Nawet w niebie
znajduje się biblioteka. Ba jest tak wyposażona, że gdy weszłam do niej
pierwszy raz, nie wiedziałam jak się odnaleźć między regałami. Po co w ogóle do
niej zajrzałam? Uznałam, że musze znaleźć, choć wzmiankę o tym, kim jest
wybranka Caelum i jakie jest jej przeznaczenie. Prawdę mówiąc miałam już dość
słuchania o tym, że moje przeznaczenie jeszcze nie jest wypełnione. Skoro tak,
niech mi ktoś zdradzi, co takiego mam jeszcze zrobić, aby zaznać choć chwili
spokoju.
Przeglądałam kolejne
księgi, kiedy kątem oka dostrzegłam, że ktoś się do mnie dosiada. To była
Claire. Uśmiechnęła się przyjaźnie i sięgnęła po jedną z książek.
-Czego szukamy? –
spytała.
-Czego ja szukam –
odparłam nieco oschle, choć z drugiej strony zaczynałam podejrzewać, że z
brunetką jest coś nie tak. W końcu, tylko ona mnie nie unikała, zdawała się
śledzić każdy mój ruch. Może byłam zbyt podejrzliwa, ale życie samo mnie tego
nauczyło.
-Przepraszam, nie
chciałam przeszkadzać – mruknęła, zatrzaskując książkę.
-Chodzi o to, że
muszę sobie z tym sama poradzić. Ale dzięki za chęci – dodałam nieco
spokojniej, aby rozładować atmosferę.
Claire uśmiechnęła
się nieznacznie i odeszła. Coś było w niej niepokojącego, dlatego nie chciałam
i nie potrafiłam jej zaufać. Wolałam swoje przemyślenia i spostrzeżenia
zachować dla siebie. Czas płynął nieubłaganie, każda minuta coraz bardziej
przybliżała mnie do pozostania właśnie tu... W miejscu, które bynajmniej nie
było moją bajką. Musiałam, czym prędzej znaleźć rozwiązanie z beznadziejnej sytuacji,
w której się właśnie znalazłam.
Moje poszukiwania jakiejkolwiek wzmianki spełzły na niczym, zaczęłam
sądzić, ze książki, które mogłyby wroga – w tym przypadku Anioła Ciemności –
naprowadzić na trop jak zniszczyć niebo, na pewno nie powinny znajdować się
takiej zwyczajnej bibliotece. Gdzie mogłyby być? Na mój gust są ukryte. Pałac
na pewno ma swoje podziemia.... To chyba odpowiednie miejsce.
Nie powinnam była tu
wchodzić, ale moja ciekawość i chęć w końcu zdziałania czegoś, była silniejsza
niż zdrowy rozsądek. Pchnęłam potężne drzwi i moim oczom ukazały się dosłownie
lochy, a w nich więźniowie. Dwóch strażników nie spuszczało mnie z oka, ale też
w żaden sposób nie reagowali. Przełknęłam ślinę i zerknęłam na młodego chłopaka
siedzącego w kącie swojej celi. Był przemarznięty i głody, a jego ubranie
mówiła samo za siebie. Nie miałam pojęcia, za co tu trafił, ba! Nie
pomyślałabym, że w niebie jest... Więzienie. Pałac był bezwątpienia najbardziej
niepozornym miejscem, jakie znałam.
-Przepraszam pomyliłam
drzwi – bąknęłam, a na dźwięk mojego głosu, chłopak poderwał się z miejsca i
wlepił we mnie oczy.
-Eleonor? – Spytał
ochryple.
-Nie, Scarlett...
Eleonor to moja prababka – wydukałam, zastanawiając się, czy wdawać się z nim w
dyskusję, dopóki nie dotarło do mnie, kto przede mną stoi. Z trudem, ale go
rozpoznałam. Nie przypominał już żołnierza, którym był. Brakowało mu blasku w
oczach, brakowało mu chęci walki... Ale to wciąż był on – Stefan?
-Skąd... Pomóż mi,
jesteś wybranką! – powiedział błagalnie.
-Dość! – jeden ze
strażników odepchnął chłopaka od krat, a mnie chwycił za ramię i wyprowadził.
Zachwiałam się, omal
nie tracąc równowagi. Strażnik trzasnął drzwiami, a ja stałam gapiąc się
beznamiętnie w pustą przestrzeń. Nie rozumiałam, dlaczego Stefan, miłość mojej
prababki, spędza wieczność w lochach! O co w tym chodzi!? Byłam tak oszołomiona
tym, co się stało, że dopiero po kilku minutach byłam w stanie zrobić choć
krok. Czy Eleonor wie o tym? Jak do tego doszło? Jak długo to już trwa?
Biegłam po schodach
na kolejne piętra pałacu, zupełnie ignorując mijające mnie wybranki i anioły.
