piątek, 26 kwietnia 2013

Rozdział 12 - Alice in...






Kiedy powóz podjechał pod posiadłość Acklesów, nieświadomie otworzyłam usta i wydałam z siebie głośne „Oh”. Nigdy nie widziałam czegoś tak pięknego. Olbrzymi dom, w zasadzie pałacyk, podparty był czterema kolumnami, okna wycięto w łuki, a wszystko wieńczyła niewielka kopuła, znajdująca się na nieco wysuniętej na wschód ścianie. Specyficzna budowla tamtych lat, a mimo to, wprawiająca w osłupienie.

Ale najpierw przywitał nas zachwycający ogród, gdzie każdy krzew był perfekcyjnie podcięty, kwiaty posadzone wzdłuż kamiennej drogi i niewielki staw z liliami wodnymi. W blasku słońca, wszystko przypominało bajkowy zamek. Zaczynałam się zastanawiać, czy aby na pewno ja tu pasuje. Fakt, w tym stroju byłam bardzo elegancka, ale to nie zmienia faktu, że towarzystwo będzie wymagało ode mnie też dobrych manier... Czy je mam? To znaczy... Nie jestem jakimś dzikusem! Po prostu nigdy nie byłam w takim miejscu.

Zerknęłam na Eleonor, szukając w niej jakiegoś wsparcia. Ta jedynie uśmiechnęła się, wzięła Charlotte za rączkę i wyszła z dorożki. Poszłam w jej ślady, choć chyba wolałabym zostać. Nie wiem kiedy, podszedł do mnie brunet, mniej więcej w moim wieku, ubrany w mundur i trzymający broń. Pochylił się odrobinę i pocałował moją dłoń. Nie wiedziałam, co się dzieje, do momentu, w którym chwycił mnie pod ramię i ruszył. Był czymś w rodzaju... Partnera na bal absolwentów.

-Witam panienko Eleonor – z zadumy wyrwał mnie głos starszej kobiety, która stała w progu i witała gości.

-Witam Tereso – blondynka uśmiechnęła się i minęła ją razem z córeczką.

-Panienka Scarclett? – Teraz kobieta zwróciła się do mnie.

-Tak, witam – uśmiechnęłam się nieśmiało.

-Proszę ją dobrze traktować panie Trevorze. – Spojrzała surowo na mojego towarzysza, ale raptownie się rozchmurzyła.

-Oczywiście – brunet zaśmiał się i przepuścił mnie pierwszą.

Nie miałam pojęcia, o co im wszystkim chodzi, chciałam poznać Stefana i to, dlaczego moja prababka zmarła. Teraz zaczynałam mieć wątpliwości, jaki to ma sens i jak ma mi pomóc impreza na dworze Acklesów?

Kiedy weszłam do środka zobaczyłam olbrzymi kryształowy żyrandol, wiszący nad naszymi głowami. Piękna mozaika zdobiła podłogę, a białe meble dodawały uroku wnętrzu. Przy dużym, czarnym fortepianie siedział muzyk, który cichutko przygrywał wchodzącym osobą. Dwa długie stołu przybrane w elegancką zastawę czekały na swoich gości. A płomień białych świec tańczył wraz z każdym podmuchem wiatru.

Kiedy podeszliśmy do stołów, po schodach zszedł gospodarz, a tuż za nim jego syn – Stefan. Musiałam przyznać, że „to coś” Tyler miał, po kim odziedziczyć. Jednak... Zdziwiłam się, gdy mój tajemniczy brunet dołączył do pana Acklesa i się z nim przywitał męskim uściskiem. W tym gwarze i szeleście sukien, trudno było wychwycić, o czym rozmawiają, ale byłam tak ciekawa, że nie omieszkałam spytać.

-Znacie się? – Szepnęłam, gdy wrócił do mnie.

-Oczywiście, przecież to mój ojciec.

