środa, 7 sierpnia 2013

Rozdział 17 - Złota brama.





Byłam roztrzęsiona, ale wściekłość mojego brata nie znała granic. Nie widziałam go w takim stanie. Był wręcz przerażający. Jednak to ja musiałam uratować rodziców. To ja musiałam stawić czoła Gordonowi. Tak cholernie się bałam, ale najważniejsze było życie moich bliskich. Nie miałam pojęcia jak się zachować. Co może mnie spotkać za parę godzin. Miałam złe przeczucia, nawet bardzo, ale starałam się spychać te myśli na samo dno podświadomości.
-Musimy mieć plan – cisze przerwał Tyler.
-Plan? Jaki plan?! – warknęłam – Pójdę tam i dam mu to, czego chce.
-On potrzebuje twojej krwi i księgi. Matka nigdy mu jej nie da, a ja nigdy nie pozwolę, żebyś się poświęciła.
-To moi rodzice, Tyler. – Mówiłam załamana.
-Nie mogę cie stracić. – powiedział, podchodząc bliżej – Nie pozwolę mu, cie zabić.
-Nie zrobi tego, potrzebuje tylko kapki krwi – zapewniłam.
-Nie daj się zabić – powiedział, na co ja jedynie westchnęłam. Nie mogłam tego zapewnić, Bóg jeden wiedział, co mnie czeka.
Przymknęłam na sekundę powieki i wzięłam głębszy wdech. Po chwili podeszłam do garderoby i zdjęłam jeansową kurtkę z haka. Ubrałam trampki i chwyciłam kluczyki do samochodu, kiedy Jeremy oznajmił, że nigdzie nie jadę... A przynajmniej nie sama. Nie chciałam, żeby chłopcy się w to pakowali, ale z drugiej strony poczułam ulgę, że mogę na kogoś liczyć. Pełna obaw wyszłam z domu, udając się do samochodu brata. W głowie obmyślałam strategię, chociaż nie miałam pojęcia, na co mam się szykować.
Gordon z całą pewnością klasyfikował się w grupie stukniętych fanów nieśmiertelności. Pewnie w średniowieczu uznawany byłby za wampira, bo jestem pewna, że bez ceremoniału mógłby kogoś pozbawić krwi. Myśl o tym, że mam do czynienia z psychopatą napawała mnie lękiem, choć bezwątpienia moje moce sprawiały, że czułam się ciut pewniejsza. Ktoś taki jak Gordon jest przygotowany na moje pojawienie się i jeśli wie o mnie faktycznie wszystko, to zapewne poznał też sposób jak pozbawić mnie energii i właśnie tego obawiałam się najbardziej – że zostanę bezbronna.
-Musimy mieć księgę – zagadał Tyler.
Wiedziałam, co to wróży. Musiałam pojechać do jego domu i przekonać panią Ackles, że mimo wszystko rodzina jest najważniejsza. Na tyle na ile zdążyłam ją już poznać, wiedziałam, że czeka mnie nie lada wyzwanie. Wścieknie się, i kategorycznie zabroni zbliżać się do domu Gordona.
-Jeremy pojedź do domu Acklesów – powiedziałam, wlepiając wzrok w jezdnie.
Brat kiwnął nieco głową i skręcił w najbliższą uliczkę. Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Nie miałam czasu, na zastanawianie się, co powiedzieć, dlatego wyszłam z wozu i pospiesznie pognałam do domu Tylera. Jego matka była na piętrze i nawet nie zauważyła, że ktoś jest w domu, dopiero, gdy weszliśmy do biura, a alarm zaczął wyć, zbiegła na dół i ze zdumieniem przyjrzała się nam.
-Co wy robicie?
-Gordon ma moich rodziców – zakomunikowałam, po czym kontynuowałam – przepraszam, ale musze zabrać księgę.
-Nie! – Warknęła – nie pozwalam! Wszystko zniszczysz, ty głupia dziewucho! Żadna z wybranek nie zdołała przeprowadzić dusz! Miałaś być pierwsza! Twój ród jest przeklęty!
-Możliwe, ale mam to w głębokim poważaniu!
Krzyknęłam i zdjęłam księgę z półki. Matka Tylera chwyciła mnie za ramie, i wtedy we mnie automatycznie wezbrał gniew. Jak gdyby niewidzialny podmuch wiatru, rozwiał moje włosy, a kobieta znalazła się pod ścianą, nie mogąc się ruszyć.
-Sky – usłyszałam zdenerwowany głos chłopaka.
-Nie zatrzymuj mnie – powiedziałam stanowczo i dopiero wtedy puściłam ją wolno.
Widziałam na sobie zdumione spojrzenie bruneta. Nie widziałam mnie takiej i zapewne był wściekły za to, co zrobiłam. Nie mogłam jednak pozwolić, aby jego motka przyczyniła się do śmierci moich rodziców.
-Jedziemy – rozkazałam jak tylko wsiedliśmy do wozu.
Próbowałam się opanować, ale energia wciąż przepływała przez moje ciało. Nadal czułam jak w żyłach krąży siłą, którą nie potrafiłam ujarzmić. Zaczynam tracić grunt pod nogami, traciłam samą siebie. Myślałam tylko o tym, żeby pomóc najbliższym. Bałam się, owszem, w końcu zawiodę dusze, które w gniewie zniszczą miasto, ale wiedziałam, że rodzice, Jeremy i Tyler przeżyją, że sobie poradzą.
Przygryzłam wargę i otworzyłam księgę. Przekartkowałam pożółkłem strony i zatrzymałam się na fragmencie, który wracał do mnie w snach;
„Szkarłatem pokryje posąg, szkarłatem dotknie słowa. Bramy otworzą się przed Wybranką. Wróci do domu i tak powstanie nowa historia niebios.”
Nic nie rozumiałam z tego tekstu. Wielokrotnie wracałam do niego i próbowałam zinterpretować, ale jedyne, co przychodziło mi do głowy to śmierć. Śmierć była moim przeznaczeniem. Nigdy nikomu o tym nie mówiłam. Nikt nie dowiedział się o tej części przepowiedni. Miała pozostać moją tajemnicą. Dziś zaczynałam wszystko pojmować, rozumieć każdy fragment księgi. Jednak, nie obejdzie się bez ofiar... Gordon pochłonie dusze, ja zginę. On zyska nieśmiertelność, a bramy nie otworzą się i każda kolejna dusza, będzie się błąkać, szukając nowej wybranki... Której nie dostanie. Jestem ostatnim pokoleniem. Nie mam dzieci, więc nikt więcej nie odziedziczy daru...
Przełknęłam ślinę i zamknęłam Księgę Umarłych. Nie mogłam dać po sobie poznać, że coś nie gra. Ani Jeremy ani Tyler, nie pozwoliliby mi zrobić tego, co ja uważam za konieczność. Musiałam przynajmniej udawać spokojną i pewną siebie.

