piątek, 22 lutego 2013

Rozdział 8 - Pamiętaj, że to twoje przeznaczenie.





Przed wejściem do szkoły natknęłam się na Alice, która czekała na mnie od dobrych kilku minut. Była ciekawa, czy plotki, które krążą o mnie są prawdziwe. Moja przyjaciółka nie miała pojęcia o tym, co się dzieje i szczerze powiedziawszy nie miałam ochoty jej tego tłumaczyć. Ale ona była uparta. Jak tylko wysiadłam z samochodu Tylera, niemal podbiegła do mnie, chwytając pod ramię i ciągnąć w stronę budynku.
-To prawda? – Zaświergotała, a ja nie bardzo rozumiejąc, o co jej chodzi, uniosłam pytająco brew, – Że wy dwoje? To takie słodkie!
-Al, spokojnie – zatrzymałam się raptownie i spojrzałam na nią pobłażliwie – nic między nami nie ma. Przyjaźnimy się.
-Odwiózł cie do szkoły, jesteście widywani razem na mieście... – Wyliczała – to musi coś znaczyć! Jestem twoją przyjaciółką i...
-Szkoda, że przypomniałaś sobie o tym tak późno – mruknęłam, ruszając dalej.
Brunetka dalej tam stała, zastanawiając się zapewne, o co mi chodziło. Nie chciałam jej wypominać tego, że nawet raz do mnie nie zajrzała, ale to podsumowanie samo pchało się na język. Owszem, była moją przyjaciółką, którą traktowałam jak siostrę, ale poczułam się urażona, gdy przez cały mój pobyt w szpitalu nawet nie zadzwoniła. Ciekawe, jaką ona ma wymówkę?
-Scarlett! – Dogoniła mnie i zmusiła do zatrzymania.
Spojrzałam na nią wyczekująco i dopiero wtedy w końcu to z siebie wydusiła.
-Naprawdę mi przykro! – Przytuliła mnie, po czym kontynuowała – Czułam się winna i było mi tak cholernie głupio.
-Już w porządku – odparłam, uśmiechając się odrobinę.
-Przepraszam – powtórzyła.
-Przecież mówię, że rozumiem i nawet mam pomysł. Dawno nigdzie nie wychodziłyśmy, może pójdziemy wieczorem do Gold? O niczym tak nie marze, jak o chwili zapomnienia o tym całym... Cyrku.
-Jesteś pewna? – Spytała wyraźnie zaskoczona moją propozycją.
-Tak. Potrzebuje odetchnąć, a dziś jest impreza tematyczna*.
Dlaczego to proponowałam? W zasadzie był tylko jeden powód. Nie miałam ochoty spotykać się dziś z panią Ackles. Już ułożyłam sobie plan, który zamierzałam wdrążyć w życie nim skończy się ostatnia lekcja. Tyler już zorientował się, do której miałam zajęcia, więc postanowiłam zwiać godzinę wcześniej. Wieczorem spotkam się z Alice, a Tyler nawet nie pomyśli, żeby szukać mnie w barze... Przynajmniej mam taką nadzieje.
-W takim razie chętnie – posłała mi promienny uśmiech.
-A teraz chodźmy, Collins jest nazbyt punktualny – pociągnęłam ją za sobą i chwile później zniknęłyśmy w tłumie.

