Byłam roztrzęsiona,
ale wściekłość mojego brata nie znała granic. Nie widziałam go w takim stanie.
Był wręcz przerażający. Jednak to ja musiałam uratować rodziców. To ja musiałam
stawić czoła Gordonowi. Tak cholernie się bałam, ale najważniejsze było życie
moich bliskich. Nie miałam pojęcia jak się zachować. Co może mnie spotkać za
parę godzin. Miałam złe przeczucia, nawet bardzo, ale starałam się spychać te
myśli na samo dno podświadomości.
-Musimy mieć plan –
cisze przerwał Tyler.
-Plan? Jaki plan?! –
warknęłam – Pójdę tam i dam mu to, czego chce.
-On potrzebuje
twojej krwi i księgi. Matka nigdy mu jej nie da, a ja nigdy nie pozwolę, żebyś
się poświęciła.
-To moi rodzice,
Tyler. – Mówiłam załamana.
-Nie mogę cie stracić.
– powiedział, podchodząc bliżej – Nie pozwolę mu, cie zabić.
-Nie zrobi tego,
potrzebuje tylko kapki krwi – zapewniłam.
-Nie daj się zabić –
powiedział, na co ja jedynie westchnęłam. Nie mogłam tego zapewnić, Bóg jeden
wiedział, co mnie czeka.
Przymknęłam na
sekundę powieki i wzięłam głębszy wdech. Po chwili podeszłam do garderoby i
zdjęłam jeansową kurtkę z haka. Ubrałam trampki i chwyciłam kluczyki do
samochodu, kiedy Jeremy oznajmił, że nigdzie nie jadę... A przynajmniej nie
sama. Nie chciałam, żeby chłopcy się w to pakowali, ale z drugiej strony
poczułam ulgę, że mogę na kogoś liczyć. Pełna obaw wyszłam z domu, udając się
do samochodu brata. W głowie obmyślałam strategię, chociaż nie miałam pojęcia,
na co mam się szykować.
Gordon z całą
pewnością klasyfikował się w grupie stukniętych fanów nieśmiertelności. Pewnie
w średniowieczu uznawany byłby za wampira, bo jestem pewna, że bez ceremoniału
mógłby kogoś pozbawić krwi. Myśl o tym, że mam do czynienia z psychopatą
napawała mnie lękiem, choć bezwątpienia moje moce sprawiały, że czułam się ciut
pewniejsza. Ktoś taki jak Gordon jest przygotowany na moje pojawienie się i
jeśli wie o mnie faktycznie wszystko, to zapewne poznał też sposób jak pozbawić
mnie energii i właśnie tego obawiałam się najbardziej – że zostanę bezbronna.
-Musimy mieć księgę
– zagadał Tyler.
Wiedziałam, co to
wróży. Musiałam pojechać do jego domu i przekonać panią Ackles, że mimo
wszystko rodzina jest najważniejsza. Na tyle na ile zdążyłam ją już poznać,
wiedziałam, że czeka mnie nie lada wyzwanie. Wścieknie się, i kategorycznie
zabroni zbliżać się do domu Gordona.
-Jeremy pojedź do
domu Acklesów – powiedziałam, wlepiając wzrok w jezdnie.
Brat kiwnął nieco
głową i skręcił w najbliższą uliczkę. Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Nie
miałam czasu, na zastanawianie się, co powiedzieć, dlatego wyszłam z wozu i
pospiesznie pognałam do domu Tylera. Jego matka była na piętrze i nawet nie
zauważyła, że ktoś jest w domu, dopiero, gdy weszliśmy do biura, a alarm zaczął
wyć, zbiegła na dół i ze zdumieniem przyjrzała się nam.
-Co wy robicie?
-Gordon ma moich
rodziców – zakomunikowałam, po czym kontynuowałam – przepraszam, ale musze
zabrać księgę.
-Nie! – Warknęła –
nie pozwalam! Wszystko zniszczysz, ty głupia dziewucho! Żadna z wybranek nie zdołała
przeprowadzić dusz! Miałaś być pierwsza! Twój ród jest przeklęty!
-Możliwe, ale mam to
w głębokim poważaniu!
Krzyknęłam i zdjęłam
księgę z półki. Matka Tylera chwyciła mnie za ramie, i wtedy we mnie
automatycznie wezbrał gniew. Jak gdyby niewidzialny podmuch wiatru, rozwiał
moje włosy, a kobieta znalazła się pod ścianą, nie mogąc się ruszyć.