Zatrzymaliśmy się pod domem Gordona. Znajdował się na przedmieściach i przypominał w zasadzie posiadłość burmistrza – bez wątpienia doktorek miał wysokie mnie mamie o sobie. Wysiedliśmy z auta i podeszliśmy do bramy. Wilczur biegał wzdłuż ogrodzenia, ujadając niemiłosiernie, dopiero donośne przywołanie, zmusiło go do uspokojenia się. Zawrócił i pobiegł na ganek, gdzie czekał już na mnie mężczyzna. Uśmiechał się podlę, doskonale wiedząc, że i tak się pojawię. Zagryzałam wargę i pchnęłam furkę.
Każdy krok sprawiał, że w moim gardle rosła gula. Nie wiedziałam czy się odezwać, czy od razu pchnąć w Gordona kulą ognia. Wolałabym tą drugą opcję, ale wiedziałam, że mężczyzna jest przygotowany na coś takiego.
-Gdzie oni są? – Rzuciłam bez owijania w bawełnę.
-A byłaś taka milutka, kiedy prosiłaś mnie o pomoc – zaśmiał się.
-Nie chrzań, Gordon – warknął Tyler, na co mężczyzna wywrócił teatralnie oczami.
-Księga.
Westchnęłam i oddałam mu księgę. Sama nie wiem jak to się stało, ale kilka chwil później coś ciężkiego przywaliło mnie i bynajmniej nie był to wilczur. Niewidzialna siła nie pozwalała mi drgnąć. Tyler i Jeremy chcieli mi pomóc, ale kątem oka widziałam, że i oni mają problemy z poruszeniem się. Nade mną pojawił się Gordon. Wlepiał we mnie zielone oczy, a na jego ustach gościł drwiący i jakże przerażający uśmiech.
-Myślałem, że będziesz odwalać cyrki – zaczął – wybacz za środki ostrożności.
Kiedy to powiedział rozległ się huk, a przede mną upadły dwa ciała. Twarz matki odwrócona była w moją stronę. Jej oczy wciąż były otworzone i mogłam dostrzec błękit, który po niej odziedziczyłam. Byłam przerażona, ale mój lęk szybko przeobraził się we wszechogarniającą złość, która w końcu sprawiła, że moja moc wybuchła niczym bomba atomowa. Gordon nawet nie zdążył zauważyć, co się stało. Po prostu odleciał kilka metrów w tył, a ja wstałam zadzierając wysoko głowę. Chłopcy również byli wolni, Tyler podszedł do mnie i dotknął mojego ramienia, a Jeremy wlepiał wzrok w martwych rodziców i nie potrafił nic z siebie wydukać.
Ku mojemu zdziwieniu Gordon szybko się otrząsnął. Przez te lata, nauczył się kilku sztuczek i zapewne znał wiele zaklęć. Wyciągnął przed siebie rękę i silny podmuch uderzył mnie w twarz. Nie drgnęłam jednak. Powietrze jest moją siłą, więc pochłonęłam całą energie uderzenie oddając mu to, co jest jego. Zachwiał się i upadł na kolana. Chociaż wilczur wciąż ujadał i próbował mnie atakować, ja w ciąż szłam przed siebie, odsuwając go jedynie siłą woli.
-Zabiłeś ich i myślałeś, ze pójdzie ci to płazem? – Wycedziłam.
-Właśnie tak myślę.
Zaczął recytować jakieś zaklęcia; prawdopodobnie ochronne, bowiem kompletni nie reagował na moje ataki. Te krótkich kilka chwil pozwoliło mu zebrał dość siły, aby uderzyć we mnie energią, pochodzącą z bliżej nieznanego mi źródła. Upadłam na ziemie, a Tyler zjawił się obok. Nie chciałam jego pomocy, zamierzałam dokończyć to, co zaczęłam. Gordon posunął się stanowczo za daleko i na pewno nie pozwolę mu od tak odejść.
-Odsuń się Tyler, jesteś dobrym dzieciakiem, nie chce zrobić ci krzywdy – powiedział, na co brunet wstał, a w jego dłoni powstała kula energii, przywodząca na myśl efekty specjalne. Nie miałam pojęcia, co jest grane i skąd u Acklesa moce. Najwyraźniej on był równie zdziwiony, co jednak nie przeszkodziło mu w potraktowaniu „wuja” kulą.
-A wiec twoja matka miała racje – zaśmiał się Gordon – To było niezłe, ale musisz się wiele nauczyć.
Znów użył czarów i unieruchomił Tylera. Podszedł do mnie i wyjął zza paska sztylet. Kątem oka dostrzegłam jak zbliża się do nas Jeremy. Uderzył Gordona, ale wtedy rzucił się na niego wilczur. Odepchnęłam od siebie mężczyznę i uniemożliwiłam psu kolejne kąsanie brata. Nie mogłam jednoczenie ratować brata i martwić się o Tylera. Szybko straciłam koncentrację. Upadłam na kolana i poczułam stróżka lepkiej cieczy spływa na moje wargi. Zgromadziłam w sobie zbyt wiele mocy, co sprawiło, że mój organizm przestał się bronić. Nie potrafiłam już znaleźć w sobie siły.
Gordon pochylił się nade mną i wbił sztylet w moje serce...