Dzień w szkole minął zaskakująco szybko... Pomijając test, którym pan Collins postanowił nas „poczęstować” na samym wstępie. Ale za to potem było już tylko lepiej, choć i tak nie obyło się bez wścibskich spojrzeń osób, które rozsiali plotkę o mnie i Tylerze. Miałam się tym nie przejmować, dlatego próbowałam zachować spokój i ignorować głupie pytania
Przed piętnastą, tak jak to sobie obiecałam, zabrałam swoje rzeczy i wyszłam, tłumacząc się tym, że mam wizytę kontrolną. Oczywiście, nikt tego nie sprawdza, więc miałam pole do popisu. Dojście do domu miało mi zająć półgodziny i wolałam się pospieszyć. Ostatnią rzeczą, o jakiej teraz marzyłam, to spotkanie Tylera. Unikałam go. To jest pewne. Szkoda tylko, że do niego to nie dociera.
Kiedy wróciłam do domu, od razu wbiegłam po schodach, zaszywając się w swoim pokoju. Miałam tu spokojnie spędzić popołudnie, a wieczorem wyjść na spotkanie w Gold. Najwyraźniej mój plan od samego początku skazany był na porażkę. Kiedy wpadłam do pokoju, pod oknem zauważyłam młodą kobietę ubraną w białą suknie, która na myśl przywodziła czasy wojny secesyjnej. Miała jasne, długie włosy, które falowały wraz z każdym ruchem. Jej szarobłękitne oczy wlepione były w fotografie, które stały na nocnym stoliku. Pierwszy raz widziałam ducha... Tak starego, jakkolwiek głupio to brzmi.
-Ehm, nie przeszkadzam ci? – Spytałam ironicznie, i dopiero wtedy blondynka spojrzała na mnie.
-Witaj Scarlett – uśmiechnęła się promiennie, a jej uśmiech przywiódł mi na myśl moją matkę. Miałam wrażenie, jakbym skądś ją znała, ale trudno było mi trafnie ocenić skąd.
-Kim jesteś? – Spytałam, odkładając torbę na łóżko.
-Nazywam się Eleonor – odparła łagodnie – Długo kazałaś na siebie czekać – zaśmiała się.
-Nie wiem, o co wam wszystkim chodzi. – Jęknęłam, po czym dodałam – Przykro mi, ale ci nie pomogę. Nie chce tego daru i powtarzam to od tygodni.
-Nie wyprzesz się go, dziecko. Sama próbowałam, za późno dotarło do mnie, że to przeznaczenie. Duchy się niecierpliwiły, a teraz sama jestem jedną z nich. Jednak dziś przychodzę tu, aby ci pomóc. Twoja matka i babka nie odziedziczyły daru, choć wiedzą, że jest z naszą rodziną od wieków...
-Chwila – przerwałam jej, ściągając brwi – Naszą rodziną? O czym ty w ogóle mówisz?
-Jestem twoją praprababką – odparła od tak – musisz wiedzieć, że na twoich barkach spoczywa obowiązek.
-Nie chce go! – Warknęłam – Nikt nie pytał mnie o zdanie! Ja jestem zwykłą nastolatką, która na dodatek omal nie zabiła człowieka!
-Silny wstrząs pobudza dar. Twoja siła jest wyjątkowa i wielu chce ją posiąść. – W ogóle nie zwracała uwagi na to, co do niej mówię – Musisz przyjąć swoje przeznaczenie, od tego zależy nasze życie. Tylko pamiętaj Scarlett, są ludzie, którzy pragnął twojej mocy.
Zanim zdążyłam zaprzeczyć tym bredniom, ona po prostu zniknęła. Zostałam sama, wpatrując się pustym wzrokiem w miejsce, gdzie przed chwilą stała Eleonor. Miałam mieszane uczucia. Wciąż pamiętałam, co mówiła Mary Fay, a przestroga mojej prababki, wcale nie sprawiała, że czułam się lepiej. Jednego byłam pewna. Musiałam dowiedzieć się czegoś więcej o blondynce i o mojej rodzinie...

