Blade promienie
słońca padały na moją twarz, przedzierając się przez firanki. Uchyliłam powieki
i przeciągnęłam się leniwie. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam na sofie. Byłam tak
zmęczona wczorajszym dniem, że wprost padłam wypompowana z energii. Przeczesałam
wzrokiem salon, potem położyłam nogi na podłodze i złożyłam koc, odkładając go
na zagłówek. Ziewnęłam przeciągle, ruszając do kuchni, skąd dochodził mnie
zapach świeżej kawy. Jeremy siedział przy stole, mieszając w jajecznicy. Kiedy
mnie zobaczył podał mi kubek z czarnym napojem.
-Dzięki – sapnęłam i
usiadłam naprzeciw niego. – Dalej piecze?
-Przestało – odsunął
koszulę i pokazał mi symbol, przypominający coś na kształt nieforemnego słońca
wpisanego w sześciokąt.
-Całkiem ładne –
mruknęłam.
Pokręcił w
rozbawieniu głową i przełknął kęs bułki.
-Kiedy rodzice
wrócą? – Spytałam
-A, co? Chcesz się
psychicznie przygotować – zaśmiał się.
-Zabawne – wytknęłam
język i przełknęłam ślinę.
Nie chciałam mówić,
że chce się z nimi poniekąd pożegnać. Miałam złe przeczucia i coś podpowiadało
mi, abym spotkała się z rodzicami przed odwiedzinami Gordona.
-Zwieźć cie do
szkoły? – Spytał, przerywając moje rozmyślenia.
-Nie, Ty po mnie
przyjedzie – odparłam, uśmiechając się na wspomnienie ostatniego wieczora.
-Nawet nie chce
wiedzieć, o czym myślisz – podsumował, wsadzając brudny talerz do zlewu.
Zwlekłam się z
miejsca i ruszyłam w mozolnym tempie na piętro, aby się nieco ogarnąć. Po
dwudziestu minutach byłam gotowa, więc postanowiłam poczekać na bruneta przed
domem. Chwyciłam jeansową kurtkę, torbę przewiesiłam przez ramie i wyszłam,
zatrzaskując drzwi. Zdziwiłam się widząc Ackles’a rozmawiającego z moim bratem,
ale kiedy zorientowali się, że do nich dochodzę, szybko przerwali pogawędkę...
A w zasadzie Jeremy przerwał.
-Nie chciałam wam
przerywać – uśmiechnęłam się kpiąco i wsiadłam do samochodu Tylera. Po chwili
chłopak do mnie dołączył, pochylił się nade mną i wplótł palce w moje włosy.
Pocałował mnie bardziej zdecydowanie, niż poprzedniego wieczora. Zniewalający
zapach mięty sprawił, że zaniemówiłam. Zaczerpnęłam powietrze i oblizałam
wargi, wpatrując się, jak brunet odrobinę się odsuwa.
-Odwiozę cie do
szkoły, potem musimy pogadać z matką. Twierdzi, że powinnaś potrenować moce. –
Przekręcił kluczyk w stacyjce i wyjechał spod mojego domu na główną drogę.
-Czyli, co? –
Spytałam, unosząc brwi.
-Musisz nauczyć się
nad nimi panować, tak jak zrobiłaś to z darem.
-Nie mamy na to
czasu – odparłam – z darem nie poszło mi tak łatwo... Po za tym sądzę, że
powinniśmy skupić się na Gordonie.
Nic nie
odpowiedział. Jego milczenie nie uznałam, jako zgodę, a jako coś na kształt
„bez dyskusji”. Westchnęłam i odwróciłam głowę, wpatrując się w mijane budynki.
Szczerze? Nie
pamiętam, kiedy ostatnio czułam się tak swobodnie. Powrót do szkoły dobrze mi
zrobił. Znów mogłam wrócić, choć odrobinę do normalnego życia. Nawet nie
sądziłam, że będę tak odprężona w ścianach starego budynku. Pożegnałam się z
Tylerem i wysiadłam, ruszając w kierunku przyjaciółki, która siedziała przed szkołą
i wlepiała wzrok w komórkę. Na mój widok uśmiechnęła się szeroko i przytuliła
mnie.
-Gdzieś ty była!?
Dzwoniłam, pisałam...
-Przepraszam,
złapałam jakiegoś wirusa – skłamałam.
Chwile później na
parking wjechał Jeremy. Po zaparkowaniu podeszła do niego Lisa i jej koleżanki.
Nigdy nie przepadałam za tą dziewczyną. Była płytka, bez odrobiny
wyrozumiałości za to z nadmiarem samouwielbienia. Leciała na mojego brata, bo
był przystojnym kapitanem drużyny, a kto lepiej pasuje do kapitana
cherleederek? Westchnęłam wywracając oczami.