-Sky – usłyszałam
zdenerwowany głos chłopaka.
-Nie zatrzymuj mnie
– powiedziałam stanowczo i dopiero wtedy puściłam ją wolno.
Widziałam na sobie
zdumione spojrzenie bruneta. Nie widziałam mnie takiej i zapewne był wściekły
za to, co zrobiłam. Nie mogłam jednak pozwolić, aby jego motka przyczyniła się
do śmierci moich rodziców.
-Jedziemy –
rozkazałam jak tylko wsiedliśmy do wozu.
Próbowałam się
opanować, ale energia wciąż przepływała przez moje ciało. Nadal czułam jak w
żyłach krąży siłą, którą nie potrafiłam ujarzmić. Zaczynam tracić grunt pod
nogami, traciłam samą siebie. Myślałam tylko o tym, żeby pomóc najbliższym. Bałam
się, owszem, w końcu zawiodę dusze, które w gniewie zniszczą miasto, ale
wiedziałam, że rodzice, Jeremy i Tyler przeżyją, że sobie poradzą.
Przygryzłam wargę i
otworzyłam księgę. Przekartkowałam pożółkłem strony i zatrzymałam się na
fragmencie, który wracał do mnie w snach;
„Szkarłatem pokryje
posąg, szkarłatem dotknie słowa. Bramy otworzą się przed Wybranką. Wróci do
domu i tak powstanie nowa historia niebios.”
Nic nie rozumiałam z
tego tekstu. Wielokrotnie wracałam do niego i próbowałam zinterpretować, ale
jedyne, co przychodziło mi do głowy to śmierć. Śmierć była moim przeznaczeniem.
Nigdy nikomu o tym nie mówiłam. Nikt nie dowiedział się o tej części
przepowiedni. Miała pozostać moją tajemnicą. Dziś zaczynałam wszystko pojmować,
rozumieć każdy fragment księgi. Jednak, nie obejdzie się bez ofiar... Gordon
pochłonie dusze, ja zginę. On zyska nieśmiertelność, a bramy nie otworzą się i
każda kolejna dusza, będzie się błąkać, szukając nowej wybranki... Której nie
dostanie. Jestem ostatnim pokoleniem. Nie mam dzieci, więc nikt więcej nie odziedziczy
daru...
Przełknęłam ślinę i
zamknęłam Księgę Umarłych. Nie mogłam dać po sobie poznać, że coś nie gra. Ani
Jeremy ani Tyler, nie pozwoliliby mi zrobić tego, co ja uważam za konieczność.
Musiałam przynajmniej udawać spokojną i pewną siebie.
Zatrzymaliśmy się
pod domem Gordona. Znajdował się na przedmieściach i przypominał w zasadzie
posiadłość burmistrza – bez wątpienia doktorek miał wysokie mnie mamie o sobie.
Wysiedliśmy z auta i podeszliśmy do bramy. Wilczur biegał wzdłuż ogrodzenia,
ujadając niemiłosiernie, dopiero donośne przywołanie, zmusiło go do uspokojenia
się. Zawrócił i pobiegł na ganek, gdzie czekał już na mnie mężczyzna. Uśmiechał
się podlę, doskonale wiedząc, że i tak się pojawię. Zagryzałam wargę i pchnęłam
furkę.
Każdy krok sprawiał,
że w moim gardle rosła gula. Nie wiedziałam czy się odezwać, czy od razu pchnąć
w Gordona kulą ognia. Wolałabym tą drugą opcję, ale wiedziałam, że mężczyzna
jest przygotowany na coś takiego.
-Gdzie oni są? –
Rzuciłam bez owijania w bawełnę.
-A byłaś taka
milutka, kiedy prosiłaś mnie o pomoc – zaśmiał się.
-Nie chrzań, Gordon
– warknął Tyler, na co mężczyzna wywrócił teatralnie oczami.
-Księga.
Westchnęłam i
oddałam mu księgę. Sama nie wiem jak to się stało, ale kilka chwil później coś
ciężkiego przywaliło mnie i bynajmniej nie był to wilczur. Niewidzialna siła
nie pozwalała mi drgnąć. Tyler i Jeremy chcieli mi pomóc, ale kątem oka
widziałam, że i oni mają problemy z poruszeniem się. Nade mną pojawił się
Gordon. Wlepiał we mnie zielone oczy, a na jego ustach gościł drwiący i jakże
przerażający uśmiech.