~*~

Przeczesała ciemne pasma grubą szczotką, którą później odłożyła na toaletkę. Przetarła twarz wacikiem i przyjrzała się swojemu odbiciu w lustrze. Zmarszczki wokół oczu pogłębiały się, choć codziennie korzystała z najlepszych kosmetyków. Jej włosy nie lśniły jak niegdyś, a skóra straciła zdrowy blask. Czas nie jest dla niej łaskawy. Biegnie przed siebie, pozostawiając jedynie przeszłość, o której wolałaby zapomnieć. Ostatnie wydarzenie, też nie sprawiały, że czuła się młodziej. Ba! To, do czego doszło, było ogromnym ciosem dla kobiety i wciąż nie potrafiła się odnaleźć. Pierwszy raz odczuwała wszechogarniający lęk, którego nie mogła się wyzbyć. Tylko on jest dla niej najważniejszy i jego śmierć, byłaby też końcem jej samej.
Westchnęła ciężko i wstała kierując się do salonu, gdzie zamierzała przejrzeć raz jeszcze Księgę Umarłych. Zawsze żałowała, że nie jest jej dane zgłębić tajemnice, które dusze w niej zawarły. Była kolejną w swoim rodzie. Jako strażniczka, miała odnaleźć Wybrankę. Starała się, choć mówiąc szczerze robiła to tylko ze względu na obietnice złożoną matce. A gdy wyszła za mąż, wręcz modliła się, aby dziecko, które w sobie nosi było chłopcem. Nie miała pewności, czy chłopcy tak samo jak dziewczynki, mogą zostać strażnikami, jednak tliła się w niej iskierka nadziei, że w końcu przerwie linie przeznaczenia, które końcem końców zawsze prowadzi do śmierci. Była szczęśliwa, gdy jej potomkiem okazał się Tylor...
-Zaraz przywiozę, Sky – z zamyśleń wyrwał ją głos syna.
Tyler zerknął na matkę z wyraźnym wyrzutem. Wczorajszego wieczora przeprowadzili długą rozmowę o tym, kim są. Był inny od przeciętnego nastolatka, zawsze interesował się wierzeniami różnych kultur, dlatego bez problemu przyjął do wiadomości to, że jego rodzina ma swoiste zadanie do wykonania. Miał jednak żal, bo rodzice ukrywali to przed nim przez dziewiętnaście lat i zawsze robili wszystko, aby miał jak najmniejszą styczność z wujkiem Gordonem, który mógłby mu wyjawić sekret. Gdy był dzieckiem nigdy nie rozumiał, o co im chodzi - w końcu był jego chrzestnym, co z pewnością wskazuje na to, że mu ufali...  A przynajmniej kiedyś tak było. Co się zmieniło? Tego wciąż nie wiedział, choć zaczął tracić zaufanie do rodziców i obawiał się, że nie uda im się go odzyskać.
-Synku, – kobieta odwróciła się w jego stronę i uśmiechnęła odrobinę – robiliśmy to dla ciebie. Nasi przodkowie ginęli, szukając Wybranki. Chciałam ci tego wszystkiego oszczędzić.
-Pieprzenie. – Warknął, po czym najzwyczajniej w świecie wyszedł.
Nie miał ochoty słuchać tłumaczeń matki, która i tak w ciąż nic nie pojmowała. Dla niej to wszytko było jasne. Tak miało być. Miał się nie wtrącać, stać z boku i być nieświadomym. A on czuł, że jest okłamywany i odtrącany. A gdy wspominał o wierzeniach, zawsze go zbywali. Najgorzej było wtedy, gdy mając osiem lat odnalazł stary talizman babki. Na pytanie, co to jest, otrzymał miesięczną karę. Dla dziecka coś, co jest niedostępne, zawsze jest najbardziej pociągające. Może i starali się sprowadzić go na ziemie, ale to, kim jest i tak odzywało się w nim każdego dnia.