Mężczyzna był rozwścieczony i nawet nie zorientował się, że Ackles wyjmuje sztylet z mojego ciała i z furią rzuca się na niego. Gordon nie miał szans. Przez ciało Tylera przechodziła seria dreszczy, jego żyłami płynął prąd i wystarczył jeden cios, aby powalić profesora. Brunet bynajmniej nie ubolewał nad tym, że zabił przyszywanego wujka. Widziałam w jego oczach żal i rozpacz, i gdyby miał to powtórzyć, z pewnością nie zawahałby się.
Wokół mnie zgromadziły się dusze. Byłam pewna, że zamierzają rozprawić się ze mną osobiście, ale one jedynie wpatrywały się w Gordona, który panicznie starał się przeczytać zaklęcie. Ten idiota nawet nie zorientował się, że jest martwy. Dopiero, gdy duchy pojawiły się przed nim i każdy z osobna cisnął dłonią w jego klatkę piersiową, uświadomił sobie, ze już po wszystkim. Pochyliłam się nad księgą i nie mając pojęcia czy w takim stanie zdołam dokończyć rytuał, zaczęłam czytać słowa Księgi Umarłych.
Mówiłam, że śmierć jest moim przeznaczeniem? Chociaż moje ciało leżało martwe, a ja spoglądałam na siebie, byłam szczęśliwa... Przeszkodziłam Gordonowi. Jasny blask oblał okolice. Przypominało to dzień sądu ostatecznego i w rzeczy samej poniekąd nim był. W oddali majaczył zarys złotej bramy, która dotąd wydawała mi się być mitem. Duchy znalazły spokój. Odeszły w stronę światła, a ja choć powinnam do nich dołączyć, zostałam jeszcze na moment. Tyler widział moją śmierć i nie potrafił nic zrobić. W jego oczach szkliły się łzy, a moje serce, gdyby mogło bić, próbowałoby wyrwać się z piersi. Nie potrafiłam patrzeć na cierpienie kogoś, kogo pokochałam całym sercem. Zbliżyłam się do niego i złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek. Drgnął nerwowo, a ja uśmiechnęłam się i dotknęłam jego policzka. Zrozumiał mój przekaz, więc mogłam odejść...

