czwartek, 24 stycznia 2013

Rozdział 6 - Wybranka.







Tej nocy nie mogłam zmrużyć oka. Pełnia księżyca sprawiała, że jasny blask wpadał do sali, okalając moją twarz. Cały czas myślałam o Tylerze i o tym, czy będzie pamiętał. Pragnęłam, aby tak było. Dlaczego? Powódki egoistyczne. Nie chciałam, dusić w sobie tego wszystkiego, co spotkało mnie w ciągu ostatnich tygodni. On by mnie zrozumiał. On... Miałam nadzieje, że zostałyby ze mną. Nie chciałam być teraz sama.

Nad ranem na korytarzu zapanowało zamieszanie. Chciałam wyjść, ale pielęgniarki oznajmiły, że lepiej będzie, jeśli wszyscy pozostaną w swoich salach. Zaniepokoił mnie jedynie fakt, że przez ułamek sekundy dostrzegłam panią Ackles, która biegnie korytarzem w kierunku sali Tylera. Kilkanaście minut później przyszła do mnie pielęgniarka. Sprawdziła wyniki moich badań i zapisała je na karcie pacjenta. Przyglądałam jej się uważnie, zastanawiając się, czy udzieli mi informacji o chłopaku. Nie mogłam sama tam pójść, więc postanowiłam zaryzykować;

-Co tam się dzieje? – Spytałam, podpierając się na łokciach.

-Jeden pacjent wybudził się ze śpiączki – odparła, zerkając na mnie znacząco.

Uśmiechnęłam się. Poczułam, jak gdyby olbrzymi głaz spadł mi z serca. Ulżyło mi, choć nadal nie wiedziałam, jak to wszystko teraz się potoczy. Najrozsądniej byłoby go po prostu przeprosić i zniknąć. Tak by jego życie wróciło do normy.

-Jak się czuje?

-Zaskakująco dobrze, jak na kogoś, kto otarł się o śmierć. – przyznała – A ty młoda damo zostaniesz dziś wypisana. Wyniki są w normie, nie widzimy powodów, dla których powinniśmy cie dłużej tu trzymać.

-Dziękuje – znów osunęłam się na poduszki.

Kobieta wyszła, a ja zostałam sama, wpatrując się w sufit, na którym pojawiały się zacieki. Jeśli Tyler miał wszystko zapomnieć, ja nie chciałam mu przypominać. Lepiej byłoby, gdyby żył jak przed wypadkiem i z tą myślą, postanowiłam opuścić szpital. Najprawdopodobniej wszystko wróci do normy... Przynajmniej w jego przypadku.

Po godzinie przyjechali po mnie rodzice. Byli zatroskani, ale też cieszyli się, że ich córeczka wraca do domu. Za to ja wciąż czułam żal do brata, który nie odwiedzał mnie i nawet nie przejął się moim zniknięciem ze szpitala. Wręcz nie mogłam uwierzyć, że człowiekowi może od tak, przestać na komuś zależeć. A najbardziej bolał mnie fakt, że nie tak dawno wspólnie spędzaliśmy większość czasu. Był odosobnieniem starszego brata, którego każda dziewczyna zawsze chciała mieć.

 Przechodząc obok sali Tylera rzuciłam okiem do środka. Nie było go tam, więc zapewne został przeniesiony na inny oddział. To dobrze. Było z nim lepiej. Jest to w pewnym stopniu pocieszające. Miałam też cichą nadzieje, że pani Ackles kiedyś mi wybaczy, i nie będzie rzucać piorunami na mój widok.





Minął tydzień. Przez cały ten czas próbowałam nauczyć się kontroli nad darem. Odwiedziłam nawet Mary Fay, w nadziei, że pomoże mi w ogarnięciu tego wszystkiego. Jednak jedyne co kobieta zrobiła, to podarowała mi dziwny medalion z kryształem, a w zasadzie kamieniem o barwie ciemnego szafiru. Był piękny, aczkolwiek nie wiedziałam, jaką on ma w tym wszystkim pełnić rolę. Wiedźma obiecała, że w końcu sama poznam sekret... Pytanie tylko, o jaki sekret jej chodziło? Do tej pory sądziłam, że moim jedynym sekretem jest klątwa - jak lubię to czasem nazywać - widzenia duchów. Co jeszcze mnie czeka?