~*~

Chociaż byłam wstrząśnięta pojawieniem się mojej... ehm, praprababki, postanowiłam trzymać się planu. Obiecałam Alice wybrać się na imprezę i nie chciałam jej zawieźć. Po za tym, potrzebowałam chwili wytchnienia! Nie mogłam wciąż myśleć o tym, że za każdym najbliższym zakrętem czeka mnie zderzenie z rzeczywistością.
To była impreza tematyczna, więc ubrałam czerwoną sukienkę w duże biały grochy. Włosy podkręciłam na lokówkę i dodałam również czerwoną wstęgę, która miała imitować opaskę. Delikatnym makijażem chciałam ukryć zmęczenie, ale niestety nie wyszło mi to za dobrze. Założyłam białe bolerko, niewielką kopertówkę i czarne szpilki, po czym wyszłam z domu, udając się prosto do baru. Nie chciałam ryzykować przypadkowego spotkania z Tylerem, więc uznałam, że najlepszym rozwiązaniem będzie przejście przez park, nieopodal domu.
Czerwona kula na niebie zabarwiała biel obłoków, pełną paletą pomarańczy. Powoli kryła się za koronami gęsto posadzonych drzew, które kołysały się nieznacznie na wietrze. Przyspieszyłam kroku, próbując ignorował postacie, które przechadzały się alejkami parku. Było ich tu mnóstwo, jak gdyby wieki temu w tym miejscu rozpętało się piekło. Jedni ze sobą rozmawiali, drudzy w ciszy szli przed siebie, nie zwracając uwagi na to, że czas dla nich całkowicie się zatrzymał.
Trudno było udawać, że się ich nie widzi, tym bardziej, że młody chłopak spojrzał na mnie akurat w tym momencie, gdy ja nie mogłam się oprzeć i przystanęłam na moment, wpatrując się w parę stojącą na kładce. Jak tylko się ocknęłam i uzmysłowiłam sobie, że blondyn nie spuszcza mnie z oka, przyspieszyłam kroku, modląc się, aby mnie nie zatrzymał.
Kiedy wyszłam z parku, wystarczyło minąć przecznicę. Już z oddali słychać było muzykę, która płynęła z Gold. Imprezy w tym barze zawsze były najlepszą rozrywką w mieście. Uczniowie spędzali wolny czas albo tu, albo na polanie, gdzie organizowali własne zabawy. Wbrew pozorom, Broken Hills nie było tak nudnym miasteczkiem i tętniło życiem, zwłaszcza za sprawą moich rówieśników, którzy miewali bardzo błyskotliwe pomysły na urozmaicenie sobie wolnego czasu. 
Dotarłam na miejsce i pchnęłam drzwi. W środku trwała potańcówka, jak to na lata siedemdziesiąte przystało. Z głośników wydobywał się jeden z utworów Johna Lennona, a kelnerzy sprawnie mijali tańczące osoby. W tłumie odnalazłam Alice i Marie, które wspólnie próbowały poderwać Jamesa Cartera i Davida Browna. Chłopcy byli w drużynie razem z moim bratem, więc znałam ich nieco lepiej niż moje przyjaciółki, które zachwycały się na sam ich widok. Byli przystojni, ale do odpowiednich to oni na pewno nie należeli.
Dostrzegając mnie, pomachały w moją stronę, a ja podeszłam bliżej. Dopiero wtedy, mijając duże lustro, zauważyłam blondyna z parku, który szedł za mną jak cień. Aż podskoczyłam wystraszona jego widokiem. Sądziłam, że został tam i... I po prostu nie musze się nim przejmować. Ale on bezwątpienia chciał mi coś przekazać. I przekazał, o tak!
-Musisz nam pomóc!... 

~*~
Ja uwielbiam te ich amerykańskie imprezy tematyczne, więc się nie zdziwcie, jak kilka tu się pojawi ;D

piątek, 8 lutego 2013

Rozdział 7 - Zbawienie.





