Tej nocy nie
mogłam zmrużyć oka. Pełnia księżyca sprawiała, że jasny blask wpadał do sali,
okalając moją twarz. Cały czas myślałam o Tylerze i o tym, czy będzie pamiętał.
Pragnęłam, aby tak było. Dlaczego? Powódki egoistyczne. Nie chciałam, dusić w
sobie tego wszystkiego, co spotkało mnie w ciągu ostatnich tygodni. On by mnie
zrozumiał. On... Miałam nadzieje, że zostałyby ze mną. Nie chciałam być teraz
sama.
Nad ranem na
korytarzu zapanowało zamieszanie. Chciałam wyjść, ale pielęgniarki oznajmiły,
że lepiej będzie, jeśli wszyscy pozostaną w swoich salach. Zaniepokoił mnie
jedynie fakt, że przez ułamek sekundy dostrzegłam panią Ackles, która biegnie
korytarzem w kierunku sali Tylera. Kilkanaście minut później przyszła do mnie pielęgniarka.
Sprawdziła wyniki moich badań i zapisała je na karcie pacjenta. Przyglądałam
jej się uważnie, zastanawiając się, czy udzieli mi informacji o chłopaku. Nie
mogłam sama tam pójść, więc postanowiłam zaryzykować;
-Co tam się
dzieje? – Spytałam, podpierając się na łokciach.
-Jeden pacjent
wybudził się ze śpiączki – odparła, zerkając na mnie znacząco.
Uśmiechnęłam się.
Poczułam, jak gdyby olbrzymi głaz spadł mi z serca. Ulżyło mi, choć nadal nie
wiedziałam, jak to wszystko teraz się potoczy. Najrozsądniej byłoby go po
prostu przeprosić i zniknąć. Tak by jego życie wróciło do normy.
-Jak się czuje?
-Zaskakująco
dobrze, jak na kogoś, kto otarł się o śmierć. – przyznała – A ty młoda damo
zostaniesz dziś wypisana. Wyniki są w normie, nie widzimy powodów, dla których
powinniśmy cie dłużej tu trzymać.
-Dziękuje – znów
osunęłam się na poduszki.
Kobieta wyszła, a
ja zostałam sama, wpatrując się w sufit, na którym pojawiały się zacieki. Jeśli
Tyler miał wszystko zapomnieć, ja nie chciałam mu przypominać. Lepiej byłoby,
gdyby żył jak przed wypadkiem i z tą myślą, postanowiłam opuścić szpital.
Najprawdopodobniej wszystko wróci do normy... Przynajmniej w jego przypadku.
Po godzinie
przyjechali po mnie rodzice. Byli zatroskani, ale też cieszyli się, że ich córeczka
wraca do domu. Za to ja wciąż czułam żal do brata, który nie odwiedzał mnie i
nawet nie przejął się moim zniknięciem ze szpitala. Wręcz nie mogłam uwierzyć,
że człowiekowi może od tak, przestać na komuś zależeć. A najbardziej bolał mnie
fakt, że nie tak dawno wspólnie spędzaliśmy większość czasu. Był odosobnieniem
starszego brata, którego każda dziewczyna zawsze chciała mieć.
Przechodząc obok sali Tylera rzuciłam okiem do
środka. Nie było go tam, więc zapewne został przeniesiony na inny oddział. To
dobrze. Było z nim lepiej. Jest to w pewnym stopniu pocieszające. Miałam też
cichą nadzieje, że pani Ackles kiedyś mi wybaczy, i nie będzie rzucać piorunami
na mój widok.
Minął tydzień.
Przez cały ten czas próbowałam nauczyć się kontroli nad darem. Odwiedziłam
nawet Mary Fay, w nadziei, że pomoże mi w ogarnięciu tego wszystkiego. Jednak
jedyne co kobieta zrobiła, to podarowała mi dziwny medalion z kryształem, a w
zasadzie kamieniem o barwie ciemnego szafiru. Był piękny, aczkolwiek nie
wiedziałam, jaką on ma w tym wszystkim pełnić rolę. Wiedźma obiecała, że w
końcu sama poznam sekret... Pytanie tylko, o jaki sekret jej chodziło? Do tej
pory sądziłam, że moim jedynym sekretem jest klątwa - jak lubię to czasem
nazywać - widzenia duchów. Co jeszcze mnie czeka?