Wróciłam nawet do szkoły i starałam się żyć jak przed wypadkiem. Ciągłe pytania znajomych, jak się czuje nie sprawiały, że było mi lepiej. Gdy leżałam w szpitalu nikt nie raczył zajrzeć. Każdy mnie olał, nawet najlepsza przyjaciółka, która była dla mnie jak siostra. Najwyraźniej powiedzenie, że przyjaciół poznaje się w biedzę, jest jak najbardziej trafne. Teraz czułam frustrację widząc tych wszystkich ludzi, którzy ze współczuciem spoglądali w moją stronę. Do diaska, ja żyje! Gorzej mają ci, którzy utkwili między światami.

Tego dnia po powrocie ze szkoły postanowiłam zajrzeć do Mary. Nawet nie zdołałam wejść na ganek. Jej dom otoczony był niespotykaną siłą, która spychała mnie, gdy stawiałam krok na pierwszy stopień. Mogłaby nieźle zarobić na systemach alarmowych, zapewne takich zabezpieczeń nie posiada nawet Biały Dom. Staruszka, co kilka dni znikała, mi powiedziała, że w ten czas uzupełnia swoje zbiory. Nawet nie chciałam wiedzieć, gdzie to robi, i co w owych zbiorach posiada. Uznawszy, że nie ma sensu czekać na zewnątrz aż się pojawi, wróciłam do domu.

Pchnęłam drzwi, a głosy dobywające się z salonu były coraz to głośniejsze. Weszłam do środka i zerknęłam do pokoju. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam Tylera siedzącego na sofie i rozmawiającego z moją matką. Zachowywali się, jak gdyby nigdy nic, a ja po prostu stałam i gapiłam się, nie mogąc nic z siebie wydusić.

-Sky – moja mama odezwała się i wtedy Tyler przeniósł wzrok na mnie.

Podszedł do mnie i przytulił. Tak po prostu. Jego ciało było ciepłe, wręcz paliło, a to miła odmiana, zwarzywszy na to, w jakim był stanie, gdy ostatnio się widzieliśmy. Tkwiliśmy tak dłuższą chwilę. Nie wiedziałam jak się zachować. Byłam nieco oszołomiona, na szczęście, jak tylko się odezwał, nieco ochłonęłam.

-Dziękuje Scarlett – szepnął mi do ucha i zrobił niewielki krok do tyłu, by móc mi się przyjrzeć.

-Ty pamiętasz? – Wydusiłam, czując jak policzki zaczynają mnie piec. To głupie i niedorzeczne, ale byłam szczęśliwa.

-Jasne, choć ostatnia część naszej przygody nie należała do najprzyjemniejszych – przyznał, krzywiąc się.

Moja mama odchrząknęła znacząco, zwracając na siebie naszą uwagę. No tak, nie byliśmy sami, a takie zachowanie względem kogoś, kto omal cie nie zabił jest, co najmniej zdumiewające.

-Ah... No tak, przepraszam – dodałam pospiesznie, uśmiechając się przepraszająco.

-Zostawię was – mama wyszła uradowana, jak gdyby to ona dostała od losu szanse, nie ja. Z drugiej strony, jaka to było szansa?

-Szybko cie wypisali – zauważyłam, siadając na sofie i pozwalając, aby chłopak do mnie dołączył.

-Mnie też to dziwi, ale czuje się świetnie. – Przyznał – Przypomniałem sobie coś.

-To znaczy?

-Jak leżałem w śpiączce, przyszedł do mnie wuj. Mówił coś, niezrozumiałego. Potem odszedł.

-Może... Chciał cie tylko odwiedzić? – Rzuciłam, choć nawet ja w to wątpiłam.