Trzasnęłam drzwiami i opadłam na łóżko. Łzy spływamy po moich policzkach, a ja w żaden sposób nie mogłam ich zatrzymać. Byłam kompletnie rozbita. Nie chciałam i nie potrafiłam przyjąć tego wszystkiego do wiadomości. Ile razy mam powtarzać, że chce wrócić do dawnego życia? Czy tak trudno to zrozumieć? Myślałam, że już nic mnie nie zaskoczy, ale to?! Wybranka? Jak ktoś może być tak głupim i powierzać mi życie innych ludzi? To niedorzeczne.
Gapiłam się w obraz pudrowych róż, które wisiały na przeciwnej ścianie mojego pokoju. Liczyłam płatki kwiatów, próbując się uspokoić, choć i tak nie wychodziło mi to za dobrze. Usłyszałam ciche pukanie do drzwi, które nieco wyrwało mnie z rozmyślań. Podciągnęłam nogi pod brodę i otarłam łzy wierzchem dłoni. Chwile później do pokoju wszedł Jeremy.
Przez moment wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał, ale końcem końców podszedł bliżej i usiadł na brzegu mojego łóżka. Przyglądał mi się uważnie, a ja zaczynałam czuć się niekomfortowo. Dawno nie byliśmy tak blisko siebie, a po moich ostatnich przeżycia kompletnie się od siebie odsunęliśmy. Nie wiedziałam, o co mu może chodzić.
-Przepraszam – usłyszałam, co zbiło mnie z pantałyku.
-Ale, za co? – Bąknęłam nadal ochrypniętym głosem.
-Ten twój wypadek... – Zaczął, kładąc się obok i wbijając wzrok w sufit. Na pewno nie chciał teraz patrzeć na mnie – to moja wina. Miałem mieć cie na oku, ale wolałem pójść z Jess.
-To ja prowadziłam i tylko z mojej winy Tyler zapadł w śpiączkę – nie chciałam żeby czuł się winny, w końcu ja nie widziałam jego udziału w tym, co się stało.
-Wiecznie powtarzałem, że będę cie pilnował i zawsze tak było. Nie wiem, co wstąpiło we mnie tamtego wieczora. Chyba i ja przeholowałem z alkoholem. I przepraszam, ze cie nie odwiedzałem, po prostu nie mogłem widzieć cie w takim stanie. Mięczak ze mnie – zaśmiał się ponuro.
Dobrą chwile zabrało mi ogarnięcie jego słów. Kiedy w końcu wszystko do mnie dotarło, uśmiechnęłam się odrobinę i przytuliłam go. Brakowało mi brata i nie ważne, co nim kierowało wtedy, teraz był ze mną. Jer pogładził mnie po włosach i znów usiadł, wpatrując się we mnie świdrującym wzrokiem. Wiedziałam, o co zapyta, ale nie miałam pojęcia, co mam mu odpowiedzieć. Przełknęłam ślinę i odwróciłam wzrok.
-Co się stało? – Spytał w końcu.
-Nic ważnego – odparłam, bawiąc się obrączką Tylera, którą cały czas zapominam oddać.
-Ty i Tyler Ackles?
Nie przepadał za Tylerem - z resztą jak większość chłopaków z drużyny. Dlaczego? Bo Ty odszedł od nich i postanowił wyjechać. Kiedy podjął taką decyzję, był najlepszym rozgrywającym i poniekąd przez niego, zawalili mistrzostwa.
-Nie... Nie wiem – ściągnęłam brwi i oblizałam spierzchnięte wargi.
-Pokłóciliście się? – Wciąż nalegał. Czasami był tak uciążliwy!
-Nie, to nie jego wina. Ja po prostu... Wszystko się zmieniło, rozumiesz? Już nigdy nie będę dawną Scarlett i to mnie przeraża.
-To oczywiste, po takich przeżyciach, trudno jest wrócić do dawnego życia – uśmiechnął się pocieszająco. Nic nie rozumiał. Ale to może i lepiej? Wątpię, aby zrozumiał cokolwiek z mojego bełkotu.
-Tak, masz racje – odparłam.
-Jutro pojedziemy razem, dobranoc – wyszedł, a ja westchnęłam ciężko i opadłam na poduszki, zamykając powieki...

