Kiedy powóz
podjechał pod posiadłość Acklesów, nieświadomie otworzyłam usta i wydałam z
siebie głośne „Oh”. Nigdy nie widziałam czegoś tak pięknego. Olbrzymi dom, w
zasadzie pałacyk, podparty był czterema kolumnami, okna wycięto w łuki, a wszystko
wieńczyła niewielka kopuła, znajdująca się na nieco wysuniętej na wschód
ścianie. Specyficzna budowla tamtych lat, a mimo to, wprawiająca w osłupienie.
Ale najpierw
przywitał nas zachwycający ogród, gdzie każdy krzew był perfekcyjnie podcięty,
kwiaty posadzone wzdłuż kamiennej drogi i niewielki staw z liliami wodnymi. W
blasku słońca, wszystko przypominało bajkowy zamek. Zaczynałam się zastanawiać,
czy aby na pewno ja tu pasuje. Fakt, w tym stroju byłam bardzo elegancka, ale
to nie zmienia faktu, że towarzystwo będzie wymagało ode mnie też dobrych
manier... Czy je mam? To znaczy... Nie jestem jakimś dzikusem! Po prostu nigdy
nie byłam w takim miejscu.
Zerknęłam na
Eleonor, szukając w niej jakiegoś wsparcia. Ta jedynie uśmiechnęła się, wzięła
Charlotte za rączkę i wyszła z dorożki. Poszłam w jej ślady, choć chyba
wolałabym zostać. Nie wiem kiedy, podszedł do mnie brunet, mniej więcej w moim
wieku, ubrany w mundur i trzymający broń. Pochylił się odrobinę i pocałował moją
dłoń. Nie wiedziałam, co się dzieje, do momentu, w którym chwycił mnie pod ramię
i ruszył. Był czymś w rodzaju... Partnera na bal absolwentów.
-Witam panienko
Eleonor – z zadumy wyrwał mnie głos starszej kobiety, która stała w progu i
witała gości.
-Witam Tereso –
blondynka uśmiechnęła się i minęła ją razem z córeczką.
-Panienka
Scarclett? – Teraz kobieta zwróciła się do mnie.
-Tak, witam –
uśmiechnęłam się nieśmiało.
-Proszę ją dobrze
traktować panie Trevorze. – Spojrzała surowo na mojego towarzysza, ale
raptownie się rozchmurzyła.
-Oczywiście –
brunet zaśmiał się i przepuścił mnie pierwszą.
Nie miałam
pojęcia, o co im wszystkim chodzi, chciałam poznać Stefana i to, dlaczego moja
prababka zmarła. Teraz zaczynałam mieć wątpliwości, jaki to ma sens i jak ma mi
pomóc impreza na dworze Acklesów?
Kiedy weszłam do
środka zobaczyłam olbrzymi kryształowy żyrandol, wiszący nad naszymi głowami.
Piękna mozaika zdobiła podłogę, a białe meble dodawały uroku wnętrzu. Przy
dużym, czarnym fortepianie siedział muzyk, który cichutko przygrywał wchodzącym
osobą. Dwa długie stołu przybrane w elegancką zastawę czekały na swoich gości. A
płomień białych świec tańczył wraz z każdym podmuchem wiatru.
Kiedy podeszliśmy
do stołów, po schodach zszedł gospodarz, a tuż za nim jego syn – Stefan.
Musiałam przyznać, że „to coś” Tyler miał, po kim odziedziczyć. Jednak...
Zdziwiłam się, gdy mój tajemniczy brunet dołączył do pana Acklesa i się z nim
przywitał męskim uściskiem. W tym gwarze i szeleście sukien, trudno było
wychwycić, o czym rozmawiają, ale byłam tak ciekawa, że nie omieszkałam spytać.
-Znacie się? –
Szepnęłam, gdy wrócił do mnie.
-Oczywiście,
przecież to mój ojciec.
Zatkało mnie. O
tym drobnym szczególe nikt mi nie raczył powiedzieć. Ale to w zasadzie wiele
wyjaśniało, w końcu gdyby Tyler był potomkiem Stefana, to Stefan musiałby mieć
dziecko, a na to się nie zapowiada, bo z moich skromnych matematycznych
obliczeń wynika, że lada dzień niestety pożegna się z życiem.
Cóż, udając
opanowanie, pozwoliłam, aby Trevor odsunął mi krzesło. Zasiedliśmy za stołem, a
służba zaczęła podawać dania. Nie miałam pojęcia jak mam się posługiwać tymi
wszystkimi sztućcami, w końcu w naszych czasach mało kto wie, jak się nazywa
widelczyk do ciasta. Zezowałam na Eleonor, mając nadzieje, że chociaż raz się
nie wygłupie. Szło mi całkiem nieźle. Nie ubrudziłam sukni, ani nie pomieszałam
sztućców... Za to tańce – to już inna bajka, którą wolałabym pominąć.
Zaczynałam się już
niecierpliwić, a na dodatek czułam się, co najmniej dziwnie, będąc adorowaną
przez prapradziadka Tylera... I raczej nie opowiem mu tej części historii. Trevor
był bardzo uprzejmy i przystojny, ale mając przed oczami Tylera i tak nie
mogłam dać się pochłonąć jego czarowi. Choć właściwie i tak nie wiem, co mnie
łączy z Acklesem i czy w ogóle coś łączy.
-Może przejdziemy
się po ogrodzie? O tej porze jest niezwykle urokliwy – powiedział, gdy muzyka
na moment ustała.
Zgodziłam się,
ponieważ Eleonor i Stefan zniknęli mi gdzieś, i miałam nadzieje zastać ich
właśnie tam. W końcu, było to miejsce magiczne, przepełnione romantyzmem. No
właśnie. Nie tylko ja je tak odbierałam...