-Myślę, że to coś innego – spojrzał na mnie, jak gdyby szukał w moim spojrzeniu wyjaśnień.

-Nie wiem, o co ci chodzi – odparłam – Ja się z nim nie widziałam od chwili, gdy prosiliśmy o pomoc. Po za tym... Wybacz, ale on jest dziwny.

-Do tej pory uważałem, że rodzice nie chcą żebym się z nim widywał, bo on jest ekstrawagancki. Ma swój własny świat, którego oni nie rozumieli. Ale teraz zaczynam podejrzewać, że coś przede mną ukrywają. Mam prośbę – brzmiało to jak bełkot, ale musiałam przyznać, że Gordon do normalnych nie należał – pomożesz mi ten ostatni raz? Chce wiedzieć, o co chodzi.

-Tyler, nie zapędzaj się. – Dotknęłam jego ramienia – Za wiele czasu spędziłeś, jako duch...

-Nie szukam teorii spiskowych, gdyby tak było, pojechałbym do Roswell – mruknął. – Ale w porządku, poradzę sobie i bez ciebie.

-Dobra, dobra – uniosłam ręce w obronnym geście, nie chciałam żeby wpakował się w jakiś kanał – Pomogę ci. Ale jeśli nic nie znajdziemy, niczego się nie dowiemy, ty wracasz do normalnego życia.

-Trudno będzie tego dokonać. To tak jakby Superman chciał wrócić do życia Clarka Kenta, po ujawnieniu swojej osobowości.

Spojrzałam na niego z politowaniem. Na tylko tyle było mnie stać. Czasami kompletnie nie rozumiałam jego porównań.

-Okey, powiedzmy, że rozumiem – jęknęłam, – Co chcesz w ogóle znaleźć?

-Cokolwiek – wzruszył ramionami i uśmiechnął się łobuzersko.

-Świetnie, przez ciebie stocze się na dno.

-Gorzej chyba być nie może. A propos, udało ci się zapanować nad darem?

-A wyglądam, jak ktoś, komu się udało?

-Z podkrążonych oczu i bladej cery wnioskuje, że nie – odparł.

-Tego potrzebowałam, kubła zimnej wody, wylanego na głowę – westchnęłam poirytowana – Nie zapominaj, że twoja matka mnie nienawidzi, więc jeśli o nią chodzi, musisz poradzić sobie sam.

-Z nią problemu nie będzie, ale w przypadku o wujaszka ”Sama”, to już inna sprawa. Do zobaczenia wieczorem pod moim domem.

-Może jestem zajęta – skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej, ale Ackles najwyraźniej miał to gdzieś.

-Mam nadzieje, że widziałaś kilka filmów akcji. – Wyszczerzył się w głupawym uśmiechu.

-Co ty właściwie chcesz zrobić?

-Włamać się do biura matki.

-Czyś ty zdurniał! – Aż wstałam z wrażenia.

-Pomożesz mi?

-Chryste ja przy tobie źle skończę. – Pokręciłam z niedowierzaniem głową – Jak nas złapią, mamy ślad w kartotekach! To już będzie moja druga wpadka i na pewno na zawiasach się nie skończy!

-Spokojnie, wiem jak wyłączyć alarm, a rodzice dziś wyjechali – zaśmiał się.

Myślałam, że zrobię mu krzywdę. Wzięłam głęboki wdech i wydech, ale to nic nie pomagało, więc zaczęłam liczyć do dziesięciu. I tu skończyło się na niepowodzeniu. Naprawę polubiłam go, ale był tak cholernie irytujący!





Naprawdę, jak mogłam być tak głupia? Wszystko wskazywało na to, że moje problemy z prawem niczego mnie nie nauczyły. Jeśliby nas złapali, tym razem nie udałoby mi się wykręcić. Zamknęliby mnie i chyba tylko ja się tym przejmowałam. Miałabym przechlapane, a rodzice straciliby do mnie zaufanie. Mogłabym pożegnać się ze studiami, a moja i tak już zszargana reputacja, wyglądałaby jeszcze gorzej.