Zatkało mnie. O tym drobnym szczególe nikt mi nie raczył powiedzieć. Ale to w zasadzie wiele wyjaśniało, w końcu gdyby Tyler był potomkiem Stefana, to Stefan musiałby mieć dziecko, a na to się nie zapowiada, bo z moich skromnych matematycznych obliczeń wynika, że lada dzień niestety pożegna się z życiem.

Cóż, udając opanowanie, pozwoliłam, aby Trevor odsunął mi krzesło. Zasiedliśmy za stołem, a służba zaczęła podawać dania. Nie miałam pojęcia jak mam się posługiwać tymi wszystkimi sztućcami, w końcu w naszych czasach mało kto wie, jak się nazywa widelczyk do ciasta. Zezowałam na Eleonor, mając nadzieje, że chociaż raz się nie wygłupie. Szło mi całkiem nieźle. Nie ubrudziłam sukni, ani nie pomieszałam sztućców... Za to tańce – to już inna bajka, którą wolałabym pominąć.

Zaczynałam się już niecierpliwić, a na dodatek czułam się, co najmniej dziwnie, będąc adorowaną przez prapradziadka Tylera... I raczej nie opowiem mu tej części historii. Trevor był bardzo uprzejmy i przystojny, ale mając przed oczami Tylera i tak nie mogłam dać się pochłonąć jego czarowi. Choć właściwie i tak nie wiem, co mnie łączy z Acklesem i czy w ogóle coś łączy.

-Może przejdziemy się po ogrodzie? O tej porze jest niezwykle urokliwy – powiedział, gdy muzyka na moment ustała.

Zgodziłam się, ponieważ Eleonor i Stefan zniknęli mi gdzieś, i miałam nadzieje zastać ich właśnie tam. W końcu, było to miejsce magiczne, przepełnione romantyzmem. No właśnie. Nie tylko ja je tak odbierałam...

Wieczór był chłodny, ale Trevor, jak na gentelmana przystało, zdął marynarkę swojego mundury i narzucił mi ją na ramiona. Trzymając moją dłoń, i niosąc lampkę oliwną prowadził mnie nad staw, gdzie w falującej tafli jeziora odbijał się blask księżyca. Usiedliśmy na ławeczce i szybko pożałowałam pomysłu na wspólny spacer.

Chłopak dotknął mojej ręki i na myśl przyszedł mi Tyler, który czasami dotykał mnie w taki sam sposób. Nie odsunęłam się, choć byłam powinna zrobić to od razu, bowiem chwile później nachylił się nade mną, wplótł dłoń w moje włos i pocałował, a ja głupie ten pocałunek odwzajemniłam. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz, ale jak tylko dotarło do mnie, co robię, zerwałam się z miejsca jak oparzona.

To nie był Tyler!

-Przepraszam, uraziłem cie? – Spytał dość ogłupiały.

-Nie, to moja wina... Jest ktoś, kogo mi bardzo przypominasz – wydusiłam z siebie, a potem niemal w biegu zawróciłam do posesji.

Pchnąwszy drzwi, dostrzegłam Mary Fay, która z lekkim opóźnieniem pojawiła się na przyjęciu. Widziała moje zdenerwowanie, ale nie dane mi było z nią porozmawiać. W sali rozległy się oklaski, przeniosłam wzrok na wchodzącą parę – Eleonor i Stefana. Blondynka uśmiechała się promiennie, a mężczyzna z czułością obejmował jej dłoń. Potem pan Ackles wzniósł kieliszek i postukał kilkukrotnie o jego brzeg łyżeczką.

-Ten pamiętny dzień jest dla nas szczególny. Mój ukochany syn postanowił założyć rodzinę – wskazał na moją babkę.

-Radujmy się, bowiem teraz nasza rodzina się powiększy – dodała żona mężczyzny.

Stefan przyciągnął Eleonor do siebie i złożył na jej ustach pocałunek.

