Wpatrywał
się beznamiętnie w ciało szczupłej blondynki. Nie docierały do niego słowa
księdza. Miał wrażenie, że to stek bzdur, które nijak się mają do uczucia,
które nim zawładnęło. Była wybranką, ale była też tą jedyną i nie mógł pogodzić
się z jej śmiercią. Nie zdołał jej ochronić i ten żal, który czuł do samego
siebie, był nie do zniesienia. Zacisnął usta w wąską linie i przymknął powieki.
Nie mógł już dłużej tego słuchać. Słów, które nie oddawały prawdziwości
Scarlett. Słów, które zdawały się być wyrecytowaną formułką. Ona była inna;
była wyjątkowa pod każdym względem i nikt nie mógłby zrozumieć, co stracił wraz
z jej odejście.
Podszedł
do trumny i dotknął chłodnej dłoni Sky. Potem odwrócił się i wyszedł, rzucając
ostatnie spojrzenie Jeremyemu. Żałował. Żałował, że to nie on zabił Gordona.
Sama myśl o mężczyźnie sprawiała, że miał ochotę rozszarpać go na strzępy.
Gdyby tylko mógł...
*
Kiedy uchyliłam
powieki zobaczyłam ogromną przestrzeń, która zdawała się nie mieć końca. Pod
sufitem wisiały kryształowe żyrandole, a wielkie okna przepuszczały olbrzymią
ilość promieni słonecznych. Na większości ze ścian znajdował się kremowy, bądź
transparentny kamień, a marmurowa posadzka, choć przyjemnie chłodna, nie była
szczytem wygody. Spróbowałam wstać i dopiero teraz zorientowałam się, że nic
mnie nie boli, że nie czuje żadnego bólu. Spojrzał w dół, próbując doszukać się
ran, albo chociaż krwistych plam, jednak moje ciało zdawało się być
nienaruszone.
Pamiętałam każdą
chwile. Pamiętałam jak Gordon zadaje mi cios. Pamiętałam jak pomogłam duszom,
jak żegnam się z Tylerem i przede wszystkim, jak odchodzę. Zaczynałam panikować.
Byłam teraz tu, w miejscu, które przypominało pałac, a wokół mnie nie było
żywego ducha. Czy tak...
-Wygląda niebo? –
Usłyszałam głos dochodzący z końca sali.
-Tak. – wydusiłam z
siebie – Gdzie jestem?
-W niebie – odparł
mężczyzna, po czym zbliżył się do mnie.
-Mówisz poważnie?
-Jestem archanioł
Michał – przedstawił się, a ja najprawdopodobniej zzieleniałam.
-Ja...
Przepraszam... Nie wiedziałam – jąkałam się. Byłam niemniej przerażona niż w
dniu, gdy po raz pierwszy zobaczyłam ducha.
-Nie szkodzi –
uśmiechnął się, a w jego szarobłękitnych oczach zalśniły ogniki – Jesteś tu,
nie bez powodu.
-Nie rozumiem –
powiedziałam, przyglądając się jak mężczyzna podchodzi do płaskorzeźby.
Musiałam przyznać, że jego czarny garnitur i ciemno granatowa koszula w
połączeniu z kruczoczarnymi włosami sprawiały, iż miałam wrażenie, że przede
mną nie stoi niebiański wysłannik, a niezwykle przystojny biznesmen.
-Każda z was trafia
właśnie tu. To kryształowy pałac. Mieszkają tu wszystkie wybranki, strażnicy i
my, archaniołowie – powiedział.