Księżyc nieśmiało wyłaniał się zza korony drzew, które rosły w pobliżu domu Tylera. Niebo usłane było tysiącem gwiazd, których blask był zdumiewająco jasny. To był ciepły wieczór, choć chłodne podmuchy wiatru rozwiewały moje włosy, które chcąc nie chcąc musiałam związać. W powietrzu unosił się zapach ogniska, które płonęło kilka domów dalej. Nerwowo przestępując z nogi na nogę, czekałam na zewnątrz. Tyler pojawił się po dziesięciu minutach z tryumfalnym uśmiechem. Podobała mu się ta szopka, ale za to ja, miałam coraz większe wątpliwości.  

-Wydaje mi się, że powinniśmy przestać – mruknęłam, wchodząc do posiadłości.

-Daj spokój, za pół godziny odwiozę cie do domu – zapewnił.

-Wiesz co? Wystarczy, że wszędzie widzę duchy, nie chce ich widywać w pręgowanych wdziankach – warknęłam.

-To było dobre – zaśmiał się.

-Nie ważne, tylko się pospiesz – poprosiłam.

Poprowadził mnie do pomieszczenia, przed którym znajdował się czytnik kodu. Wystukał kilka cyfr i potwierdził, a potem pchnął drzwi. Jeśli uzna siebie za najlepszego włamywacza w historii, wyśmieje go. Sądziłam, że zabezpieczenia będą bardziej... Niedostępne. W każdym razie, w środku miałam wrażenie, że znajduje się w gabinecie psychiatrycznym, a nie w biurze kobiety, która jest właścicielką antykwariatu. Kozetka, była najlepszym przykładem tego, jak osoba publiczna reaguje, gdy wyborcy zaczynają popierać przeciwników, i choć w tym przypadku chodziło o pana Acklesa, byłam pewna, że matka Tylera korzysta z pomocy specjalisty. Ściany ciemne, zdecydowanie za ciemne, biorąc pod uwagę, że meble i firany w oknach również nie wnosiły koloru. Nie mogłabym pracować w takim miejscu, ale teraz rozumiałam panią Ackles...

Tyler dopadł szuflady biurka i zaczął wywalać ich zawartość na podłogę. Ja podeszłam do sekretarzyka, gdzie kobieta poukładała książki. Były dość nietypowe. Każda posiadała dziwne symbole, które bynajmniej nie kojarzyły mi się z prawem. Było w nich coś magicznego i nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że właśnie znalazłam to, czego szukaliśmy. Sięgnęłam po pierwszą z brzegu grubą księgę obitą w brązową skórę i przekartkowałam ją. Była mocno zakurzona, więc drobinki kurzu wzbiły się w powietrze, jak gdyby ktoś wysypał na nią drobny pył. Skrzywiłam się, jednak zbyt zaciekawiona tym, co jest w niej zawarte, postanowiłam bardziej zagłębić się w jej treści;

-Wybranka uratuje nasz świat. Złamie klątwę, która zniknie wśród gwiazd. – Nie brzmiało to dla mnie zbyt logicznie i jak na mój gust wyglądało to na pamiętnik, a mimo to czytałam dalej – Walczyć będzie za nas, gdy błękit nieba szkarłatem się pokryje. Darem swoim nas wybawi. Dusze nieszczęśników przejdą przez bramy...

-Co ty robisz? – Tyler podszedł do mnie, unosząc pytająco brew.

-Czytam, to coś – pomachałam mu przed nosem księgą.

-Księga Umarłych? Ty ją przeczytałaś? – Wykrztusił zdumiony, na co ja nie bardzo wiedziałam jak mam zareagować.

-Dlaczego miałabym tego nie zrobić? – Spytałam jedynie.

-A, bo ja wiem? Może, dlatego, że legenda mówi o tym, że jest napisana w języku umarłych, a zwykły śmiertelnik nie może jej przeczytać. Nawet nie widzi, że jest coś w niej napisane, dla niego to tylko okładka i puste, pożółkłe strony. – Odparł, gapiąc się na mnie z dziwnym wyrazem twarzy. – To ty jesteś tą dziewczyną.