Wróciłam nawet do
szkoły i starałam się żyć jak przed wypadkiem. Ciągłe pytania znajomych, jak
się czuje nie sprawiały, że było mi lepiej. Gdy leżałam w szpitalu nikt nie
raczył zajrzeć. Każdy mnie olał, nawet najlepsza przyjaciółka, która była dla
mnie jak siostra. Najwyraźniej powiedzenie, że przyjaciół poznaje się w biedzę,
jest jak najbardziej trafne. Teraz czułam frustrację widząc tych wszystkich
ludzi, którzy ze współczuciem spoglądali w moją stronę. Do diaska, ja żyje!
Gorzej mają ci, którzy utkwili między światami.
Tego dnia po
powrocie ze szkoły postanowiłam zajrzeć do Mary. Nawet nie zdołałam wejść na
ganek. Jej dom otoczony był niespotykaną siłą, która spychała mnie, gdy
stawiałam krok na pierwszy stopień. Mogłaby nieźle zarobić na systemach
alarmowych, zapewne takich zabezpieczeń nie posiada nawet Biały Dom. Staruszka,
co kilka dni znikała, mi powiedziała, że w ten czas uzupełnia swoje zbiory.
Nawet nie chciałam wiedzieć, gdzie to robi, i co w owych zbiorach posiada.
Uznawszy, że nie ma sensu czekać na zewnątrz aż się pojawi, wróciłam do domu.
Pchnęłam drzwi, a
głosy dobywające się z salonu były coraz to głośniejsze. Weszłam do środka i
zerknęłam do pokoju. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam Tylera siedzącego na sofie i
rozmawiającego z moją matką. Zachowywali się, jak gdyby nigdy nic, a ja po
prostu stałam i gapiłam się, nie mogąc nic z siebie wydusić.
-Sky – moja mama
odezwała się i wtedy Tyler przeniósł wzrok na mnie.
Podszedł do mnie i
przytulił. Tak po prostu. Jego ciało było ciepłe, wręcz paliło, a to miła
odmiana, zwarzywszy na to, w jakim był stanie, gdy ostatnio się widzieliśmy. Tkwiliśmy
tak dłuższą chwilę. Nie wiedziałam jak się zachować. Byłam nieco oszołomiona,
na szczęście, jak tylko się odezwał, nieco ochłonęłam.
-Dziękuje Scarlett
– szepnął mi do ucha i zrobił niewielki krok do tyłu, by móc mi się przyjrzeć.
-Ty pamiętasz? – Wydusiłam,
czując jak policzki zaczynają mnie piec. To głupie i niedorzeczne, ale byłam
szczęśliwa.
-Jasne, choć
ostatnia część naszej przygody nie należała do najprzyjemniejszych – przyznał,
krzywiąc się.
Moja mama
odchrząknęła znacząco, zwracając na siebie naszą uwagę. No tak, nie byliśmy
sami, a takie zachowanie względem kogoś, kto omal cie nie zabił jest, co
najmniej zdumiewające.
-Ah... No tak,
przepraszam – dodałam pospiesznie, uśmiechając się przepraszająco.
-Zostawię was –
mama wyszła uradowana, jak gdyby to ona dostała od losu szanse, nie ja. Z
drugiej strony, jaka to było szansa?
-Szybko cie
wypisali – zauważyłam, siadając na sofie i pozwalając, aby chłopak do mnie
dołączył.
-Mnie też to
dziwi, ale czuje się świetnie. – Przyznał – Przypomniałem sobie coś.
-To znaczy?
-Jak leżałem w
śpiączce, przyszedł do mnie wuj. Mówił coś, niezrozumiałego. Potem odszedł.
-Może... Chciał
cie tylko odwiedzić? – Rzuciłam, choć nawet ja w to wątpiłam.
-Myślę, że to coś
innego – spojrzał na mnie, jak gdyby szukał w moim spojrzeniu wyjaśnień.
-Nie wiem, o co ci
chodzi – odparłam – Ja się z nim nie widziałam od chwili, gdy prosiliśmy o
pomoc. Po za tym... Wybacz, ale on jest dziwny.
-Do tej pory
uważałem, że rodzice nie chcą żebym się z nim widywał, bo on jest ekstrawagancki.