Wpatrywałam się jak
mężczyzna krąży po pomieszczeniu. Był zadumany i bezwątpienia nad czymś
intensywnie rozmyślał. Nie miałam śmiałości mu przerywać, choć tak wiele pytań
krzątało się w mojej głowie. Westchnęłam cicho i przeniosłam wzrok w stronę
okna. Podeszłam bliżej i wyjrzałam przez nie. Nieświadomie otworzyłam szerzej
oczy, dostrzegając w oddali góry, zaś przed samym pałacem rozciągające się lasy
i rzekę. U podnóża znajdowała się ogromna wioska, dosłownie wioska. Jasne
budynki i otaczające je niewielkie ogródki, przywodziły na myśl Włochy, a
całość przypominała mi krainę Rivendell z Władcy Pierścienia. Widok był
zachwycający, a soczysta zieleń wyraźnie wpływała kojąco na moje nerwy, które
jakby nie było wciąż mną targały.
-Pewnie chciałabyś
poznać Eleonor.
Dźwięk imienia mojej
prababki wyrwał mnie z zamyśleń. Bez namysłu podbiegłam do Michała i chwyciłam
go za ramiona.
-Proszę!
Zaśmiał się, a
chwile później do pomieszczenia weszło kilkoro osób.
-Zaprowadźcie ją do
Eleonor.
-A moi rodzice? –
Wydusiłam, przypominając sobie, że nie tylko ja zginęłam tego dnia.
-Oni mieszkają w
wiosce, musisz być cierpliwa – odparł, po czym podeszła do mnie rudowłosa
dziewczyna i skinęła głowa, abym w końcu się ruszyła. Posłusznie za nią
podreptałam, zostawiając Michała samego. Nie miałam pojęcia, dokąd idę, ale
myśl, że spotkam Eleonor, i w końcu będziemy mogły normalnie porozmawiać,
sprawiała, że nie mogłam się doczekać. Korytarz był długi, a wzdłuż niego
znajdowało się kilkanaście pokoi, i choć byłam pewna, że to w jednym z nich
mieszka moja prababka, to myliłam się, bowiem zeszłyśmy krętymi schodami piętro
niżej. Przeszłyśmy jeszcze kilka metrów i wtedy rudowłosa wskazała prawidłowe
drzwi. Niepewnie zapukałam, ale nikt mi nie odpowiedział. Nacisnęłam klamkę i
weszłam do środka. Ku mojemu zaskoczeniu pokój Eleonor był identyczny jak ten,
który pamiętam z mojej dziwnej wycieczki w przeszłość.
-Scarlett –
usłyszałam za sobą melodyjny głos. Odwróciłam się i zobaczyłam blondynkę,
stojącą w progu. Uśmiechnęłam się, a babka odwzajemniła uśmiech i podeszła
bliżej.
-Przepraszam –
powiedziałam cicho.
-Za co?
Przeprowadziłaś dusze.
-Ale nie żyje,
rodzice też...
-To nie twoja wina.
Zrobiłaś wszystko jak należy, a Gordon poniósł już karę.
-Jeremy został sam –
dodałam, a do oczu napłynęły mi łzy. Nie potrafiłam przejść do porządku
dziennego po czymś takim. Zostawiłam na ziemi wszystko, co kochałam i trafiłam
tu, do miejsca, które zdawało się być zwykłą bajką, a nie prawdziwym życiem.
-Oni sobie poradzą –
powiedziała i przytuliła mnie.
-Ale ja nie poradzę
sobie bez nich...
Rodzice mieli
mieszkać nieopodal koryta rzeki, dlatego nim dotarliśmy pod niewielki domek,
musieliśmy przejść alejkami prowadzącymi w głąb wioski. Życie płynęło tu
zupełnie inaczej. Każdy był uśmiechnięty, nie było miejsca na złość, czy
rozgoryczenie. Kamiennymi uliczkami przechadzały się pary, w parku bawiły się
dzieci. Naprawdę, wszystko było tu tak... Idealne, że aż nierealne. Czułam się
wręcz nieswojo. Przywykłam już do ziemskich hipokryzji, dlatego z pewnością
potrzebowałam czasu, aby przywyknąć do czegoś tak odmiennego.
Nie miałam pojęcia,
co powiedzieć mamie i tacie. Gdy dowiedzą się o mojej śmierci, będą zawiedzeni.