Maleńka Charlotte podbiegła do mamy i zaklaskała małymi rączkami, zwracając tym na siebie uwagę. Blondynka uśmiechnęła się i pochyliła, przytulając córeczkę. Było to tak uroczę, że aż coś ścisnęło mi serce. Czyżby zazdrość? Możliwe. Ale teraz chciałam po prostu wrócić do domu.

-Niestety mamy też przykrą wiadomość – pan Ackles wyraźnie spochmurniał. -Stefan, tak jak jego brat, zostanie żołnierzem i na jakiś czas musi wyjechać, aby nasz kraj był wolny.

-Wtedy zginie – szepnęłam do siebie, co nie uszło uwadze Mary. Stała tuż za mną i nawet nie zorientowałam się, że tam jest.

-Jak to?

-Wtedy zginie, a Eleonor odkryje dar.

-Dar? – Zdumiała się kobieta.

-Nie wiesz? – Teraz to ja byłam zdziwiona.

Nie wiedziałam czy mam powiedzieć prawdę, czy zachować wszystko dla siebie. W końcu podobno nie można naginać czasoprzestrzeni. Nie chciałam wszystkiego zniszczyć przez swoją głupotę.

-Nie, ale chętnie posłucham – skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.

-Wydaje mi się, że to nie jest dobry pomysł – bąknęłam, wbijając wzrok w swoje stopy.

-W takim razie, nie wrócisz do domu – rozłożyła ręce i ruszyła w przeciwnym kierunku. Nie mogłam pozwolić jej odejść, więc czym prędzej ją zatrzymałam.

-O czym mówisz?

-Ja cie tu wysłałam, ja cie mogę sprowadzić powrotem – wzruszyła ramionami.

-Ale mówiłaś...

-Mówiłam, bo ci nie ufałam. To jak? Powiesz, o co chodzi?

-Jest Wybranką, tak jak ja. Widzimy duchy. Eleonor miała przeprowadzić je na drugą stronę, ale jej się nie udało. Teraz to całe cholerstwo przeszło na mnie. Wysłałaś mnie tu, bo miałam się dowiedzieć, dlaczego Eleonor nie uwierzyła w siebie. – Wyjaśniłam w skrócie.

-Wybranką? Ale rodzina Acklesów jest strażnikami.

-Tak, wiem o tym.

-To przeznaczenie.

-Nie lubię tego słowa – mruknęłam, krzywiąc się nieznacznie.

-Jedna z legend mówi, że to Strażnik rozbudzi Wybrankę...

-Ale podobno tylko kobiety są Strażnikami – rzuciłam.

-To nie jest wcale takie pewne. Owszem, czasem zdarzyło się, że to przyjaźń rozbudzała dar, ale większego kopa daje prawdziwe uczucie, i to wtedy pojawia się ta jedyna. Wybranka.

To dzięki Tylerowi mój dar się rozbudzi. To przez niego jestem Wybranka. Gdyby nie on, wszystko byłoby takie proste, ale też... Nigdy bym go nie poznała.

-Jak on zginie?

-Tego nie wiem, po prostu zginie na froncie.

-Eleonor znów będzie cierpieć – Mary spojrzała na przyjaciółkę, ale jednocześnie byłam pewna, że zerka na młodego Acklesa. Była wyraźnie dobita poznanym przed sekundą przeznaczeniem.

-Ty go kochasz – wydusiłam.

-To i tak nie ma znaczenia...



~*~

Podkład bardzo mi się podoba.

Rozdział... chyba nie jest najgorszy ;)








piątek, 12 kwietnia 2013

Rozdział 11 - Wskocz do króliczej nory.