-Czy ty właśnie powiedziałeś mi, że jestem tą całą pokręconą wybranką?! Niby, czego!? Niby, co ja mam strzec!? Ja nie chce być odpowiedzialna za tych wszystkich... Umarłych – Upuściłam księgę i po prostu wybiegłam. Nie tego chciałam. Chciałam znów być zwykłą, szarą Scarlett Stone...





~*~

Kolejny rozdział.

Powiem wam w sekrecie, że ta historia coraz bardziej do mnie przemawia ;)






poniedziałek, 7 stycznia 2013

Rozdział 5 - Jesteś wyjątkowa.






Dziś z okazji mojego zdanego prawka (tak, tak w końcu i dzięki Bogu ^^), dodaje rozdział przed terminem :D



Od tej części postanowiłam pisać to opowiadanie w dwóch osobach to znaczy w pierwszej oraz trzeciej :) Mam nadzieje, że nie zepsuje tym całego klimatu opowiadania, ale uznałam, że tak będzie ciekawiej :)



~*~



Nie spodziewałam się klimatu iście z „Jasia i Małgosi”, dlatego dosłownie stanęłam jak wryta, gdy zza ściany gęstego lasu wyłoniła się stara chata. Myślałam, że miejsca jak te są w dzisiejszych czasach rzadkością, a w zasadzie, że już się ich nie spotyka. Domek był niewielki i w całości zbudowany z pali, które gdzie niegdzie nosiły ślady „próchnicy”. Z zewnątrz otaczał go niewielki płotek, który na pewno nie mógłby stanowić swoistej obrony przed natrętami.

Kiedy podeszłam bliżej, dostrzegłam w oknach zawieszone nie tylko firanki, ale też przeróżne wisiory. Wzdłuż kamiennej drogi posadzone były przeróżne zioła, które bynajmniej nie kojarzyły mi się z uroczym ogródkiem babci. Nadal nie dowierzałam w bujdy o magii, ale będąc w tym miejscu byłam w stanie uwierzyć dosłownie we wszystko.

Zanim zdążyłam stanąć na podeście i zapukać, drzwi otworzyły się z nieprzyjemnym piskiem. W progu powitała mnie starsza kobieta o długich, siwych włosach i wyraźnych zmarszczkach. Jej szarobłękitne oczy wlepione były we mnie, jak gdyby pytała, „czego chcesz?”. Nie wiedziałam czy zostać, czy zwiać póki mam jeszcze szanse. Ostatecznie przełknęłam ślinę i spojrzałam w bok, w poszukiwaniu Tylera. Chłopak nie pojawił się, a mi na myśl raz jeszcze przyszła ucieczka.

-Pani jest wiedźmą? – Zadałam jedno z najgłupszych pytań.

-Tak, moje dziecko – jej przemiły głos aż mnie zaskoczył. Otworzyłam szeroko oczy i mimowolnie się uśmiechnęłam.

-Ja i mój przyjaciel potrzebujemy pani pomocy – powiedziałam.

-Wejdź – przepuściła mnie, po czym dodała - nie przestrasz się Pazurka – wskazała na czarne kocisko, które przeciągało się leniwie na sofie.

-Chodzi o pewien rytuał. Powiedziano nam, że może pani go odprawić – zaczęłam, wchodząc za kobietą do niewielkiego, przestronnego saloniku.

-Prawda to, jestem najstarszą wiedźmą z mego rodu, – przyznała – jestem potężna.

-Chodzi o rytuał Przejścia – pomoże nam pani?

-Miałabym wprowadzić dusze do ciała?

-Tak, mój przyjaciel słabnie – mówiąc to, tuż obok mnie pojawił się Tyler.

-A, więc jednak, widzisz duchy? – Spytała zaciekawiona.