Ich wzrok był pełen pogardy, jakby pytały „i to ma być nasza wybawczyni?”,
jednak nie dbałam o to, o wiele bardziej wstrząsnęło mną odkrycie, którego
przed momentem dokonałam. Wpadłam jak burza do komnaty Eleonor. Stała właśnie
pod oknem i wpatrywała się w zachodzące słońce, dopiero po chwili odwróciła się
i uniosła pytająco brew.
-Czy ty wiesz, co
się stało ze Stefanem? – wykrztusiłam.
-Tak – odparła,
spuszczając wzrok.
-Jest w lochach! –
krzyknęłam, puszczając mimochodem jej odpowiedź.
-Wiem...
Dobrą chwilę zajęło
mi pojęcia jej słów.
-Jak to wiesz? Co
się stało? Dlaczego on...
-Pokochałam go... –
powiedziała cicho - Ja, jako wybranka nie mogłam do niego dołączyć, ale on,
jako mój strażnik... Nasza miłość była zakazana. Nie wolno nam kochać swoich
strażników.
-Nie wiedziałam –
wykrztusiłam, – Czyli... Tylera czeka to samo?
-Prawdopodobnie.
-Jak mogłaś do tego
dopuścić? Nie zrobiłaś nic, żeby go wyciągnąć?
-Próbowałam o nim
zapomnieć, ale wiesz doskonale, że to tak nie działa. To on zbudził moje moce,
tak samo jak Tyler twoje, ta więź jest silniejsza.
-To jest chore, –
bąknęłam – nie dopuszczę, żeby Tylera spotkał taki sam los. Wolę być wygnana,
niż doprowadzić, do czego takiego.
-Nam przysługują
prawa, jednym z nich jest to, że nie można nas wygnać... Rzecz jasna zdarzają
się wyjątki, jednak dla Rady miłość nie jest odpowiednim pretekstem do tego.
-Eleonor walcz o
niego – powiedziałam, podchodząc do babki – on nie może tak żyć!
-Skcarlett –
szepnęła cicho – kocham go nad życie, ale złamaliśmy regułę...
-Chrzanić reguły –
warknęłam – Zrób coś, walcz! Potrzebuje cię.
Zamilkła na moment,
po czym westchnęła i przeczesała włosy palcami.
-Nie mogę.
Konsekwencje moich działań odbiją się właśnie na nim. To on zginie, to on trafi
w łapska Anioła Ciemności.
Zacisnęłam usta w
wąską linię. Wiedziałam, że ją to boli, że cierpi i tłumi w sobie ból, jednak
nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego się nie sprzeciwi. Rada, Rada, Rada... To
tylko istoty wyższe, które sądzą, że mają nas wszystkich w garści, ale ja nie
dopuszczę, ani do tego, żeby Tyler skończył jak Stefan, ani do tego, żeby sam
Stefan spędził wieczność w lochach...
Michał siedział w
swoim fotelu i zdawał się na mnie czekać. Nie był zdziwiony, gdy weszłam bez
pukania do jego gabinetu. Wiedział, co chce powiedzieć, dlatego uciszył mnie
gestem dłoni i sam zabrał głos.
-Są sprawy, do
których nawet ja nie mogę się wtrącać. Ja jestem twoim opiekunem, nie mam prawa
ingerować w decyzję Rady.
-Ale on był jej
strażnikiem, czy to ich wina, że się zakochali? Na litość Boską, nie zrobili
nic złego! – broniłam Stefana.
-Ty to wiesz i ja to
wiem, ale według Rady taki związek burzy harmonie – odparł archanioł.
-Taa zbzikowane
anioły na pewno są specami w tej kwestii – zakpiłam, z czego Michał zaśmiał się
pod nosem.
-Postaram się pomóc,
ale nie obiecuje – odparł. – A wracając do ważniejszych kwestii... Znalazłaś
jakieś informacje?
-Ehm – odchrząknęłam
– wyszłam z założenia, że coś ciekawego musi być ukryte, ale mój plan
poszukania miejsca, gdzie takie coś może być ukryte skończył się w momencie
znalezienia lochów.
-Dlaczego myślałaś,
że takie miejsce jest w podziemiach? – spytał, unosząc brwi ku górze.
-Więc, gdzie jest?
-A, dlaczego
sądzisz, że Ci to powiem?
-Bo jesteś moim
opiekunem i zależy Ci na tym tam samo jak mnie.
-Fakt – kiwnął głową
– Jest takie miejsce, jednak nikt, nawet ja, nie ma do niego wstępu.
-Chętnie spróbuje.
Uśmiechnęłam się
przekonująco i tyle wystarczyło, aby Michał zdradził mi, gdzie jest pokój
tajemnic – jak go nazwał. Wiedziałam, że wejście tam nie będzie już takie
łatwe, lecz nie ufałam Radzie, dlatego sądziłam, że nie powinnam w żadnym razie
zwracać się właśnie do nich o pomoc. Czego szukałam? To było zasadnicze
pytanie, na które nie potrafiłam odpowiedzieć. Szukałam czegokolwiek,
najmniejszej wzmianki o tym jak wrócić, informacji, w jaki sposób zabić Azazela,
nie raniąc przy tym bezbronnych osób.