Wieczór był
chłodny, ale Trevor, jak na gentelmana przystało, zdął marynarkę swojego mundury
i narzucił mi ją na ramiona. Trzymając moją dłoń, i niosąc lampkę oliwną
prowadził mnie nad staw, gdzie w falującej tafli jeziora odbijał się blask
księżyca. Usiedliśmy na ławeczce i szybko pożałowałam pomysłu na wspólny
spacer.
Chłopak dotknął
mojej ręki i na myśl przyszedł mi Tyler, który czasami dotykał mnie w taki sam
sposób. Nie odsunęłam się, choć byłam powinna zrobić to od razu, bowiem chwile
później nachylił się nade mną, wplótł dłoń w moje włos i pocałował, a ja głupie
ten pocałunek odwzajemniłam. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz, ale jak tylko
dotarło do mnie, co robię, zerwałam się z miejsca jak oparzona.
To nie był Tyler!
-Przepraszam,
uraziłem cie? – Spytał dość ogłupiały.
-Nie, to moja
wina... Jest ktoś, kogo mi bardzo przypominasz – wydusiłam z siebie, a potem
niemal w biegu zawróciłam do posesji.
Pchnąwszy drzwi,
dostrzegłam Mary Fay, która z lekkim opóźnieniem pojawiła się na przyjęciu.
Widziała moje zdenerwowanie, ale nie dane mi było z nią porozmawiać. W sali
rozległy się oklaski, przeniosłam wzrok na wchodzącą parę – Eleonor i Stefana.
Blondynka uśmiechała się promiennie, a mężczyzna z czułością obejmował jej
dłoń. Potem pan Ackles wzniósł kieliszek i postukał kilkukrotnie o jego brzeg
łyżeczką.
-Ten pamiętny
dzień jest dla nas szczególny. Mój ukochany syn postanowił założyć rodzinę –
wskazał na moją babkę.
-Radujmy się,
bowiem teraz nasza rodzina się powiększy – dodała żona mężczyzny.
Stefan przyciągnął
Eleonor do siebie i złożył na jej ustach pocałunek.
Maleńka Charlotte
podbiegła do mamy i zaklaskała małymi rączkami, zwracając tym na siebie uwagę.
Blondynka uśmiechnęła się i pochyliła, przytulając córeczkę. Było to tak
uroczę, że aż coś ścisnęło mi serce. Czyżby zazdrość? Możliwe. Ale teraz
chciałam po prostu wrócić do domu.
-Niestety mamy też
przykrą wiadomość – pan Ackles wyraźnie spochmurniał. -Stefan, tak jak jego
brat, zostanie żołnierzem i na jakiś czas musi wyjechać, aby nasz kraj był
wolny.
-Wtedy zginie –
szepnęłam do siebie, co nie uszło uwadze Mary. Stała tuż za mną i nawet nie
zorientowałam się, że tam jest.
-Jak to?
-Wtedy zginie, a
Eleonor odkryje dar.
-Dar? – Zdumiała
się kobieta.
-Nie wiesz? –
Teraz to ja byłam zdziwiona.
Nie wiedziałam czy
mam powiedzieć prawdę, czy zachować wszystko dla siebie. W końcu podobno nie
można naginać czasoprzestrzeni. Nie chciałam wszystkiego zniszczyć przez swoją
głupotę.
-Nie, ale chętnie
posłucham – skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
-Wydaje mi się, że
to nie jest dobry pomysł – bąknęłam, wbijając wzrok w swoje stopy.
-W takim razie,
nie wrócisz do domu – rozłożyła ręce i ruszyła w przeciwnym kierunku. Nie
mogłam pozwolić jej odejść, więc czym prędzej ją zatrzymałam.
-O czym mówisz?
-Ja cie tu
wysłałam, ja cie mogę sprowadzić powrotem – wzruszyła ramionami.
-Ale mówiłaś...
-Mówiłam, bo ci
nie ufałam. To jak? Powiesz, o co chodzi?
-Jest Wybranką,
tak jak ja. Widzimy duchy. Eleonor miała przeprowadzić je na drugą stronę, ale
jej się nie udało. Teraz to całe cholerstwo przeszło na mnie. Wysłałaś mnie tu,
bo miałam się dowiedzieć, dlaczego Eleonor nie uwierzyła w siebie. – Wyjaśniłam
w skrócie.
-Wybranką? Ale
rodzina Acklesów jest strażnikami.
-Tak, wiem o tym.
-To przeznaczenie.
-Nie lubię tego
słowa – mruknęłam, krzywiąc się nieznacznie.
-Jedna z legend
mówi, że to Strażnik rozbudzi Wybrankę...
-Ale podobno tylko
kobiety są Strażnikami – rzuciłam.
-To nie jest wcale
takie pewne. Owszem, czasem zdarzyło się, że to przyjaźń rozbudzała dar, ale
większego kopa daje prawdziwe uczucie, i to wtedy pojawia się ta jedyna.
Wybranka.
To dzięki Tylerowi
mój dar się rozbudzi. To przez niego jestem Wybranka. Gdyby nie on, wszystko
byłoby takie proste, ale też... Nigdy bym go nie poznała.
-Jak on zginie?
-Tego nie wiem, po
prostu zginie na froncie.
-Eleonor znów
będzie cierpieć – Mary spojrzała na przyjaciółkę, ale jednocześnie byłam pewna,
że zerka na młodego Acklesa. Była wyraźnie dobita poznanym przed sekundą przeznaczeniem.
-Ty go kochasz –
wydusiłam.
-To i tak nie ma
znaczenia...
~*~
Podkład
bardzo mi się podoba.
Rozdział...
chyba nie jest najgorszy ;)