Rozdział
wybitnie krótki, ale mam nadzieje, że nie najgorszy :)
Choć wydaje mi się, że zaczynam pisać masło maślane :(
~*~
Posłusznie
dreptałam za Mary Fay, która prowadziła mnie na... Cmentarz. Podobno tam wymówi
zaklęcie, po którym wrócę do domu. Gwałtowna burza, która rozpętała się przed
kilkoma chwilami sprawiała, że nie miałam najmniejszej ochoty pałętać się teraz
między nagrobkami, zaś widok duchów unoszących się nad swoimi mogiłami robił
wstrząsające wrażenie. Bez problemu mogłam wyczuć bijącą od nich aurę
niepokoju, a sama byłam spięta i co tu dużo kryć, przerażona. Wiedziałam, że
spoglądają w moim kierunku wyczekując ratunku, jednak w obecnej sytuacji, to ja
go potrzebowałam.
Wciąż nie
wiedziałam, dlaczego współczesna Mary mnie tu wysłała, bowiem jeśli mam być
całkowicie szczera, to wiem na pewno tylko tyle, że moja „wycieczka” niczego
szczególnego mnie nie nauczyła. Nie dowiedziałam się, dlaczego Eleonor
odrzucała swój dar, a myślałam, że pobyt tutaj zmieni moje nastawienie. Jak
widać, myliłam się. To wszystko jest moim problemem, z którym muszę się
zmierzyć sama.
Zatrzymałyśmy się
przed starą rodzinną kryptą. Nie wiedziałam, że takową posiadaliśmy. Matka
nigdy mi o niej nie opowiadała, zresztą i tak nie ma już śladu po tym
cmentarzu. Na jego miejscu jest osiedle, dla bogatych i aroganckich
przedstawicieli władzy. Swoją drogą... Ciekawe, dokąd te wszystkie dusze
powędrowały? Być może część z nich to duchy z parku.
Wiedźma
wyprostowała ręce i szepcąc coś cicho pod nosem sprawiła, że wrota krypty
otworzyły się na oścież. Wcale nie chciałam tam wchodzić. W czasach, w których
żyjemy mogliby mnie odesłać do psychiatryka za taką akcje. Zastanawiałam się
nad tym, czy nie powinnam wiać, póki mam czas. Raczej nikt normalny nie chadza
burzową nocą po cmentarzu pełnym niespokojnych zjaw. Najwyraźniej ja już nigdy
nie będą normalna.
-I co teraz? –
Szepnęłam, czując jak w gardle rośnie mi gula.
Odchrząknęłam
cicho i obróciłam się wokół własnej osi. Wszędzie wisiały pajęczyny. Wyżłobione
wewnątrz kamiennych płyt półki były zakurzone, a niewielkie figury aniołów,
które się weń znajdowały zdawały się być posmutniałe. Na samym środku krypty
znajdowała się trumna z ciałem dziadka Eleonor. Zrobiłam kilka kroków do przodu
i dostrzegłam połyskujący w świetle świec złoty sztylet. Może nie jestem zbyt
błyskotliwa, ale od razu przypomniałam sobie o sztylecie, który ma mi pomóc
przeprowadzić dusze. To musiał być on. Odruchowo sięgnęłam po niego, ale Mary
delikatnym ruchem dłoni sprawiła, że zachwiałam się.
-To nie twoje
życie, nie możesz go zabrać, bo wszystko przepadnie. Nie tylko tu, ale też tam.
Nigdy się nie narodzisz, a ziemie pochłonie ciemność – powiedziała
zachrypniętym głosem.
Cóż, nie musiała
mi tego powtarzać drugi raz, i tak nieźle mnie nastraszyła. Ukryłam dłonie w
długich rękawach bawełnianego nakrycia. W ciszy przyglądałam się jak wiedźma
zapala świece na trumnie nieboszczyka. Sypie czarne zioła i cicho wymawia
zaklęcie. Magia zawsze była dla mnie abstrakcją. Nie chciałam mieć z nią nic
wspólnego, ale o zgrozo los chciał inaczej.