~*~

Siedział na czarnej, skórzanej sofie, trzymając w dłoni kieliszek whisky. Miał gdzieś to, że niedawno otarł się o śmierć. Miał gdzieś to, że wciąż nie czuje się na siłach. Martwił się o Scarlett, choć nie chciał tego pokazać. Nie był typem faceta, który okazuje swoje uczucia. Tyler, tłumił w sobie wszystkie emocje. Trudno było do niego dotrzeć, zawsze grał twardziela. Często nawet bywał w tym irytujący.
Księga Umarłych jest jedną z dwóch części Ksiąg, które Wybranka musi posiadać, aby móc zbawić dusze. Wiedział o tym, dlatego zależało mu na poznaniu prawdy. Prawdy o legendzie. Dotąd sądził, że to bujda na resorach. Że jego matka po prostu fascynuje się tym, bo jest to coś niesamowitego. Ludzi zawsze pociąga to, co jest nieprawdopodobne – był pewien, że tak jest i tym razem. Teraz jednak, gdy Scarlett odczytała część Księgi, zaczął podejrzewać, że rodzice ukrywają coś przed nim i nie zamierzał słuchać ich wymówek.
-Tyler? – Do salonu weszła matka wraz z ojcem. Stanęli w progu i przyjrzeli się synowi, który w dalszym ciągu po prostu popijał alkohol.
-Scarlett potrafi przeczytać twoja bajkę – powiedział w końcu.
-Pokazałeś jej Księgę? – Spytała zdumiona, na co chłopak, jedynie kiwnął potakująco głową – Jest Wybranką. To prawda.
-Prawda? – Ściągnął brwi i zaciekawiony przekrzywił głowę, niczym labrador.
-Nie jestem tym zachwycona, ale teraz przynajmniej wiemy, że legenda jest prawdziwa – zwróciła się do męża.
-W jej rodzinie to nic nadzwyczajnego – zauważył, odkładając kluczyki do swojego volvo na stolik.
-Tak, ale tylko jej udało się to przeczytać. Nie podoba mi się fakt, że najpierw omal nie zabiła naszego syna, jednak muszę przyznać, że może dzięki tej dziewczynie uda nam się przeprowadzić dusze...
-Możesz wyjaśnić mi, o czym ty mówisz? – Tyler przerwał jej, podchodząc bliżej i oczekując wyjaśnień.
-Czekali na nią od wieków, miałam im pomóc w odnalezieniu jej. Jestem strażniczką tych ksiąg. – Odparła, zadzierając nieco głowę. Wyglądała przy tym tak, jak gdyby chciała ukazać swoją wyższość. Najwyraźniej jego rodzina posiada bardzo wiele sekretów, o których do tej pory niemiał pojęcia.
-Ta dziewucha musi teraz robić to, co jej każe. Ah, i Tyler, proszę nie spotykaj się z nią. – Rzuciła żakiet na sofę i zdjęła szpilki. – Po za tym, podziwiam cie, że potrafisz z nią rozmawiać. Przez nią byłeś na skraju... Dobrze, że lekarze byli kompetentni.
-Dla twojej wiadomości pomogła mojej duszy wrócić do ciała. To nie było cudowne wyzdrowienie. Powinnaś jej podziękować, chyba, że masz to w dupie. Co nie byłoby niczym nadzwyczajnym. Po za tym, coś kiepska z ciebie strażniczka, skoro nie masz drugiej księgi.
-Byłeś duchem? – Wydusiła z siebie, lecz szybko się opamiętała i dodała - Kto wam pomógł? Nie mogliście sami na to wpaść.
-Gordon.
-Byliście u niego! – Nie wiedział jak się zachować. Matka pierwszy raz zareagowała w ten sposób. 
-Dobra, powiesz mi w końcu, o co chodzi!?
-Kazałam ci trzymać się od niego z daleka! – Krzyknęła spanikowana - Czego on chce? Nie robił tego bezinteresownie – Szatynka odwróciła się w stronę męża, który podszedł do niej i położył dłoń na jej ramieniu. Kobieta wzięła kilka wdechów.
-O, czym ty mówisz?! – Brunet nie dawał za wygraną. To posunęło się już stanowczo za daleko, i musiał w końcu odkryć sekret nie tylko swoich rodziców, ale też Gordona.
-To skomplikowane Tyler – odezwał się spokojnie ojciec.
-To może mi wyjaśnisz? Wyjechałem, bo nie potrafiliśmy się dogadać. Teraz chyba najwyższy czas, żebyście mi wszystko wyjaśnili – zażądał.
-Myślę, ze to może być dla ciebie dość szokujące...