-Tak, niestety – mruknęłam, choć to jednak mnie zastanowiło – może mogłaby pani coś na to poradzić?

-Przykro mi – dotknęła mojej dłoni – ten dar pozostanie już z tobą, ale możesz nauczyć się go kontrolować.

-Co ma pani na myśli?

-Można to w pewien sposób wyłączać. Odrobina wprawy, a duchy przestaną cie nękać, oczywiście na tyle ile im sama zezwolisz – uśmiechnęła się pogodnie.

-A, co z rytuałem? – Spytałam, próbując nieco ochłonąć. Nie spodobało mi się to, co powiedziała staruszka, choć faktycznie nieco podniosła mnie na duchu. Jadąc tu miałam nadzieje, że uda mi się wrócić do świata żywych. Jednak perspektywa kontrolowania... Jak ona to określiła? Mojego daru... Też nie jest taka zła, a właściwie jest lepsza, niż możliwość popadnięcia w obłęd.

-Pomogę wam dzieci – przeniosła wzrok na miejsce, gdzie siedział Tyler. – Wyczuwam jego obecność – wyjaśniła, dostrzegając moją minę.

-Leży w śpiączce w szpitalu, mam nadzieje, że to nie jest żaden problem? – Odparłam, przypominając sobie o matce chłopaka.

-Musisz tylko pamiętać o tym, by nikt nam nie przeszkodził – powiedziała – bądź dobrej myśli Scarlett.

-Nie przedstawiałam się pani – szepnęłam nieco przestraszona. Byłam tu i słyszałam, co mówiła, a jednak odczuwałam niepokój. Magia to coś więcej niż duchu i nie chciałam zbytnio się angażować.

-Duchy o tobie szepcą, choć nie sądziłam, że będziesz aż tak silna – przyznała – jesteś wyjątkowa, pamiętaj o tym. Ufaj tylko tym, którzy na to zasłużyli.

Tym, jakże miłym akcentem, zakończyłyśmy rozmowę. Nie wiedziałam jak zareagować, ale byłam nieco oszołomiona. Nie wiem, czy to zapach tych wszystkich kadzideł, czy słowa babki. Jeśli tak dalej pójdzie, to naprawdę wyląduje w psychiatryku i nawet Tyler mi nie pomoże...



~*~



Woń alkoholu mieszała się z zapachem palonego cygara. Obłoki dymu kołowały tuż pod sufitem, szukając ujścia z pomieszczenia. Przewracał kolejną kartkę, wczytując się w treść starej księgi. Był etnologiem, ale posiadał swoje tajemnice, o których wiedzieli nieliczni. Był dobrym aktorem. Potrafił wzbudzić zaufanie. Ale budził też lęk. Miał w sobie coś, co postronne osoby mogły uznać za obłęd w oczach. Uważał, że dzięki temu zyska coś, o czym marzył od lat. Nieśmiertelność.

Jednak to nie było takie proste. Najpierw musiał odnaleźć kogoś, dzięki komu posiądzie moc. Długo czekał. Długo szał. Aż w reszcie, niespodziewanie, ktoś taki sam go znalazł. Teraz musiał jedynie zachęcić Ją do współpracy. Nie powinno być to trudne, gorzej będzie z odnalezieniem najważniejszego elementu układanki. Choć mając Ją, mógł prosić o pomoc siły, które normalnie robiłyby wszystko, aby go unikać.

Kiedyś taki nie był. Miał plany, miał przyszłość przed sobą. Miał miłość, którą stracił. Utrata jej, spowodowała, że jego umysłem zawładnęła chęć zemsty. Nic tak nie pobudza ludzkiej wyobraźni, ludzkiego wnętrza, jak zemsta. Przekonał się o tym. Spodobało mu się to. Jednak staje się coraz starszy. Coraz słabszy. Nie chce za kilka lat skończyć na wózku, czy przywiązany do łóżka. Jeszcze nie skończył tego, co zaczął.

Ale teraz ma szanse wypełnić każdą obietnicę, którą złożył samemu sobie.