-Podejdź –
powiedziała, wyciągając do mnie dłoń.
Zawahałam się, ale
i tak nie miałam wyboru. Podeszłam bliżej, a ona chwytając mnie za rękę,
sięgnęła po szpilkę, którą spięła włosy. Nawet nie chciałam wiedzieć, co
zamierza zrobić. Przymknęłam powieki, ale i tak poczułam bolesne ukłucie.
Kropelki krwi spływały na trumnę, tworząc dziwny wzór. Mary zaczęła mamrotać do
siebie zaklęcie, jednak słowa były tak niezrozumiałe i wymawiane tak szybko, że
nic z nich nie rozumiałam. Zamierzałam się właśnie odezwać, jednak w tym
momencie ogień świec zniknął, a krew, którą ze mnie upuściła zaczęła wirować.
Zbierało mi się na wymioty, a zapach kadzideł w ogóle nie pozwalał mi się
uspokoić. Wpatrując się w ten wir czułam, że zaczynam tracić nad sobą kontrole.
Nogi się pode mną ugięły, nic do mnie nie docierało. Przez ułamek sekundy
miałam wrażenie, że oczy wiedźmy przybrały barwę szkarłatu, jednak nie byłam w
stanie nic z siebie wydusić. Upadłam i straciłam przytomność.
Ocknęłam się w
starej chacie Mary. Kocur siedział na sofie wlepiając we mnie szmaragdowe
ślepia. Poczułam się wręcz nieswojo, ale wtedy do izby wróciła gospodyni.
Uśmiechnęła się promiennie i podała mi kubek kakao. Nie miałam ochoty nic pić,
nie u niej. Bóg jeden wie, czy nie wpadnie na pomysł wysłania mnie... Bóg jeden
wie, gdzie.
-Wróciłaś –
powiedziała.
-Tak, ale niczego
się nie dowiedziałam. Po za faktem, że Eleonor związała się z przodkiem Tylera.
-Nie wiesz,
dlaczego odepchnęła dar? – Zdumiała się.
-Nie. Kochała
Stefana, po jego śmierci z pewnością cierpiała, ale to nie wyjaśnia jej
zachowania. Po prostu olała to wszystko – odparłam przeczesując włosy – Musze
już wracać, wszyscy będą się zamartwiać.
-Nie było cie
raptem dwie godziny – zaśmiała się – Czas płynie inaczej tu i inaczej tam. Jeśli
chodzi o Eleonor... Kochała Stefana całym sercem, ale dla Charlott nie chciała
tego daru. Odtrącała go, ale duchy nie tolerują takiego zachowania i nawet
Stefan nie mógł ją ustrzec przed ich gniewem. Zginęła, bo nie chciała zostawić
córki.
-W, jakim sensie
zostawić?
-Kiedy w końcu
zrozumiała, że nie może z tego zrezygnować, starała się pomóc duszą, ale było
za późno. Walczyła o siebie i Charlotte, małej się udało, bo ja ją ukryłam, ale
Eleonor zginęła.
-Nie zamierzam
skończyć jak ona. – Zapewniłam i niezgrabnie podniosłam się z miejsca – Do
zobaczenia Mary.
-Scarlett! –
Krzyknęła jeszcze za mną.
Przystanęłam i
odwróciłam się w jej stronę, czekając aż rozpocznie;
-Masz w sobie moc,
o której nie wiesz. Masz siłę i musisz być tego świadoma, bo brak świadomości
prowadzi do destrukcji.
Nic nie odparłam.
Nie rozumiałam jeszcze, o co jej chodzi, ale byłam zbyt zmęczona, aby cokolwiek
mogło do mnie docierać. Po prostu wyszłam z tylko jednym celem. Gorącą
kąpielą...
Miała racje. Nikt
nawet nie zauważył mojej nieobecności - prócz Tylera, który próbował się do
mnie dodzwonić. Zaczynał się niepokoić, co na swój sposób było urocze.
