Sama nie wiem, co
było dziwniejsze. Fakt, że gadałam z duchem, czy fakt, że brałam go na
poważnie.
Długo rozmyślałam
nad tym czy postępuje właściwie. Z jednej strony czułam się winna i chcąc nie
chcąc musiałam mu pomóc, ale z drugiej było to tak nierealne, jak spotkanie
Johnego Deppa na ulicy, choć to drugie i tak wydawało się bardziej
prawdopodobne. W każdym razie, całonocne pogaduszki z Tylerem w cale nie ułatwiały
sprawy – nie czułam się ani odrobinę lepiej. Przeciwnie, byłam pewna, że jest
coś ze mną nie tak, a to, co mówił chłopak jedynie przytłaczało mnie,
sprawiając, że chciałam zakopać się pod pierzyną i zasnąć, nigdy się nie
budząc.
W duchy i inne
tego typu istoty, nigdy nie wierzyłam. Były dla mnie fikcją, która sprawia, że
nasz świat wydaje się być ciekawszym. Teraz musiałam zmienić swoje podejście do
życie i szczerze mówiąc, obawiałam się, że DAR pozostanie ze mną do końca moich
dni. Nie chciałam tego, nie byłam jeszcze na to gotowa. Miałam swoje teorie,
dlaczego akurat teraz zaczęłam widywać duchy - moja śmierć musiała mieć coś z tym
wspólnego, przynajmniej odnośnie tego miałam stu procentową pewność, – lecz z
nikim nie mogłam i nie chciałam się tym podzielić, to miało pozostać moją
gorzką tajemnicą.
Tyler. On był na
swój sposób intrygujący, jednakże w jego obecności odczuwałam dziwny lęk. Może
podświadomie się go obawiałam? To byłoby logiczne, nikt nie powinien czuć się
swobodnie w obecności ducha. Fakt, że opowiadał o różnych rodzajach duchów, jak
poltergeisty, które są niezbyt przyjaźnie nastawione do ludzi, czy duchy, które
po prostu błąkają się po ziemskim padole, też nie sprawiał, że byłam zachwycona
z moich nowych umiejętności. Nawet zastanawiałam się skąd do licha chłopak
posiada taką wiedzą, ale jak na razie wolałam nie wnikać w szczegóły jego
życia... Wystarczy, że poznałam go po śmierci.
Starałam się
sprawiać pozory osoby opanowanej i pewnej siebie, lecz prawda była taka, że
bałam się i to cholernie. Nie wiedziałam, w jaki sposób mam mu pomóc, po za tym
czułam, że będzie wściekły, gdy mi się nie powiedzie... Nie wspominając o tym,
co ja będę przeżywała przez resztę swoich dni. Na domiar złego, rodzice
postanowili dotrzymać mi towarzystwa przez cały kolejny dzień, a ja z trudem
unikałam zniecierpliwionego spojrzenia Tylera, który nawet na moment nie dał mi
odetchnąć. Obawiałam się, że rodzice zaczną coś podejrzewać...
-Rozmawialiśmy z lekarzem,
jutro będziesz mogła wyjść – poinformowała mama, a ja odruchowo zerknęłam na
Tylera. Nie wiem czy mu ulżyło, czy ma jakiś plan, który oczywiście ja będę
musiała zrealizować. W każdym razie zerknął na mnie z nieodgadnionym wyrazem
twarzy. Wywróciłam teatralnie oczami, co nie uszło uwadze mojej rodzicielki.
-Co się stało? Nie
cieszysz się? – Spytała zatroskana, na co jedynie posłałam jej cień uśmiechu.
-Wszystko w
porządku, mamo.
-Dobrze, odpocznij
porozmawiam jeszcze raz z doktorem i dowiem się, o której będzie gotowy wypis –
wyszła, a ja znów zostałam sama z upierdliwym duchem.
-Świetnie,
będziesz mogła czegoś się dowiedzieć na uniwersytecie. Powiesz, że jesteś
znajomą mojej matki i profesor Morgan wpuści cie bez problemu – wyszczerzył się
w głupawym uśmiechu.
-Widać masz
wszystko zaplanowane – skwitowałam.
-Nie mam wiele
czasu – zauważył – po prostu pójdziesz tam i przejrzysz książki w katedrze
antropologii kultur.
-Myślisz, że coś
tam znajdę?
-Na pewno –
wzruszył leniwie ramionami, siadając obok.
Mogłam poczuć
chłód bijący z jego ciała. Był tak przenikliwy, że dostrzegłam jak z moich ust
wydobywa się obłoczek pary. Drgnęłam nieco zdenerwowana, a może speszona? Nie
chciałam mieć tak bliskiego kontaktu z duchem, jednak Tyler nie potrafił
trafnie interpretować moich reakcji. Dla niego reagowałam spięciem, bo był
przystojny, a nie dlatego, że się go bałam. Było to denerwujące, bo
wielokrotnie zapominał o tym, kim teraz jest.
-Czego powinnam
szukać?
-Wszystko, co uda
ci się znaleźć, może okazać się tym, czego potrzebujemy.
-Nie jestem pewna.
-Pewna, czego?