Uprzedzam, że rozdział średniej długości i przeważają tu dialogi.
Mam nadzieje, że mimo wszystko pomysł się Wam spodoba.
Pozdrawiam i do napisania :)

~*~

Mogłam spędzić całą sobotę na czytaniu dziennika Eleonor, ale znacznie lepszym rozwiązaniem było porozmawianie o niej z Mary Fay. Nikt, tak jak najlepsza przyjaciółka, nie znał mojej praprababki. Na co więc miałam czekać? Wzięłam kluczyki od forda mojego ojca i wyszłam z domu przed południem. Kiedy minęłam jezioro i wjechałam na leśną drogę, odrobinę dodałam gazu. Wiedziałam, że rodzice wrócą wieczorem, ale chciałam mieć wystarczająco wiele czasu na porozmawianie ze staruszką.
Po zaparkowaniu wozu przed chatką wiedźmy, dostrzegłam jak kobieta krząta się w ogrodzie, podcinając i wyrywając przerośnięte rośliny. Na mój widok przerwała pracę i wytarła dłonie w białą szmatkę. Wyszłam z samochodu i dołączyłam do niej. Uśmiechnęła się przyjaźnie i zapraszającym gestem poprosiła, abym poszła za nią.
-Czekałam na ciebie – odezwała się, kiedy weszłyśmy do niewielkiej kuchni.
-Byłaś przyjaciółką mojej praprababki. Możesz mi coś o niej powiedzieć? – Spytałam siadając na skrzypiącym krześle.
-Jestem pewna, że wiesz już wystarczająco wiele.
-Wiem wiele, ale nie wiem wszystkiego. Chce zrozumieć, dlaczego jej nie udało się otworzyć bramy. Przez to zginęła.
-Owszem – przytaknęła, wrzucając do dwóch białych kubków jakieś zioła – zginęła też dlatego, że się przed śmiercią nie broniła. Była dobrą dziewczyną, ale czasem miewała głupie pomysły.
-Czyli, że zrobiła to umyślnie? – Ściągnęłam brwi zaskoczona.
-Myślę, że możesz to sama ocenić... – Odparła tajemniczo, po czym podała mi kubek napełniony naparem - Napij się dziecko.
Nie wiedziałam, o co jej chodzi. Czy to możliwe, że Eleonor postępując bezmyślnie zginęła na własne życzenie? Dlaczego? Dla Stefana? On już nie żył, a przez jej głupotę to teraz ja mam na karku kilkuset letnie duchy. Nie jest to coś, co nastolatka uważa za przygodę życia.
Pokręciłam głową i upiłam łyk herbaty. Intensywny zapach podrażnił moje nozdrza, a mocny, gorzki smak niemal wywołał u mnie odruch wymiotny. Z grzeczności nie chciałam pokazać jak ohydny jest napój, ale za nim w ogóle zdążyłam sztucznie się uśmiechnąć, po prostu... Straciłam przytomność. Przynajmniej tak mi się wydawało, bowiem obudziłam się w zupełnie innym miejscu. Byłam niemal pewna, że to sen do momentu, w którym spadłam z dużego łoża.
Niezgrabnie podniosłam się z ziemi i uświadamiając sobie, że jestem ubrana w staroświecką turkusową suknię zerknęłam w lustro. Włosy upięte miałam w kok, ale niesforne loki okalały moją twarz. Policzki podkreślone różem, a rzęsy czarnym tuszem. To tyle. Wyglądałam pięknie, ale to nie zmieniało faktu, że... Nie miałam bladego pojęcia, gdzie jestem i co robię w tym stroju!
Nie wiedziałam, co mam robić. Zostać na miejscu, czy szukać... Czegoś.
-Mary? – Jęknęłam oszołomiona i wtedy do pokoju weszła młoda dziewczyna, wyglądająca na służącą.
-Potrzebuje czegoś panienka Scarlett?
-Ehm... Gdzie mogę znaleźć Mary Fay? – Wydukałam.