Ma swój własny świat, którego oni nie rozumieli. Ale teraz zaczynam
podejrzewać, że coś przede mną ukrywają. Mam prośbę – brzmiało to jak bełkot,
ale musiałam przyznać, że Gordon do normalnych nie należał – pomożesz mi ten
ostatni raz? Chce wiedzieć, o co chodzi.
-Tyler, nie
zapędzaj się. – Dotknęłam jego ramienia – Za wiele czasu spędziłeś, jako
duch...
-Nie szukam teorii
spiskowych, gdyby tak było, pojechałbym do Roswell – mruknął. – Ale w porządku,
poradzę sobie i bez ciebie.
-Dobra, dobra –
uniosłam ręce w obronnym geście, nie chciałam żeby wpakował się w jakiś kanał –
Pomogę ci. Ale jeśli nic nie znajdziemy, niczego się nie dowiemy, ty wracasz do
normalnego życia.
-Trudno będzie
tego dokonać. To tak jakby Superman chciał wrócić do życia Clarka Kenta, po
ujawnieniu swojej osobowości.
Spojrzałam na
niego z politowaniem. Na tylko tyle było mnie stać. Czasami kompletnie nie
rozumiałam jego porównań.
-Okey, powiedzmy,
że rozumiem – jęknęłam, – Co chcesz w ogóle znaleźć?
-Cokolwiek –
wzruszył ramionami i uśmiechnął się łobuzersko.
-Świetnie, przez
ciebie stocze się na dno.
-Gorzej chyba być
nie może. A propos, udało ci się zapanować nad darem?
-A wyglądam, jak
ktoś, komu się udało?
-Z podkrążonych
oczu i bladej cery wnioskuje, że nie – odparł.
-Tego potrzebowałam,
kubła zimnej wody, wylanego na głowę – westchnęłam poirytowana – Nie zapominaj,
że twoja matka mnie nienawidzi, więc jeśli o nią chodzi, musisz poradzić sobie
sam.
-Z nią problemu
nie będzie, ale w przypadku o wujaszka ”Sama”, to już inna sprawa. Do
zobaczenia wieczorem pod moim domem.
-Może jestem
zajęta – skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej, ale Ackles najwyraźniej miał
to gdzieś.
-Mam nadzieje, że
widziałaś kilka filmów akcji. – Wyszczerzył się w głupawym uśmiechu.
-Co ty właściwie
chcesz zrobić?
-Włamać się do
biura matki.
-Czyś ty zdurniał!
– Aż wstałam z wrażenia.
-Pomożesz mi?
-Chryste ja przy
tobie źle skończę. – Pokręciłam z niedowierzaniem głową – Jak nas złapią, mamy
ślad w kartotekach! To już będzie moja druga wpadka i na pewno na zawiasach się
nie skończy!
-Spokojnie, wiem
jak wyłączyć alarm, a rodzice dziś wyjechali – zaśmiał się.
Myślałam, że zrobię
mu krzywdę. Wzięłam głęboki wdech i wydech, ale to nic nie pomagało, więc
zaczęłam liczyć do dziesięciu. I tu skończyło się na niepowodzeniu. Naprawę
polubiłam go, ale był tak cholernie irytujący!
Naprawdę, jak
mogłam być tak głupia? Wszystko wskazywało na to, że moje problemy z prawem
niczego mnie nie nauczyły. Jeśliby nas złapali, tym razem nie udałoby mi się wykręcić.
Zamknęliby mnie i chyba tylko ja się tym przejmowałam. Miałabym przechlapane, a
rodzice straciliby do mnie zaufanie. Mogłabym pożegnać się ze studiami, a moja
i tak już zszargana reputacja, wyglądałaby jeszcze gorzej.
Księżyc nieśmiało
wyłaniał się zza korony drzew, które rosły w pobliżu domu Tylera. Niebo usłane
było tysiącem gwiazd, których blask był zdumiewająco jasny. To był ciepły
wieczór, choć chłodne podmuchy wiatru rozwiewały moje włosy, które chcąc nie
chcąc musiałam związać. W powietrzu unosił się zapach ogniska, które płonęło
kilka domów dalej. Nerwowo przestępując z nogi na nogę, czekałam na zewnątrz.
