Obiecała sobie, że nigdy więcej nie dopuści go do syna. Nie przypuszczała, że Tyler sam się do niego uda. Teraz żałowała, że przez te wszystkie lata, Tyler nie miał pojęcia o swoim pochodzeniu.
Gordon był kimś, wobec kogo żywiła ogromne zaufanie. Lata pomagał jej odszukać Wybrankę. Jednak z czasem stawał się coraz bardziej zaborczy. Kiedy poznała jego prawdziwe zamiary robiła wszystko, aby mu przeszkodzić. Kiedy w pokoleniu matki Scarlett nie mogła odnaleźć tej, która miała przeprowadzić duszę... Straciła wiarę. Wiedziała, że prędzej czy później dojdzie do tragedii, musiała zostać w mieście – gdzie było jej miejsce. Lecz nie zabroniła wyjazdu synowi, wierząc, że dzięki temu on uniknie śmierci.
Jej matka była strażniczką, jej babka też nią była. Wbrew pozorom nie tylko Wybranka ma swoiste zadanie do wykonania. Każda porażka Wybranki jest też porażką strażniczki. Lecz najgorsze jest to, że duchy nie mają skrupułów. Oczekują pomocy, a duchy, które nagromadziły się Broken Hills, są wyjątkowo zniecierpliwione. Z czasem zaczną się upominać. Zaczną być coraz śmielsze. Posiądą moc Scarlett, a strażniczka będzie musiała podjąć decyzje. Albo zabije Wybrankę, albo miasto legnie w gruzach...

piątek, 8 marca 2013

Rozdział 9 - Rozbudź moce.





Jego twarz wykrzywiła się w przerażającym grymasie. Gwałtownie odchylił głowę do tyłu i zawył, niczym wilk. Wrzask, który z siebie wydobył, słyszany był jedynie przeze mnie, dlatego omal nie upadłam na kolana, zakrywając uszy dłońmi. Chwile później poczułam, jak ktoś próbuje mnie podnieść, a kiedy podniosłam głowę do góry zobaczyłam jedynie Alice i Marie. W ich oczach widziałam przerażenie, więc wnioskowałam z tego, że moje zachowanie musiało wyglądać, jak jakiś dziwny atak. Oddychałam ciężko, próbując się uspokoić. Rozejrzałam się nerwowo, ale prócz zdumionych twarzy, nie dostrzegłam żadnego ducha.
-Sky? – Brunetka przyjrzała mi się uważnie, a ja tylko przełknęłam głośno ślinę.
Ktoś podał mi szklankę z zimną wodą. Wypiłam całą jej zawartość, niemal jednym łykiem. Usiadłam na moment na barowym krześle i przetarłam twarz dłońmi. Jeśli tak ma wyglądać, większość moich spotkań z duchami, to muszę nauczyć się kontroli nad tym przeklętym darem. Nie mogłam się skupić na tym, co przyjaciółki do mnie mówiły. Z natłoku słów, które krążyły wokół mnie, wyłapałam tylko „czy wszystko gra?”. Nie, nie grało. Nie mogłam pozwolić, aby coś takiego się powtórzyło.
-Wrócę do domu, nie czuje się najlepiej – powiedziałam ochryple.
-Odwiozę cie – zaoferował Lucas, jeden z barmanów, a zarazem przyjaciel mojego brata.
-Nie, poradzę sobie – uśmiechnęłam się blado i zsunęłam z dość wysokiego krzesła.
-Tylko uważaj – poprosiła Alice.
Wyszłam z Gold i przystanęłam na moment przed budynkiem. Wahałam się, którą drogę powinnam wybrać, ale zanim się zdecydowałam, przed wejście podjechało czarne audi. Fakt, unikałam go. Ale teraz dziękowałam Bogu, że nie musiałam zetknąć się z blondynem z parku.
-Nie wyglądasz jak ktoś, kto się dobrze bawi – skwitował, gdy wślizgnęłam się na miejsce pasażera.
-Bo tak nie jest. – Skrzywiłam się – Właśnie, zostałam ogłuszona przez ducha, który mógłby grać główną rolę w jakimś japońskim horrorze.
-Może jest więcej plusów? Zaczniesz pisać scenariusze hitów kinowych – zaśmiał się.
-A potem mnie zamkną. Będziesz mnie odwiedzał w psychiatryku?
-Wykiwałaś mnie, co w zasadzie rozumiem, choć jestem wściekły, – spojrzał na mnie spode łba – a matka tam na nas czeka od dwóch godzin. Dla nas obojga będzie lepiej, jak w końcu się z nią spotkasz.
-Chyba masz racje – przyznałam niechętnie.
-I na przyszłość, nie rób tego więcej – warknął.
Jego zdenerwowanie wyraźnie udzieliło się również i mi. Przygryzłam dolną wargę, powstrzymując się od komentarza. Z naszej dwójki, to ja miałam przechlapane, a on nie wiedzieć, czemu, uczepił się mnie. Mógł znów wyjechać, ale nie. Został tu, a ja, choć pragnęłam, aby o wszystkim pamiętał, teraz tego żałuje...