Raczej nie myślałam o tym, że będą zdruzgotani faktem, że nie żyje, bardziej
przejęłam się tym, że Jeremy został sam i na pewno uznają, że sobie nie
poradzi. Miałam żal do siebie. Jak mogłam dopuścić do czegoś takiego? Owszem,
dopięłam swego i zapewne, gdybym miała raz jeszcze podjąć takie decyzję,
zrobiłabym to bez wahania, jednak na chłodny umysł nieco inaczej spoglądam na
to, co zaszło.
Westchnęłam cicho i
ruszyłam za babką. Po kilku chwilach dotarłyśmy pod dom rodziców. Przełknęłam
ślinę, i niemal w tej samej chwili drzwi otworzyły się. W progu stała mama. Wpatrywała
się we mnie, oczekując wyjaśnień. W głowie powtarzałam przepraszam, ale nic nie
chciało przejść przez moje usta.
-Dlaczego? –
Powiedziała.
-Nie zdążyłam... –
odparłam, choć nie o to jej chodziło.
-Dlaczego się nie
ratowałaś – sprostowała.
-Bo oni mnie
potrzebowali – wyjaśniłam, a ona podeszła i przytuliła mnie mocno.
-Kochanie, jestem z
ciebie dumna, ale to jeszcze nie twoja pora.
-Już za późno.
Dostrzegłam jak spogląda
znacząco na Eleonor.
-Rozmawiałaś z
archaniołem Michałem? – Spytała mama, na co ja kiwnęłam potakująco głową.
-Powiedział ci
wszystko? – Tym razem to babka zadała pytanie.
-Nie rozumiem.
Wyjaśnił tylko, dlaczego trafiłam do kryształowego pałacu – odparłam ściągając
brwi.
-Typowe – prychnęła
pod nosem blondynka.
-Możecie mi
wyjaśnić, o co chodzi? – Mruknęłam zdezorientowana.
Może byłam naiwna,
ale cicho wierzyłam w to, że jakimś cudem zdołam wrócić, i choć do tej pory
odsuwałam od siebie myśl o Tylerze, teraz wszystko uderzyło we mnie ze zdwojoną
siłą. Nie potrafiłam pozbyć się wspomnień; jego dotyku, jego zapachu, jego
głosu. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak bardzo będzie mi go brakować.
Jeśli istnieje, choć minimalna szansa na to, że ktoś tam na górze... No w tym
wypadku nie na górze, ale jeśli ktoś się pomylił i jednak faktycznie powinnam
wrócić, zrobię wszystko, aby tak się stało.
-Myślę, że niebawem
wszystkiego się dowiesz – wyjaśniła pobieżnie Eleonor, po czym zwróciła się do
mamy – Zostawię was.
-Dziękuje Eleonor za
pomoc – mama uśmiechnęła się do babki, a potem przepuściła mnie w progu.
Wnętrze domu niczym nie różniło się od naszego „ziemskiego”. Nawet klucze
znajdowały się w tym samym miejscu. Prawdę mówiąc inaczej wyobrażałam sobie
niebo, ale być może to wszystko miało ułatwić duszą przystosowanie się do
nowego życia po śmierci.
Weszłam do salonu,
gdzie zastałam ojca. Pochylał się nad stolikiem i przeglądał dzisiejszą gazetę…
To chyba było jeszcze dziwniejsze, niemniej jednak pozostawiłam to bez
komentarza, a jedynie podeszłam bliżej. Nawet na mnie nie zerknął. Poczułam się
tak, jakby ktoś przyłożył mi w twarz. Był wściekły, widziałam to po jego
zachowaniu, po jego napiętych mięśniach twarzy. Ogromna gula urosła w moim
gardle. Chciałam coś powiedzieć, ale nic nie było odpowiednie. Mama dostrzegła
napięcie między nami, więc wkroczyła do akcji i nieco trzepnęła ojca w ramię.
-Twoja córka
zginęła, a ty siedzisz i czytasz te bzdety? – mruknęła.