- Tyler cie odwiózł
– zaczęła Alice.
Ponownie na nią
spojrzałam i uśmiechnęłam się nieznacznie.
-Ta, powiedzmy, że
sporo się zmieniło – odparłam.
-Wiedziałam, ale
mogłaś, chociaż się pochwalić. Niezły jest, naprawdę ciacho z niego –
powiedziała, na co uniosłam pytająco brew. Wyglądała jakby się rozmarzyła, co
końcem końców mnie rozbawiło.
-Coś mnie ominęło?
-W szkole? Dziś jest
impreza w parku, będziecie? – Spytała.
-Ehm, niestety mamy
inne plany – mruknęłam niechętnie, choć w zasadzie nie wiem, co jest gorsze;
kolejny wieczór z serii porozmawiajmy o twoim problemie, czy impreza wśród
duchów...
*
Ten dom coraz
częściej sprawiał, że miałam ochotę krzyczeć. Westchnęłam cicho i założyłam
kosmyk włosów za ucho. Tyler, chwycił moją dłoń i ruszył w stronę drzwi.
Przywitał nas maleńki maltańczyk pani Ackles. Pogłaskałam sunie po grzbiecie i
wzięłam ją na ręce. Obecność psów zawsze wpływała na mnie kojąco. Kochały za
nic i były bezwarunkowo oddane. Będąc dzieckiem marzyłam o zawodzie weterynarza,
jednak cóż tu dożo mówić, życie płata nam figle.
Weszliśmy do salonu,
gdzie czekała już na nas matka Tylera. Przeglądała jakieś dokumenty w pierwszej
kolejności to ona zwróciła moją uwagę, dopiero po chwili dostrzegłam sylwetkę
stojącą pod oknem. Nieco pogarbiona kobieta odwróciła się w moją stronę, a ja
ze zdziwienia zmarszczyłam brwi.
-Mary?
-Nie pochwalam
praktykowania magii, a tym bardziej metod Mary Fay, ale była przyjaciółką
Eleonor i to ona może nauczyć cię posługiwania się mocami – odezwała się pani
Ackles.
-Twój medalion,
Scarlett, nie tylko chroni cie przed opętaniem – zaczęła staruszka, – ale też w
pewien sposób pozwala zapanować nad umiejętnościami. Jednak skupienie energii
na medalionie, tak abyś mogła wyzwolić z siebie moc, jest bardzo trudne i
wymaga sporo cierpliwości.
-Innymi słowy,
musisz skupić swoją siłę w jednym miejscu, w medalionie. Kiedy ci się to uda,
będziesz mogła w każdej chwili korzystać z darów – skróciła druga kobieta.
-Ale musisz
pamiętać, że medalion ma potężną siłę! Jeśli źle skierujesz energie, możesz
doprowadzić do tragedii.
-W takim razie
zaczynajmy – powiedziałam niezbyt pewnie.
Wyszliśmy do ogrodu,
gdzie przywitał nas zimny powiew wiatru, który rozwiał moje włosy, zasłaniając
mi widok na stawik. Upięłam kosmyki klamrą i przyjrzałam się kobietą, które na
boku o czymś dyskutowały. Tyler stał obok mnie i delikatnie gładził moje ramie,
starając się sprawić, że nieco wyluzuje. W zasadzie jeszcze się nie
denerwowałam, ale zaczynałam się irytować tym czekaniem. Mary najwyraźniej
wyczuła mój nastrój, bowiem po kilku minutach podeszła do mnie i dotknęła
mojego medalionu.
-Czujesz?
-Czuje... Jakby
mrowienie – powiedziałam, wzdrygając się.
-To moja energia,
skoro ją czujesz, możesz też poczuć to, co drzemie w tobie. Skup się i spróbuj uciszyć
wiatr – poprosiła, odsuwając się ode mnie na kilka kroków.
Odchrząknęłam
zerkając niepewnie na bruneta. Uśmiechnął się nieznacznie, dodając mi tym samym
odrobinę pewności siebie. Przymknęłam powieki i w myślach szepnęłam cicho
„cisza”. Przez moment miałam wrażenie, że siła wiatru stała się jeszcze
bardziej natarczywa, ale po kolejnej próbie podmuchy całkowicie znikły.
Otworzyłam oczy i uśmiechnęłam się szeroko. Byłam z siebie naprawdę dumna, po
raz pierwszy udało mi się coś takiego.
-Świetnie. –
Pochwaliła mnie wiedźma – Wyciągnij przed siebie dłoń i tym razem wznieć ogień.