Pani Ackles siedziała w salonie, trzymając w dłoni lampkę czerwonego wina. Wsłuchiwała się w odgłosy naszych kroków i dopiero, gdy podeszliśmy bliżej, zerknęła na nas zza ramienia. Była wyraźnie zirytowana naszym spóźnieniem, ale mój strój nie uszedł jej uwadze i od razu postanowiła to skomentować.
-Ładna sukienka. – Mruknęła – Siadajcie.
-Chciała pani ze mną rozmawiać – odparłam nie zwracając uwagi na słowa kobiety.
-Owszem – westchnęła pretensjonalnie.
Sięgnęła po Księgę Umarłych, którą poznałam wczorajszego wieczora, i o której raczej chciałam zapomnieć. Przekartkowała kilka stron i zatrzymała się na tej, gdzie znajdował się rysunek.
-Pani ją potrafi przeczytać? – Spytałam, przypominając sobie słowa Tylera.
-Nie, ale jest kilka podań, które wskazują, gdzie i czego mam szukać... Jak już Wybranka się pojawi, oczywiście – spojrzała na mnie oczekująco, po czym podała księgę, – co tu pisze?
-Ehm... – Odchrząknęłam i przyjrzałam się szkicowi.
Było to drzewo dębu. Duże, dostojne o potężnym pniu i rozłożystych gałęziach. Najgrubszy konar zdawał się owijać pień, a na jego korze widniało wyryte słowo „Wybranka”. Tuż pod rysunkiem w kilku słowach opisane było przeznaczenie nieszczęsnej wybranki – w tym wypadku moje.
-Gdy serce przestanie bić, poczuje siły krzyk. Znów powróci ta, która ma uratować nas. Przeprowadzi przez złote bramy, wypełni obietnice i przeznaczenie, które na jej ramiona składamy...
-Doskonale – pani Ackles spojrzała na syna, potem na mnie – Pewnie wiesz, że ten... Dar, jest z twoja rodziną od wieków.
-Właściwie to nie – mruknęłam niechętnie.
-W takim razie porozmawiaj z matką, nie mam ani ochoty, ani czasu na tłumaczenie ci tego wszystkiego.  – Machnęła lekceważąco dłonią, po czym kontynuowała. - Musisz skupić się na księdze. Przeczytasz ją i zinterpretujesz. Potem porozmawiamy i postaramy się znaleźć ostatnią księgę i złoty sztylet.
-Proszę mi coś wyjaśnić. Jestem Wybranką, podobno szukaną przez wieki... A co z Eleonor? Moją praprababką.
-Powiedzmy, że była wyciszona. Była Wybranką tak jak ty, i pokładali w niej ogromne nadzieje, ale nie mogła odczytać Księgi.
-Dlaczego? – Dopytywałam ciekawa.
-Bo nie uwierzyła i było już za późno. Odpychała to od siebie, a kiedy doszło do dnia sądu, nie mogła się bronić. Dlatego tak ważne jest, aby się spieszyć. Dusze wiedzą, że jesteś, ale im dłużej czekasz, tym bardziej one są zniecierpliwione... Dlatego teraz weź się do roboty.
-Nie podoba mi się to, jak pani się do mnie zwraca. Rozumiem, że pani za mną nie przepada za to, co zrobiłam Tylerowi, ale proszę mi wybaczyć, nie jestem kimś, kim można dyrygować. – Podniosłam się z miejsca i spojrzałam z wyrzutem na bruneta.
-Moja droga, tym razem nie masz nic do powiedzenia, – upiła spory łyk wina – tu nie chodzi o twoje widzi mi się. Twoim zadaniem jest tylko i wyłącznie, przeprowadzenie dusz przez bramę.
Pokręciłam z niedowierzaniem głową. Odłożyłam księgę na szklany stolik i najzwyczajniej w świecie, wyszłam. Na dołączenie do mnie Tylera nie musiałam długo czekać. Po za tym, gdy już zatrzasnęłam drzwi, słyszałam jak wszczął kłótnie z matką. Nie powiem, było to na swój sposób urocze, ale z drugiej strony, to jego matka i było mi zwyczajnie głupio, że znów to ja jestem temu winna.
-Moja matka sądzi, że twoje przeznaczenie i twoje zadanie to jedyne, o czym powinnaś myśleć. – Powiedział, próbując jakoś wytłumaczyć zachowanie matki.
-Nie obraź się, ale ona raczej już taka jest. Tobie też mówiła, co masz robić, dlatego wyjechałeś. – Zauważyłam, na co chłopak kiwnął nieznacznie głową.
-Po prostu myślę, że ona może ci pomóc.
-Na razie nawet nie wiem, co muszę zrobić żeby to się skończyło – westchnęłam – posłuchaj, wrócę do domu i ochłonę.
-Scarlett, wydaje mi się, że dla twojego bezpieczeństwa, powinnaś jej zaufać, chociaż ten jeden raz.
-Nie rozumiem, o co ci chodzi – przyznałam, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
-Od dziesięcioleci dusze nie przeszły przez bramy. Każda zwłoka rozdrażnia je jeszcze bardziej. Są jak tykająca bomba, czy Szklana Pułapka. Normalnie pewnie też bym ją olał, ale tym razem ma dość sensowne argumenty, niestety.
-No dobrze – westchnęłam zrezygnowana i wyminęłam go, wracając do środka.
Kobieta wciąż siedziała na skórzanej sofie. Przeglądała Księgę Umarłych i kompletnie olała fakt, że właśnie zmieniłam zdanie. Rzuciła na mnie okiem, po czym z wymuszonym uśmiechem na ustach jęknęła krótkie „przepraszam”.
-Proszę mi wszystko wyjaśnić – powiedziałam, ignorując przeprosiny, które i tak nie były szczere, więc się nie liczyły.
-Musisz odnaleźć drugą część Księgi, ale co najważniejsze złoty sztylet. Twoja krew po odprawieniu rytuału będzie kluczem do bram...
-Moja krew!?
-Nie dramatyzuj. Wystarczy kropla – wzruszyła ramionami, a ja wciąż gapiłam się tępym wzrokiem w brunetkę, która jak gdyby nigdy nic zaciągnęła się papierosem.
-Świetnie.
Omal się nie rozpłakałam. Nie z przerażenia, a z wściekłości. Byłam wściekła na to całe cholerne przeznaczenie. Byłam wściekła na Acklesów. Byłam wściekła... Bo nie mogłam się już cofnąć...