*
Zabijecie mnie już czy za chwilę?
Rozdział krótki, ale mam nadzieje, że nie najgorszy.
Zauważyłyście, że zakończyłam wszystko w dziwny sposób?
Tak?
Super, bądźcie cierpliwe, a czeka Was niespodzianka, co prawda nie w postaci kolejnego rozdziału Księgi pierwszej, ale drugiej kto wie... ;)

5 komentarzy:

  1. To był ostatni rozdział? Jak dla mnie skończyło się to zbyt szybko i dlaczego Sky musiała zginąć? Gdy czytała te słowa z Księgi myślałam, że nie o to w nich chodzi, że ona jednak w jakiś sposób przeżyje, ale jak widać myliłam się. Muszę przyznać, że takim zakończeniem zdołałaś mnie zaskoczyć. Współczuje chłopakom, zostali z tym sami, a brat dziewczyny, nie dość, że dopiero co dowiedział się o tym, że stracił rodziców, to niedługo potem nałożyła się na to też śmierć jego siostry... W sumie jedynym pozytywem jest to, że chociaż dusze w końcu uzyskały to, czego od tak dawna pragnęły. Zastanawia mnie tylko, co dalej? Mam nadzieje, że powstanie Księga druga, bo jakoś nie potrafię zaakceptować takiego zakończenia! Nie mniej jednak dziękuję ci, że mogłam zapoznać się z tą historią! Cieszę się, że mogłam czytać napisane przez ciebie rozdziały i życzę weny, aby było ich jeszcze więcej! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zginęła... ale to nie znaczy, że już się nie pojawi ;) Tak, już pisze pierwszy rozdział drugiej księgi i mam nadzieje, że zaskoczę Was tym, co się wydarzy dalej :D Bardzo ci dziękuje :)

      Usuń
    2. Aż jakoś tak poczułam ulgę, gdy przeczytałam, że już piszesz pierwszy rozdział drugiej księgi. Będę na niego czekać! :)

      Usuń
    3. Jak wszystko dobrze pójdzie, to dodam go za dwa tygodnie ;)

      Usuń
  2. Ojej, ale Ty masz tendencję do uśmiercania swoich głównych bohaterek! Nawet, kiedy Sky czytała księgę, zaczynając rozumieć jej słowa, i tak miałam nadzieję, że dziewczyny jednak nie spotka to, na co się zapowiadało. Myślałam, że może jakoś uda się jej obejść przeznaczenie, ale niestety sztylet w jej piersi przekreślił moje wszelkie nadzieje. Dobrze jednak, że również Gordon umarł, a dusze dostały to, czego chciały.
    Współczuję Jeremy'u - najpierw stracił rodziców, a później jeszcze siostrę. Ostatnio sporo na niego spadło, więc oby chłopak jakoś pozbierał się po tym wszystkim. Zresztą Tyler też swoje przeżył, tracąc ukochaną, po czym wpadł w najprawdziwszą furię.
    Ciekawa jestem, co będzie dalej ;)

    OdpowiedzUsuń