-Bez przesady –
mruknęłam, przekonana, że źle na tym wyjdę.
-Ogień nie zrani
osoby, która ma nad nim kontrole – zapewniła Mary.
Ta
jasne,
pomyślałam z przekąsem.
Westchnęłam cicho i
ponownie przymknęłam powieki. Wiatr znów zaczął targać koronami drzew, a ja
stałam i szeptałam „płomień”. Instynktownie wypowiadałam odpowiednie... Polecenia?
Cóż, mogę tak to chyba nazwać. Chociaż byłam skupiona, moja moc nie mogła się
wyzwolić. Medalion blokował ją tak mocno, że zaczynałam odczuwać presje. Miałam
wrażenie, że wisior mi ciąży i byłam pewna, że nic z tego. Że ogień ma mnie
gdzieś.
Wzięłam głębszy
wdech i tym razem stanowczo powiedziałam „płomień”, i ta próba powiodła się. W
mojej dłoni pojawiła się kula ognia, która rosła coraz to bardziej. Zachwycona
swoimi umiejętnościami, wyciągnęłam przed siebie drugą dłoń i znów spróbowałam
sztuczki. Teraz trzymałam ogniste kule, które rozświetlały moją twarz.
-Obłędne –
powiedział Tyler.
-Dzięki. –
Uśmiechnęłam się i dosłownie zdmuchnęłam płomień.
-Uczysz się
zadziwiająco szybko – zauważyła Mary Fay.
-Nie jestem pewna,
czy to mi w czymkolwiek pomoże – zdradziłam.
-Uwierz, że te
umiejętności są bezcenne.
Przygryzłam wargę i
spojrzałam na Tylera, doskonale wiedział, co myślę, więc to on się pierwszy
odezwał;
-Odwiozę cie do
domu. Twoi rodzice pewnie są już w domu i raczej musisz im coś wyjaśnić –
zaśmiał się, zapewne Jeremy zdążył się mu pochwalić nowym nabytkiem.
-Ale ci się dowcip
wyostrzył – mruknęłam pod nosem i ruszyłam za chłopakiem.
*
W domu zastałam
jedynie brata. Zdziwiłam się, bowiem rodzice mieli wrócić do domu przed piątą,
tymczasem dobiegała dziewiąta i dalej ich nie było. Weszliśmy do salonu i wtedy
dostrzegłam na stoliku kopertę zaadresowaną do mnie. Spytałam, Jeremyego co to
jest, ale on jedynie wzruszył ramionami i wgryzł się w Marsa.
Sięgnęłam po kopertę
i wyjęłam z niej niewielką, białą kartkę. Kiedy ją dotknęłam w mojej głowie
rozbrzmiał gruby, męski baryton. Zerwałam się z miejsca, puszczając kopertę na
ziemie i chwytając się za głowę. Ciężko dyszałam i byłam śmiertelnie
przerażona, a głos wciąż mówił.
-Jesteś
tą, na którą tak długo czekałem. Pomożesz mi zrealizować moje marzenie, moje
pragnienie... A w zamian oddam Ci to, co kochasz, twoich wspaniałych rodziców.
-Co?! – Krzyknęłam,
upadając na kolana i biorąc głębokie wdechy. Widziałam przerażone spojrzenia
chłopaków. Nie mieli pojęcia, co jest grane, a ja wciąż krzyczałam z bólu, co
jakiś czas szepcząc „proszę nie”. Ogień w kominku buchnął omal nie dotykając
dywanu, leżącego jakieś dwa metry dalej. Tyler chwycił mnie za ramiona i
zmusił, abym na niego spojrzała. Oczy zaczęły mnie piec, a chwile później słone
łzy spływały po moich policzkach. Głos ustał, ból również, ale lęk rósł z każdą
sekundą.
-Gordon. To był on.
– Wydusiłam z siebie.
-Ale jak? – Jeremy
podał mi szklankę wody i pomógł mi wstać.
-To on nauczył mnie
wszystkiego, co wiesz o zjawiskach nadprzyrodzonych i to on wysłał nas do Mary,
na pewno zna sporo zaklęć. Musiał skorzystać z jednego, aby w ten cholernie
dziwny sposób przekazać wam informacje.
-Jaką informacje? –
Chłopcy spojrzeli na mnie oczekująco.
-On ma rodziców,
Jeremy.
*
Rozdział,
co prawda nie jest dłuższy od poprzedniego, ale sporo się w nim dzieje, prawda?
No i
zaczynamy iść małymi kroczkami w kierunku zakończenia.
Mam
nadzieje, że się podobało ;)
Ps; nie
był sprawdzany, bo na szybko publikuje, ale mam nadzieje, że za dużo błędów nie
znajdziecie ;)