~*~

Westchnęła cicho i pogłaskała czarnego kocura, który pochrapywał na jej kolanach. W powietrzu unosił się zapach licznych mieszanek ziół i kadzideł. Stare księgi ułożone były w zgrabny stosik, a słoiczki z bliżej nieokreśloną zawartością, stały na zakurzonej półce. Nad łukiem wejściowym zawieszony był wisior, który swym kształtem przypominał łapacza snów. Gdzie nie spojrzeć ustawione zostały białe świecie, których płomień to wzbijał się, to nikł przy każdym ruchu powietrza.
Przesunęła pomarszczonym palcem po pożółkłej kartce. Doskonale wyczuwała wyżłobienia zrobione kaczym piórem. Czarny atrament gdzieniegdzie rozmazywał się ze starości, co uniemożliwiało odczytanie zwoju. Niepokoiło ją to. Obiecała najlepszej przyjaciółce strzec rodzinę Stone, dlatego wszelkie zło omijało ich dom. Teraz jednak musi poradzić sobie z czymś silniejszym – nieświadomością. Tylko ten skrawek papieru mógł rozbudzić moce Scarlett, jednak nie mogąc go odczytać, nie może jej pomóc...
Delikatny powiew wiatru rozkołysał liczne wisiory, których brzdęk zbudził kocisko. Przeciągnął się leniwie i zerknął w stronę płonącego kominka. Tuż obok paleniska stała blondynka w białej sukni. Dłonie miała splecione, a wzrok wbity w staruszkę. Podeszła bliżej, niemal unosząc się nad posadzką. Jej obecność była wyczuwalna tylko, dlatego, że sama tego chciała. Celowo ukazała się Mary, bowiem tylko ona może naprowadzić Scarlett na właściwe tory.
-Witaj Eleonoro – powiedziała wiedźma, unosząc wzrok na zjawę.
-Zapewne wiesz, dlaczego przychodzę.
-Chodzi o twoją wnuczkę, wiem – przytaknęła kobieta.
-Dziękuje ci z całego serca za pomoc, jednak musisz zrobić coś jeszcze. Scarlett nie może popełnić mojego błędu. Dusze się niecierpliwią i ja ich długo nie utrzymam z dala od niej.
-Jest z twojej krwi, trudno będzie ją przekonać, – stwierdziła staruszka – sama długo zaprzeczałaś i odpychałaś swój dar.
-Dlatego teraz jestem duchem. Chciałabym żebyś pomogła jej... Zaakceptować i poznać swoje umiejętności na tyle, aby mogła nad nimi panować. Wiesz doskonale, że w tej formie jest bezbronna.
-Obiecałam ci opiekę nad nimi i od lat nie złamałam tej obietnicy. Mój czas też się kończy, obie musimy pamiętać, że zwlekanie działa dla nas destrukcyjnie. Jednak zwój – wskazała na skrawek papieru – jest wyniszczony...
-Stefan i ja wierzymy w ciebie, pomóż nam ocalić naszą rodzinę. – Blondynka uśmiechnęła się, jednak szybko spochmurniała. – Jeśli Scarlett nie uda się przeprowadzić dusz, wszyscy zginął. Duchy posiądą jej moc, która zniszczy to miasto razem z bramą...