~*~



Tyler szedł obok mnie, w ciszy zastanawiając się zapewne, jak zamierzam odciągnąć jego matkę od ciała. Sama nie wiedziałam jak chce to zrobić. Ta kobieta mnie nienawidziła i wcale jej się nie dziwię. Z Mary umówiłyśmy się, że dam jej znać, jak tylko ciało Tylera będzie same. Pani Ackles spędzała z nim niemal większość swojego wolnego czasu, a miała go ostatnio chyba aż za dużo. A gdyby tak po prostu odprawić rytuał nocą? Szpital jest szczerzony, ma monitoring, ale ktoś taki jak Fay powinna sobie poradzić. No i najważniejsze mama Ty’a nie wezwie policji na sam mój widok.

-Wiem, co zrobimy – odezwałam się pełna entuzjazmu.

-Słucham – odparł wyraźnie zamyślony.

-A będziesz mnie faktycznie słuchał, czy może tylko kiwniesz potakująco głową? Bo jeśli to drugie to może od razu przejdę do realizacji pomysłu.

-Co? – Spojrzał na mnie nieobecnym wzrokiem.

-Właśnie o tym mówię – skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej i przyjrzałam się mu - nawiasem mówiąc, musiałam wyglądać jak idiotka, stojąc po środku drogi i gapiąc się w niewidoczny punkt przed sobą.

-Przepraszam, ale coś nie daje mi spokoju – mruknął, – Dlaczego jesteś wyjątkowa?

-Nie zabrzmiało to zbyt uprzejmie – podsumowałam.

-Nie, mówię poważnie. Jesteś wyjątkowa – ściągnęłam brwi, nie wiedząc, o co mu właściwie chodzi i co mam o tym sądzić, ale za nim się odezwałam, on kontynuował, – ale dlaczego jesteś wyjątkowa ze względu na swój dziwny dar. Podobno nie jest to takie rzadkie.

-A, bo ja wiem – wzruszyłam ramionami – to tylko gadanie staruszki, czym ty się przejmujesz?

-Ta staruszka jest potężną wiedźmą i raczej wie, co mówi – zauważył.

-Czyli co?

-Wydaje mi się, że tu chodzi o coś innego, tym bardziej, że masz ufać tylko tym, którzy na to zasłużyli.

-Czytaj tobie? – Zaśmiałam się.

Nie wiem, co chciałam osiągnąć, ale na pewno nie chciałam dłużej myśleć o słowach staruszki. Może tego nie pokazywałam, ale obawiałam się coraz bardziej tego, co mnie jeszcze czeka.

-Jeśli sądzisz, że możesz mi ufać – wyszczerzył się w głupawym uśmiechu – Mówiąc poważnie, uważaj na siebie, Sky.

-Na razie to musimy pomóc tobie, a ja jakoś sobie poradzę. Nauczę się wyłączać te cholerstwo i wrócę do szkoły, to jest mój plan – ruszyłam dalej.

Ackles jakąś chwile stał w miejscu. Wyglądał jakby wahał się przed zrobieniem kroku. Naprawdę przejął się słowami staruszki. Może ja je zbyt bagatelizuje? Może faktycznie, powinnam na siebie uważać? Nie wiem, kto miałby mi zagrozić i w jakim celu, jednak reakcja Tylera zaczynała mnie niepokoić.





Jak miałam sprawić, abym bez problemu mogła spędzić noc w szpitalu? Musiałam trochę nakłamać. Wróciłam do doktora Morgana i oznajmiłam, że źle się poczułam tuż po wypisie. Przyjął mnie natychmiast, nawet dostałam tą samą sale. Jedynym minusem był fakt, że moja matka wparowała do szpitala jak szalona, omal drzwi nie wyważając. Wiedziałam, że będzie wściekła, ale jej troska była chyba jeszcze gorsza. Przejęła się tą całą sytuacja. Gdyby wiedziała, że to blef, miałabym przechlapane.