Tyler pojawił się po dziesięciu minutach z tryumfalnym uśmiechem. Podobała mu
się ta szopka, ale za to ja, miałam coraz większe wątpliwości.
-Wydaje mi się, że
powinniśmy przestać – mruknęłam, wchodząc do posiadłości.
-Daj spokój, za
pół godziny odwiozę cie do domu – zapewnił.
-Wiesz co?
Wystarczy, że wszędzie widzę duchy, nie chce ich widywać w pręgowanych
wdziankach – warknęłam.
-To było dobre –
zaśmiał się.
-Nie ważne, tylko
się pospiesz – poprosiłam.
Poprowadził mnie
do pomieszczenia, przed którym znajdował się czytnik kodu. Wystukał kilka cyfr
i potwierdził, a potem pchnął drzwi. Jeśli uzna siebie za najlepszego
włamywacza w historii, wyśmieje go. Sądziłam, że zabezpieczenia będą
bardziej... Niedostępne. W każdym razie, w środku miałam wrażenie, że znajduje
się w gabinecie psychiatrycznym, a nie w biurze kobiety, która jest
właścicielką antykwariatu. Kozetka, była najlepszym przykładem tego, jak osoba
publiczna reaguje, gdy wyborcy zaczynają popierać przeciwników, i choć w tym
przypadku chodziło o pana Acklesa, byłam pewna, że matka Tylera korzysta z
pomocy specjalisty. Ściany ciemne, zdecydowanie za ciemne, biorąc pod uwagę, że
meble i firany w oknach również nie wnosiły koloru. Nie mogłabym pracować w
takim miejscu, ale teraz rozumiałam panią Ackles...
Tyler dopadł
szuflady biurka i zaczął wywalać ich zawartość na podłogę. Ja podeszłam do
sekretarzyka, gdzie kobieta poukładała książki. Były dość nietypowe. Każda
posiadała dziwne symbole, które bynajmniej nie kojarzyły mi się z prawem. Było
w nich coś magicznego i nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że właśnie znalazłam
to, czego szukaliśmy. Sięgnęłam po pierwszą z brzegu grubą księgę obitą w
brązową skórę i przekartkowałam ją. Była mocno zakurzona, więc drobinki kurzu
wzbiły się w powietrze, jak gdyby ktoś wysypał na nią drobny pył. Skrzywiłam
się, jednak zbyt zaciekawiona tym, co jest w niej zawarte, postanowiłam
bardziej zagłębić się w jej treści;
-Wybranka uratuje
nasz świat. Złamie klątwę, która zniknie wśród gwiazd. – Nie brzmiało to dla
mnie zbyt logicznie i jak na mój gust wyglądało to na pamiętnik, a mimo to
czytałam dalej – Walczyć będzie za nas, gdy błękit nieba szkarłatem się
pokryje. Darem swoim nas wybawi. Dusze nieszczęśników przejdą przez bramy...
-Co ty robisz? –
Tyler podszedł do mnie, unosząc pytająco brew.
-Czytam, to coś –
pomachałam mu przed nosem księgą.
-Księga Umarłych?
Ty ją przeczytałaś? – Wykrztusił zdumiony, na co ja nie bardzo wiedziałam jak
mam zareagować.
-Dlaczego miałabym
tego nie zrobić? – Spytałam jedynie.
-A, bo ja wiem?
Może, dlatego, że legenda mówi o tym, że jest napisana w języku umarłych, a
zwykły śmiertelnik nie może jej przeczytać. Nawet nie widzi, że jest coś w niej
napisane, dla niego to tylko okładka i puste, pożółkłe strony. – Odparł, gapiąc
się na mnie z dziwnym wyrazem twarzy. – To ty jesteś tą dziewczyną.
-Czy ty właśnie
powiedziałeś mi, że jestem tą całą pokręconą wybranką?! Niby, czego!? Niby, co
ja mam strzec!? Ja nie chce być odpowiedzialna za tych wszystkich... Umarłych –
Upuściłam księgę i po prostu wybiegłam. Nie tego chciałam. Chciałam znów być
zwykłą, szarą Scarlett Stone...
~*~
Kolejny
rozdział.
Powiem
wam w sekrecie, że ta historia coraz bardziej do mnie przemawia ;)