Kolejne schody
prowadziły mnie na piętro pilnie strzeżone przez anioły. Widząc ich
uświadomiłam sobie, że potrzebuje czegoś więcej niż mój urok osobisty. Podstęp
był konieczny, tylko jak przechytrzyć żołnierzy? Zaczęłam wątpić w swoje
umiejętności. Nie miałam szans podejść ich na tandetne hasła, dlatego uznałam,
że potrzebuje pomocy. Na pewno w niebie są osoby, które mogłyby mi pomóc.
Wróciłam do swojego
pokoju. Opadłam bezwładnie na łóżko i zaciągnęłam się świeżym powietrzem.
Dziwne uczucie ciężkości ogarnęło moje ciało. Miałam wrażenie, że opadam, a ból
w klatce piersiowej był nie do zniesienia. Krzyknęłam, zrywając się z miejsca.
W mojej głowie rozbrzmiały szepty, głos kobiety był mi bardzo znajomy, jednak
będąc tak oszołomioną, nie potrafiłam połączyć go z żadną znaną mi osobą.
Dopiero po dłużej chwili, gdy otworzyłam oczy, a obraz stał się wyraźniejszy,
uzmysłowiłam sobie, ze nie jestem w swoim pokoju. Wokół mnie znajdowały się
przedmioty, które od razu przywodziły na myśl voodoo. W pierwszej chwili
ogarnął mnie lęk, jednak już za chwile rozpoznałam miejsce.
-Mary? – szepnęłam.
-Witam kochanie –
usłyszałam radosny głos staruszki. Odwróciłam się i zobaczyłam nie tylko Mary,
ale też Tylera. Zerwałam się z miejsca i podbiegłam do niego wpijając się w
jego usta. To było coś niesamowitego. Nie chciałam, aby ta chwila kiedykolwiek
przestała trwać. Brunet obejmował mnie, czułam jego ciepło, jego dłonie na
mojej talii, jego usta.
-Nie mamy zbyt wiele
czasu – przerwała nam wiedźma.
Niechętnie oderwałam
się od Tylera i spojrzałam na nią.
-Co ja tu robie? –
spytałam, uzmysławiając sobie, że coś tu jest stanowczo nie tak.
-To silne zaklęcie –
odparła.
-Ale dlaczego?
-Tyler musiał cie
zobaczyć, według niego...
-Nie potrafię tego
wyjaśnić, ale czuje, że coś się dzieje – powiedział Ackles.
-Co masz na myśli? –
spytałam zaskoczona, na co chłopak wzruszył ramionami.
-Szczerze mówiąc...
Jest szansa, abym wróciła – odezwałam się po chwili – Ale mam pewne
komplikacje.
-Jak to wróciła? –
spytał zdumiony.
-Jest ktoś taki jak
Azazel. Według aniołów chce zapanować nam piekłem i niebem, ja jako wybranka
Caelum mogę go zabić, ale tym samym istnieje ryzyko, że zabije własną duszę... On
ją ma, trzyma je wszystkie. Próbuje znaleźć rozwiązanie, ale na razie marnie mi
idzie.
-Słyszałam o nim, to
upadły anioł. – powiedziała kobieta – Obawiam się, że zabicie go będzie
niezwykle trudne.
-Niestety wiem, a na
domiar złego nie mam nikogo, kto mógłby mi pomóc.
-A Eleonor?
-Ona nie chce się w
to mieszać, zaś Michał uważa, że musze sobie sama z tym poradzić.
-Kim jest Michał? –
spytał podejrzliwie Tyler, na co uśmiechnęłam się pobłażliwie.
-Archanioł, jest
moim opiekunem.
-Robi się coraz
ciekawiej. – skwitował kręcąc głową.
-Tyler obiecaj, że
będziesz czekał i że rzucisz okiem na Jeremyego – poprosiłam, a brunet
przyciągnął mnie do siebie i pocałował.
-Musisz wracać,
uważaj na siebie, Skcarlett – powiedziała Fay.
Nie chciałam
odchodzić, ale wiedziałam, że ten stan jest tymczasowy, a każda minuta odbiera
energie Mary. Musiałam wrócić do nieba. Do tej nieskazitelnej, sztucznej aury bezpieczeństwa.
Znów miałam zostać sama...
~*~
Chciałyście
Tylera? ;)
Ta...
nie wspomnę, że ten rozdział od trzech tygodni jest gotowy, ale o tym
zapomniałam...
Podobno
pamięć w tym wieku szwankuje jako pierwsza ;)
Wasze
zaległości nadrobię jutro tj w niedzielę, mój jedyny dzień wolny w tym
tygodniu, a tydzień był po prostu koszmarny.... Cóż, dla niektórych wkurzanie
innych to chyba hobby...