Po północy, kiedy obchód się skończyć, a moi rodzice wrócili do domu, wymknęłam się na korytarz. Szłam powoli, starając się ominąć, jak najciszej potrafię, pokój pielęgniarek, które pochrapywały w środku. Do tej pory wszystko szło zgodnie z planem. I kto by pomyślał, że większym wyzwaniem będzie dla mnie to jak powiadomię Mary? Ona nawet telefonu nie miała. Podała mi jakąś kartkę z łacińskim zdaniem i kazała wymówić to, jak będę już w sali Tylera.

On miał nie lada uciechę, widząc jak łamie sobie język. Myślałam, że jak tak dalej pójdzie, to wszystko szlak trafi. W końcu wielmożny pan zdecydował się mi pomóc. Brunet z łaciną miał styczność, więc czytał zdanie, które ja potem powtórzyłam;

- Ego autem vos hortor. Ad materia. Stare per Me.

Światło zamigotało kilkukrotnie, a chwile później obok mnie pojawiła się Mary Fay. Drgnęłam nerwowo, bo mówiąc szczerze inaczej to sobie wyobrażałam – nie ta dosłownie. Staruszka posłała mi promienny uśmiech, a następnie podeszła bliżej łóżka. Pochyliła się nad ciałem Tylera, który z dość dziwną miną przyglądał się temu z boku. Gdyby nie okoliczności, cała ta scena wyglądałaby komicznie.

Mary wyjęła ze swojej torby dwie świeczki i ustawiła je na obu stolikach, po lewej i prawej stronie łóżka. Pstryknęła palcami, a płomień buchnął. Wywarło to na mnie wrażenie, dlatego z zaciekawieniem wpatrywałam się w poczynania kobiety. Była pochłonięta „pracą” i zastanawiałam się, jakby zareagowała, gdyby w sali pojawił się lekarz. Najwyraźniej dla niej nie było rzeczy niemożliwych.

Na białą pościel, którą chłopak był przykryty, wysypała zawartość niewielkiej sakiewki. Drobne ziarenka ziół ułożyły się w kształt pentagramu, co było dla mnie dość zaskakujące, bo owy znak zawsze kojarzył mi się z satanistami. Szeptała coś do siebie w niezrozumiałym dla nas języku. Tyler był wyraźnie zniecierpliwiony, ja zaś z otwartą buzią podchodziłam coraz bliżej, chcąc widzieć jak najwięcej.

W pewnym momencie, w sali zabłysło jasnobłękitne światło, a Ackles po prostu znikł, by sekundę później znów pojawić się obok łóżka. Jego twarz przepełniona była bólem, a w oczach malował się strach. Chyba nie tego chciałam. Nie chciałam żeby cierpiał.

-Co się dzieje? – Jęknęłam, jednak kobieta nie odpowiedziała.

Wciąż mamrotała zaklęcie. Ackles stał, co jakiś czas niknąc, jakby jego połączenie z ciałem urywało się. Aparatura, do której był podpięty wariowała, i byłam pewna, że za chwile wpadną tu pielęgniarki.  Mary była niewzruszona. Zapewne to nie był jej pierwszy raz.

Kolejny błysk, niczym błysk fleszy. Płomień świec uniósł się jeszcze wyżej, aby zaraz zgasnąć. Spojrzałam na Tylera, jednak jego już nie było. Staruszka zrobiła kilka kroków w bok i wlepiła we mnie błękitne oczy.

-Co się stało? – Wydusiłam z siebie, na co Fay uśmiechnęła się raz jeszcze.

-Lepiej wracaj na sale. A z chłopakiem wszystko dobrze.

-Będzie pamiętał? – Podeszłam do jego łóżka i spojrzałam na jego spokojna twarz. Teraz spał. Tak, po prostu.

-Jeśli tego chciał, to będzie – zaakcentowała słowo chciał – Do zobaczenia Scarlett i pamiętaj, co ci mówiłam...





*nie znam łaciny, ale tłumacząc to na polski powinno brzmieć „Wzywam cie, pojaw się, Stań obok mnie.”