-Myślałem, że
będziesz odwalać cyrki – zaczął – wybacz za środki ostrożności.
Kiedy to powiedział
rozległ się huk, a przede mną upadły dwa ciała. Twarz matki odwrócona była w
moją stronę. Jej oczy wciąż były otworzone i mogłam dostrzec błękit, który po
niej odziedziczyłam. Byłam przerażona, ale mój lęk szybko przeobraził się we
wszechogarniającą złość, która w końcu sprawiła, że moja moc wybuchła niczym
bomba atomowa. Gordon nawet nie zdążył zauważyć, co się stało. Po prostu
odleciał kilka metrów w tył, a ja wstałam zadzierając wysoko głowę. Chłopcy
również byli wolni, Tyler podszedł do mnie i dotknął mojego ramienia, a Jeremy
wlepiał wzrok w martwych rodziców i nie potrafił nic z siebie wydukać.
Ku mojemu zdziwieniu
Gordon szybko się otrząsnął. Przez te lata, nauczył się kilku sztuczek i
zapewne znał wiele zaklęć. Wyciągnął przed siebie rękę i silny podmuch uderzył
mnie w twarz. Nie drgnęłam jednak. Powietrze jest moją siłą, więc pochłonęłam
całą energie uderzenie oddając mu to, co jest jego. Zachwiał się i upadł na
kolana. Chociaż wilczur wciąż ujadał i próbował mnie atakować, ja w ciąż szłam
przed siebie, odsuwając go jedynie siłą woli.
-Zabiłeś ich i
myślałeś, ze pójdzie ci to płazem? – Wycedziłam.
-Właśnie tak myślę.
Zaczął recytować
jakieś zaklęcia; prawdopodobnie ochronne, bowiem kompletni nie reagował na moje
ataki. Te krótkich kilka chwil pozwoliło mu zebrał dość siły, aby uderzyć we
mnie energią, pochodzącą z bliżej nieznanego mi źródła. Upadłam na ziemie, a
Tyler zjawił się obok. Nie chciałam jego pomocy, zamierzałam dokończyć to, co
zaczęłam. Gordon posunął się stanowczo za daleko i na pewno nie pozwolę mu od
tak odejść.
-Odsuń się Tyler,
jesteś dobrym dzieciakiem, nie chce zrobić ci krzywdy – powiedział, na co
brunet wstał, a w jego dłoni powstała kula energii, przywodząca na myśl efekty
specjalne. Nie miałam pojęcia, co jest grane i skąd u Acklesa moce.
Najwyraźniej on był równie zdziwiony, co jednak nie przeszkodziło mu w
potraktowaniu „wuja” kulą.
-A wiec twoja matka
miała racje – zaśmiał się Gordon – To było niezłe, ale musisz się wiele
nauczyć.
Znów użył czarów i
unieruchomił Tylera. Podszedł do mnie i wyjął zza paska sztylet. Kątem oka
dostrzegłam jak zbliża się do nas Jeremy. Uderzył Gordona, ale wtedy rzucił się
na niego wilczur. Odepchnęłam od siebie mężczyznę i uniemożliwiłam psu kolejne
kąsanie brata. Nie mogłam jednoczenie ratować brata i martwić się o Tylera.
Szybko straciłam koncentrację. Upadłam na kolana i poczułam stróżka lepkiej
cieczy spływa na moje wargi. Zgromadziłam w sobie zbyt wiele mocy, co sprawiło,
że mój organizm przestał się bronić. Nie potrafiłam już znaleźć w sobie siły.
Gordon pochylił się
nade mną i wbił sztylet w moje serce...
Mężczyzna był
rozwścieczony i nawet nie zorientował się, że Ackles wyjmuje sztylet z mojego
ciała i z furią rzuca się na niego. Gordon nie miał szans. Przez ciało Tylera
przechodziła seria dreszczy, jego żyłami płynął prąd i wystarczył jeden cios,
aby powalić profesora. Brunet bynajmniej nie ubolewał nad tym, że zabił
przyszywanego wujka. Widziałam w jego oczach żal i rozpacz, i gdyby miał to
powtórzyć, z pewnością nie zawahałby się.
Wokół mnie
zgromadziły się dusze. Byłam pewna, że zamierzają rozprawić się ze mną
osobiście, ale one jedynie wpatrywały się w Gordona, który panicznie starał się
przeczytać zaklęcie. Ten idiota nawet nie zorientował się, że jest martwy.