-Z czego mam się
cieszyć? Obie mnie okłamywałyście. A ona żeby było śmieszniej postanowiła
przedwcześnie do nas dołączyć. – odparł, spoglądając na mnie wilkiem.
-Naprawdę myślisz,
że tego chciałam? – wydusiłam.
-Jeśli nie, to zrób
coś.
-Już za późno! Niby
co mam zrobić!
-Porozmawiaj z tym
gogusiem, Michałem – w tej samej chwili zagrzmiało niebo, a ojciec raptownie
spoważniał.
-Ale co to da? Ja
nie żyje – próbowałam wyciągnąć z nich więcej informacji, ale zdawali się nie
zwracać uwagi na moje podchody.
-Córeczko, my nie
jesteśmy upoważnieni do zdradzania ci niebiańskich tajemnic. Dowiesz się, gdy
rada i archaniołowie uznają to za słuszne.
-Jakich tajemnic? Co
ja do tego mam?
-Nie nalegaj, nawet
tu obowiązują pewne zasady – mówiła mama.
-Dlaczego wciąż
powtarzacie, że to nie mój czas? Jest jakiś sposób? Jeśli tak, powiedzcie mi.
-Myślę, że powinnaś
już wracać – wtrącił się ojciec.
-Dokąd? – prychnęłam
pod nosem.
-Do pałacu, tam jest
twój dom.
-Ale ja chce zostać
z wami – zaprotestowałam.
-Nie możesz. Jesteś
lepsza od nas, jesteś kimś wyjątkowym i nam nie przystaje zadawać się z tobą. –
odparła matka.
-Ty chyba żartujesz
– zaśmiałam się – Mam gdzieś ich zasady. Jesteście moimi rodzicami!
-Scarlett wracaj do
pałacu.
Przygryzłam dolną
wargę i wyszłam napięcie, trzaskając drzwiami. Ludzie przechodzący alejką,
zerknęli na mnie zdumieni, jednak miałam w głębokim poważaniu co o mnie myślą.
Te wszystkie tajemnice działały na mnie jak płachta na byka. Jednak nie maiłam
śmiałości wysuwać wniosków, że moja śmierć to mistyfikacji i komuś na niej
zależało. To było niebo i powinnam była się cieszyć, że trafiłam tu, a nie do
czyśćca.
Wróciłam do pałacu i
już od progu przywitał mnie archanioł Michał. Uśmiechnął się i kazał ruszyć za
sobą. Trafiliśmy do olbrzymiej sali, na środku której znajdował się okrągły
stół i kilkanaście miejsc siedzących. Naprzeciw niego ustawiono dziesięć wyjątkowo
wymyślnych krzeseł.
-Usiądź proszę, za
kilka chwil pojawi się rada i pozostałe wybranki – powiedział.
-Rada?
-Tak, składająca się
z archaniołów i najwyższych, to oni powołali do życia pierwsza Wybrankę –
wyjaśnił, po czym wyszedł.
Rozejrzałam się raz
jeszcze i uzmysłowiłam sobie, że krzeseł było zdumiewająco mało, biorąc pod
uwagę fakt, że ja byłam tylko maleńkim elementem gry pod tytułem „zabij
wybrankę”. Przełknęłam ślinę i usiadłam przy stole. Nie miałam pojęcia o co
chodzi z tą radą, ani co mnie czeka, niemniej, trudno było mi odpędzić od
siebie myśl, że być może niebawem dowiem się, o co chodzi z tymi cholernymi
sekretami…
*
Rozdział
krótki, co?
Ale to
wstęp. Mam nadzieje, że pomysł przypadł Wam do gustu. Wiem, że macie już dość
aniołów (zwłaszcza w moim wydaniu), ale tak jakoś wpadło mi to do głowy i nie
mogłam się powstrzymać. Opis nieba, cóż zupełnie inny niż ten, który widzimy w
SPN (choć motyw domów jest zbliżony).
Nie będę
się rozpisywała, czekam tylko na wasze opinie :)