~*~

Zasnęłam zaskakująco szybko. Nic mi się nie przyśniło, zapewne byłam zbyt wymęczona psychicznie, abym mogła się zrelaksować. Zaś nad ranem obudził mnie niewyobrażalny ból głowy, który od chwili wypadku zdarzał się niemal każdego dnia. Odruchowo sięgnęłam po leki, przepisane dla mnie przez doktora Morgana. Połknęłam dwie tabletki i zerknęłam na wyświetlacz telefonu. Cztery wiadomości od Tylera;
„Sky, wszystko gra?”
„Spokojnie, nie panikuj, musimy to przemyśleć”
„Scarlett, gdzie jesteś?”
„Do jasnej cholery odezwij się!”
Uniosłam brwi i otworzyłam usta, chcąc coś powiedzieć, jednak z mojego gardła wydobyło się głośne westchnięcie. Nie chciałam się z nim widzieć. Musiałam przemyśleć i przetrawić fakt, że jestem skazana na szaleństwo. Głupi błąd, który każe mi za siebie płacić. Rewelacyjnie.
Zwlekłam się z łóżka i wykonałam wszystkie poranne czynności. Rozczesałam jasne włosy i spięłam je klamrą. Trzymając w dłoni aplikator do pudru, przez chwilę wpatrywałam się w swoje odbicie. Moja cera była zdumiewająco blada. Błękitne oczy podkrążone, a złote pasma straciły blask. Stres i nerwy odbiły się na mnie ze zdwojoną siłą. Byłam jedynie cieniem tej dziewczyna, którą niegdyś byłam. Tak wiele się zmieniło w ostatnim czasie, że nawet zapomniałam o marzeniach, które zawsze były dla mnie bardzo ważne. Człowiek marzy, by kiedyś móc te marzenia spełnić. Ja odnosiłam wrażenie, że już nie jest mi nic dane. Dar wypełni całe moje życie.
Zeszłam do kuchni, wypiłam zimną kawę i sięgnęłam po skórzaną kurtkę. Wsunęłam na nogi botki i rzuciłam okiem na matkę, która zaciekawiona przyglądała mi się uważnie. Według niej wszystko wracało do normy, choć poprzedni wieczór dawał wiele do myślenia. Mama była dobrą kobietą, jednak czasami odnosiłam wrażenie, że widzi tylko to, co chce dostrzec. Wszystko inne puszcza mimochodem. Może się myliłam... ale właśnie tak uważałam.
Usłyszałam klakson. Jeremy czekał już na mnie na zewnątrz. W tym całym cyrku jest jeden plus. Znów zbliżyłam się do brata. Wiedząc, że jest przy mnie czułam się pewniej. Wybiegłam na zewnątrz, trzaskając drzwiami i ku mojemu zdziwieniu to nie samochód Jeremy’ego zastałam, a Tylera. Siedział w czarnym audi i spokojnie czekał aż do niego podejdę.
Wywróciłam teatralnie oczami i westchnęłam. Jeśli poszłabym pieszo spóźniłabym się, zaś cholerny bus odjechał kilka minut temu. Byłam skazana na Acklesa, choć nie chciałam go widzieć - przynajmniej nie dziś. Wślizgnęłam się na miejsce pasażera i zapięłam pas. Wbiłam wzrok w jezdnie, nawet nie zerkając na chłopaka. Brunet jednak wlepiał we mnie brązowe tęczówki, jak gdyby oczekiwał jakiś wyjaśnień z mojej strony.
-Powiedziałem Jeremy’emu, że dziś ja cie odwiozę – odezwał się.
-Na następny raz uprzedź mnie – warknęłam, nie spuszczając wzroku z drogi.
-Zrobiłbym to, gdybyś odbierała – odparł.
-Nie chciałam z nikim rozmawiać.
-Z nikim, czyli głównie ze mną. – Zaśmiał się – Słuchaj, powinnaś porozmawiać z moją matką.
-Chyba się przesłyszałam. Powiedziałeś, z twoją matką? – Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, jednak chłopak w żaden sposób tego nie skomentował.
-Po szkole wpadnę po ciebie, potem zabiorę cie do mnie.
-Czy ja tu mam coś do powiedzenia? Chyba się zapędziłeś – mruknęłam pod nosem.
-Sky, kiedy wyszłaś dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy, ale będzie lepiej, jeśli mama sama ci to powie.
Ton jego głosu był dziwnie bezbarwny. Nie sprawiło to, że poczułam się lepiej. Odniosłam wrażenie, że to jeszcze nie wszystko. Nie chciałam dowiedzieć się kolejnych dziwnych rzeczy o mnie i moim darze. Sama zdecyduje, czy chce zostać Wybranką. To będzie moja decyzja, nie jakiejś głupiej książki. Pani Ackles nie ma nic do powiedzenia...

~*~
Jak widać zaczynają się zmiany w życiu Scarlett.
Ten rozdział podoba mi się. Opisy są mniej więcej zrównoważone z dialogami. No i tu po raz kolejny fragment w 3 os. mam nadzieje, że wyszedł ok. ;)