-Pani Mary jest w stajni – odparła.
-Zaprowadzisz mnie do niej...
-Charlotte, - uśmiechnęła się przyjaźnie – oczywiście, ale panna Eleonora prosiła, abyś towarzyszyła jej tego dnia.
-Babcia? – Wykrztusiłam – To znaczy, oczywiście! Nie spóźnię się.
Ruszyłam za dziewczyną. Wychodząc z pokoju nie mogłam powstrzymać głośnego westchnięcia. Hol był długi, a wzdłuż kremowych ścian stały klasyczne meble pochodzące z okresu wojny secesyjnej. Mijałyśmy kolejne pokoje, i choć cholernie korciło mnie, żeby tam zajrzeć, to nie mogłam, bo Charlott gnała przed siebie, jak gdyby to ona spieszyła się na spotkanie ze zmarłą praprababką.
Kręte schody prowadziły na parter, gdzie sam salon z powodzeniem mógł zastępować niejedno mieszkanie. I tu musieli mieć tego samego dekoratora, bo każdy szczegół był dopracowany, a barwy nie odbiegały od tych, które znajdowały się na piętrze. W czekoladowych ramach wisiały portrety domowników – jak myślę, – które jeszcze bardziej oddawały charakter tamtym czasom. Mówię tamtym, bo byłam pewna, że Mary w jakiś dziwny sposób przeniosła mnie do 1865 roku.
Mijając kuchnie, dostrzegłam starszego mężczyznę, który zaciekawiony wyglądał za okno. Był odrobinę podobny do mojej matki, więc nieśmiało pomyślałam, że to dziadek. Mimowolnie uśmiechnęłam się. Już chciałam do niego podejść, ale wtedy przypomniałam sobie, że ja właściwie nie wiem, co tu robię, i jak mam wrócić do domu. Niemal podbiegłam do służącej, która czekała już na mnie na zewnątrz.
Obok posiadłości znajdowała się stajnia, była olbrzymia i przepiękna. Ozdobiona podkowami oraz zasadzonymi dookoła ziołami. Przypuszczałam, że za rośliny odpowiadała Mary, ponieważ podobne widziałam w jej ogrodzie. Musiała być nie tylko przyjaciółką Eleonor, ale też kimś, kto dbał o bezpieczeństwo domu – taki secret service.
Jeszcze przed wejściem usłyszałam głos kobiety. Odetchnęłam z ulgą, sądząc, że wiedźma sprowadzi mnie powrotem do moich czasów. Przyspieszyłam mijając służącą i pchnąwszy potężne drzwi niemal wbiegłam do środka.
-Mary! – Krzyknęłam stanowczo za głośno, co spowodowało, że kilka koni zarżało przestraszone.
-Cii – szatynka, mniej więcej w moim wieku, spojrzała na mnie spode łba – nie musisz krzyczeć.
-Mary? – Wykrztusiłam, – ale... Nie ważne, sprowadź mnie do domu!
-Co proszę?
-Wysłałaś mnie w te czasy, to możesz mnie też wysłać z powrotem. Ja nie mogę tu zostać! – Lamentowałam.
-Teraz rozumiem – zaśmiała się – wysłałam cie, wiec pewnie miałam w tym swój cel. Nie wiem jaki, nie znam siebie za... W którym roku żyłaś?
-W 2013! I nie żyłam tylko żyje! Błagam zrób coś!
-No... To widać jednak znalazłam sposób na długowieczność – skwitowała – nie wiem jak mam ci pomóc. Co konkretnie mówiłam?
-Że... – Teraz dopiero do mnie dotarły słowa Mary, – że sama się mogę przekonać.
-O czym?
-Dlaczego Eleonor zrobiła to.
-Co zrobiła? Wszyscy w twoich czasach są tacy nieogarnięci?
-Nie, nie wszyscy... Tylko ci, którzy widzą duchy! – Warknęłam – Ona jest moją praprababką. Próbowałam dowiedzieć się czegoś o tym, dlaczego nie udało jej się przeprowadzić dusz. Potem Mary uznała, to znaczy ty uznałaś, że sama się mogę o tym przekonać.