Zostawiłam telefon w domu, i jak tylko zobaczyłam nieodebrane połączenia
postanowiłam oddzwonić. Czekając aż chłopak odbierze, zastanawiałam się, co mam
mu powiedzieć. Oczywiście cokolwiek to nie będzie, to na pewno pominę drobny
szczegół o tym, że całowałam jego przodka. To jest niesmaczne na samą myśl, i
aż wyobrażam sobie jego minę. Na pewno wziąłby mnie za... Takiego określenia
chyba nawet jeszcze nie ma.
-Sky? Dzwoniłem.
-Przepraszam,
wyszłam z domu i zapomniałam telefonu. – Odparłam szybko – stało się coś?
-W zasadzie nic –
przyznał.
-W zasadzie?
-Dowiedziałem się
czegoś o wujku i raczej nie chce o nim rozmawiać z rodzicami – odparł.
-Dobrze, spotkamy
się za pół godziny – i nici z kąpieli, pomyślałam – Spotkajmy się na cmentarzu.
-Cmentarzu? Dobrze
się czujesz? – Zaśmiał się.
-To nie jest
śmieszne, musze ci o czymś powiedzieć. I przy okazji wiem, gdzie jest złoty
sztylet... A w zasadzie gdzie był podczas wojny secesyjnej – mruknęłam sięgając
po ulubiony, błękitny kubek.
-Co? – Zdawał się
pytać, „odbiło ci”.
-Wyjaśnię ci to
potem. Do zobaczenia – rozłączyłam się i wsypałam do kubka czubatą łyżeczkę kawy.
Musiałam stanąć na nogi i nieco się ogarnąć. Przypuszczałam, że nie wyglądałam
zbyt atrakcyjnie.
~*~
Siedział w
czarnym, skórzanym fotelu i wpatrując się w okno, obracał w dłoni złoty sztylet
z wygrawerowaną formułą. Długo go szukał. Popadł wręcz w obsesję. Całe swoje
życie poświęcił szukaniu przedmiotów, które pozwolą mu stać się nieśmiertelnym.
Brakowało tylko jej. Wybranki. Trudny orzech do zgryzienia, bowiem Scarlett nie
jest naiwna. Potrafi o siebie zadbać. Wie, że dar jest czymś wyjątkowym, z
czego nie może zrezygnować. W jaki sposób „przemówi jej do rozsądku”? Nie ma
zbyt wiele czasu, bo jeśli dusze zniszczą miasto, to nici z jego planu, a w
końcu to one są najistotniejszym elementem układanki.
Strażnik miał
strzec nie tylko samej Wybranki. Miał uczynić wszystko, aby Mroczni nie mieli
dostępu do Ksiąg. Przez stulecia udawało się im chronić dziedzictwo, ale z
biegiem lat wszystko nabrało innego tępa...
Pozyskanie dusz
było jego życiowym celem, odkąd przypadkiem do jego rąk trafiła Księga
Potępionych. Ta część Księgi Umarłych była napisana językiem śmiertelników,
dlatego nie potrzebował Wybranki, aby odczytać jej zawartość. Był wielce
niezadowolony, gdy odkrył, że tylko Ona może przeprowadzić Ceremoniał Przejścia,
podczas którego zbłąkane dusze zaznają spokoju w zaświatach. Jednak we
wszystkim są uchybienia. Tu, jest luka. Wystarczy, że prócz krwi Wybranki,
pojawi się, choć kropla posoki niepożądanej osoby, a ta może wchłonąć duszę i
zyskać nieśmiertelność.
Oczywiście, sama
Wybranka nie jest tak do końca bezbronna. Dar Widzenia nie jest jedyną jej
umiejętnością, choć odkrycie pozostałych mocy bywa przepłacone nawet życiem.
Wiedział, że musi posunąć się o krok dalej i zabić Scarlett w odpowiednim momencie...
Zaś zbliżenie się do rodziny Acklesów było elementem łączącym misternie utkany
plan. Zyskując zaufanie Tylera, mógł mieć pewność, że wszystko się powiedzie, a
kłamstwa i sekrety jego rodziców działały tylko na korzyść Gordona.