Dopiero, gdy duchy pojawiły się przed nim i każdy z osobna cisnął dłonią w jego
klatkę piersiową, uświadomił sobie, ze już po wszystkim. Pochyliłam się nad
księgą i nie mając pojęcia czy w takim stanie zdołam dokończyć rytuał, zaczęłam
czytać słowa Księgi Umarłych.
Mówiłam, że śmierć
jest moim przeznaczeniem? Chociaż moje ciało leżało martwe, a ja spoglądałam na
siebie, byłam szczęśliwa... Przeszkodziłam Gordonowi. Jasny blask oblał
okolice. Przypominało to dzień sądu ostatecznego i w rzeczy samej poniekąd nim
był. W oddali majaczył zarys złotej bramy, która dotąd wydawała mi się być
mitem. Duchy znalazły spokój. Odeszły w stronę światła, a ja choć powinnam do
nich dołączyć, zostałam jeszcze na moment. Tyler widział moją śmierć i nie
potrafił nic zrobić. W jego oczach szkliły się łzy, a moje serce, gdyby mogło
bić, próbowałoby wyrwać się z piersi. Nie potrafiłam patrzeć na cierpienie
kogoś, kogo pokochałam całym sercem. Zbliżyłam się do niego i złożyłam na jego
ustach delikatny pocałunek. Drgnął nerwowo, a ja uśmiechnęłam się i dotknęłam
jego policzka. Zrozumiał mój przekaz, więc mogłam odejść...
*
Zabijecie
mnie już czy za chwilę?
Rozdział
krótki, ale mam nadzieje, że nie najgorszy.
Zauważyłyście,
że zakończyłam wszystko w dziwny sposób?
Tak?
Super,
bądźcie cierpliwe, a czeka Was niespodzianka, co prawda nie w postaci kolejnego
rozdziału Księgi pierwszej, ale drugiej kto wie... ;)
To był ostatni rozdział? Jak dla mnie skończyło się to zbyt szybko i dlaczego Sky musiała zginąć? Gdy czytała te słowa z Księgi myślałam, że nie o to w nich chodzi, że ona jednak w jakiś sposób przeżyje, ale jak widać myliłam się. Muszę przyznać, że takim zakończeniem zdołałaś mnie zaskoczyć. Współczuje chłopakom, zostali z tym sami, a brat dziewczyny, nie dość, że dopiero co dowiedział się o tym, że stracił rodziców, to niedługo potem nałożyła się na to też śmierć jego siostry... W sumie jedynym pozytywem jest to, że chociaż dusze w końcu uzyskały to, czego od tak dawna pragnęły. Zastanawia mnie tylko, co dalej? Mam nadzieje, że powstanie Księga druga, bo jakoś nie potrafię zaakceptować takiego zakończenia! Nie mniej jednak dziękuję ci, że mogłam zapoznać się z tą historią! Cieszę się, że mogłam czytać napisane przez ciebie rozdziały i życzę weny, aby było ich jeszcze więcej! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńZginęła... ale to nie znaczy, że już się nie pojawi ;) Tak, już pisze pierwszy rozdział drugiej księgi i mam nadzieje, że zaskoczę Was tym, co się wydarzy dalej :D Bardzo ci dziękuje :)
UsuńAż jakoś tak poczułam ulgę, gdy przeczytałam, że już piszesz pierwszy rozdział drugiej księgi. Będę na niego czekać! :)
UsuńJak wszystko dobrze pójdzie, to dodam go za dwa tygodnie ;)
UsuńOjej, ale Ty masz tendencję do uśmiercania swoich głównych bohaterek! Nawet, kiedy Sky czytała księgę, zaczynając rozumieć jej słowa, i tak miałam nadzieję, że dziewczyny jednak nie spotka to, na co się zapowiadało. Myślałam, że może jakoś uda się jej obejść przeznaczenie, ale niestety sztylet w jej piersi przekreślił moje wszelkie nadzieje. Dobrze jednak, że również Gordon umarł, a dusze dostały to, czego chciały.
OdpowiedzUsuńWspółczuję Jeremy'u - najpierw stracił rodziców, a później jeszcze siostrę. Ostatnio sporo na niego spadło, więc oby chłopak jakoś pozbierał się po tym wszystkim. Zresztą Tyler też swoje przeżył, tracąc ukochaną, po czym wpadł w najprawdziwszą furię.
Ciekawa jestem, co będzie dalej ;)