-Ah, więc o to chodzi. – Pogłaskała śniadego konia i zerknęła na mnie przepraszająco – Wybacz, ale ja nie mogę ci pomóc. Jeśli sama poznasz to, po co się tu zjawiłaś, wrócisz do domu.
-Świetnie – westchnęłam, opierając się o boks.
-Uważaj, ubrudzisz suknie, a dziś przecież przyjęcie organizowane przez Acklesów.
-Co? – Otworzyłam szerzej oczy.
-Jednych z założycieli Broken Hills. Eleonor spotyka się ze Stefanem.
To głupie, ale pierwsza moja myśl to Tylera. Czyżbyśmy byli ze sobą spokrewnieni? To... To nie możliwe. Nogi się pode mną ugięły. Byłam tą możliwością przerażona.
-Czy oni... – Nie mogło mi to przejść przez gardło.
-Spotykają się od roku, dzięki Bogu, że zaakceptował córkę Johna – odparła, a ja poczułam, jakby gdyby ogromny ciężar spadł mi z serca.
-Kim był John? Nic o nim nie wiedziałam.
-To pierwszy mąż Eleonor. Zmarł na wojnie trzy lata temu. – Wyjaśniła spokojnie – Myślę, że powinnaś się spieszyć. Zapewne babka już na ciebie czeka.
-Uhm... Mam pytanie – odezwałam się idąc za wiedźmą – Ty nie wiedziałaś, kim jestem, Eleonor też nie wie, ale czeka na mnie...
-Powiedziano mi, że siostra cioteczna Eleonor ma przyjechać, więc bez wątpienia to ty nią jesteś.
-To w sumie ma sens.
Charlotte zaprowadziła mnie do salonu, gdzie czekała na mnie Eleonor. Kiedy ją zobaczyłam poczułam się dziwnie. Jeszcze nie tak dawno widziałam jej ducha, a teraz... Jestem tu, w 1865 roku. To jakiś absurd.
-Scarlett! – Blondynka zerwała się z miejsca i przytuliła mnie – Za chwilę poznasz Margaret.
Mówiąc to zerknęła w stronę drzwi. Automatycznie podążyłam za jej wzrokiem i wtedy dostrzegłam czteroletnią dziewczynkę, której kasztanowe włosy spływały kaskadą, okalając drobną twarzyczkę. Ubrana w kremową sukienkę i białe pantofelki, spoglądała na mnie niepewnie.  
-Margaret, to twoja ciocia, Scarlett, przywitaj się.
Dziewczynka podeszła do nas i uśmiechnęła się promiennie.
-Dzień dobry.
-Cześć – odwzajemniłam uśmiech.
To niesamowite. W jeden dzień poznałam... Tak wielu moich przodków! Było w tym coś fascynującego, czego nie chciałabym przerywać. Niestety, byłam aż za nadto świadoma tego, że muszę wrócić do domu. Zaczynałam się nawet niepokoić, że nie zdążę, nim rodzice zauważą moją nieobecność. Tak wiem, akurat tym się teraz martwię? Cóż, nie chciałam być na cenzurowanym, a na kłótnie z Jo i Johnem nie miałam ochoty, ani czasu.
-Chodźmy, dorożka na nas czeka – Eleonor chwyciła malutką dłoń Margaret i ruszyła w stronę wyjścia.
Chciałam wykorzystać mój czas maksymalnie i dowiedzieć się jak najwięcej o mojej prababce. Jeśli w ten sposób mogłam też poznać Stefana, który jak się okazuje jest przodkiem Tylera, to, dlaczego nie?



poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Info :)



Zapraszam na prolog nowego opowiadania. Nie mogłam się powstrzymać, a wena dopisuje :) Tak więc zapraszam na http://wyszeptana-nadzieja.blogspot.com/ I proszę abyście oddały głos w ankiecie. A co do szablonu wciąż pracuje nad nim ;)