-Pewna, czy
potrafię to zrobić. Nie potrafię kłamać, a jak twoja matka się dowie? Ona mnie
nienawidzi.
-Ona nienawidzi
nawet swojego faceta – rzucił, a ja uniosłam zdumiona brew ku górze. – Moi
rodzice to nie małżeństwo z bajki, dlatego wyjechałem.
-Przykro mi.
-A mnie nie, –
wzruszył ramionami – to dziwny układ.
Nie zamierzałam
przeprowadzać wywiadu z Tylerem. Zawsze uważałam, że sprawy rodzinne powinny
być rozwiązywanie w rodzinie, a nie wynoszone na światło dziennie – oczywiście
od reguły były wyjątki, jak przemoc w rodzinie i tym podobne, lecz generalnie w
każdej rodzinie bywają problemy. Jak to się mówi, „z rodziną najlepiej wychodzi
się na zdjęciu”.
-Postaram się coś
załatwić, ale proszę cie daj mi chwile spokoju – westchnęłam cicho.
-Jesteś jedyną
osobą, z którą mogę pogadać, nie dziw się, że jestem taki upierdliwy.
-Poczekaj, bo
staniesz się poltergeistem – mruknęłam, przypominając sobie jego wykład o
duchach.
-Jest tu jeden
taki, na piątym piętrze, facet ma mocno narąbane w dyni – skwitował,
uśmiechając się szeroko.
Wywróciłam
teatralnie oczami, a Tyler w tym samym momencie znikł. Było to jednak zbyt
gwałtowne jak na niego. Jak gdyby doszło do jakiegoś przerwania połączenia z
ciałem. Przez moje skojarzenie odczułam dziwne zdenerwowanie połączone z lękiem.
Może i był duchem, ale w końcu to z mojej winy tkwi między światami.
Zerwałam się z
miejsca i wybiegłam na korytarz, trącając przy tym idącą wzdłuż ściany pielęgniarkę.
Kobieta spojrzała na mnie spode łba i mruknęła stek przekleństw pod nosem. Nie
zastanawiałam się zbytnio nad tym czy za chwile zostanę schwytana i zawleczona
na salę, czy może po prostu oleje moje zachowanie i pójdzie dalej. Może i
próbowała mnie dogonić, może nie. W każdym razie, gdy dotarłam przed salę
Tylera zobaczyłam, jak dwójka lekarzy prowadzi masaż serca chłopaka. Ja, jak
wryta stałam i gapiłam się to na jego bladą twarz, to na panią Ackles, która
rzucała mi krótkie pełne pretensji i żalu spojrzenie.
Jego serce nie
biło od dwóch minut. Zaczynałam się denerwować. Nie chciałam TEGO dopuścić do
myśli. Nie zniosłabym poczucia winy! Potrząsnęłam głową, wmawiając sobie, że
wszystko będzie dobrze, że doktor Morgan zrobi wszystko, by Tyler z tego
wyszedł. Kiedy na jednej z aparatur pojawiła się podłużna czerwona krecha, bez
wahania weszłam na salę. Lekarz starał się mnie odepchnąć, ale mimo wszystko
pochyliłam się nad chłopakiem i czując, jak do oczu napływają mi łzy,
delikatnie dotknęłam jego policzka. Wyraźnie wyczuwałam zarost, ale przede
wszystkim wyczuwałam ujmujący chłód, który bił od tego ciała.
Drgnęłam nerwowo,
zdając sobie sprawę, że pani Ackles chwyta mnie za ramię i odciąga od łóżka, na
którym leży jej syn. Myślałam, że to już koniec, ale w tej samej chwili tuż
obok mnie pojawił się Tyler. Teraz byłam pewna, że już nie żyje, a jednak
jakież było moje zdziwienie, gdy w sali znów rozbrzmiał charakterystyczny
powtarzający się dźwięk sprzętu.
-Dzięki Bogu –
szepnęłam, łykając powietrze głębokimi wdechami.
-Nastraszyłem cie,
co? – Zaśmiał się, choć w jego głosie dało wyczuć się niepokój.
-Nie rób tego
więcej – warknęłam, po czym upewniwszy się, że sytuacja Tylera jest już
opanowana, wyszłam z sali.
-Mamy mało czasu,
trudno jest utrzymywać mnie przy życiu – powiedział, idąc obok mnie.
-Jak to?
-Jestem tu, ale
jednocześnie walczę, żeby moje serce nadal biło – wyjaśnił, na co stanęłam jak
wryta.
Nie miałam
zielonego pojęcia, że właśnie teraz stara się utrzymać na powierzchni! Nawet nie
przyszłoby mi to do głowy!
-Podaj mi dokładny
adres tego uniwersytetu i nazwisko profesora, z którym mam się skontaktować –
powiedziałam, zerkając na niego niepewnie.
Był nadal
zamyślony, a jednocześnie próbował pozostać „na ziemi”.
-Tylko uważaj na
siebie – odparł.
Nie wiedziałam, co
ma na myśli. Niby, dlaczego mam na siebie uważać? Co może mi się stać? To nie
ja walczę o życie, tylko on. Byłam nieco zdumiona, jednak nie wnikałam w to, o
co mu chodzi, nie chciałam tracić czasu na coś, co uważałam za zbyteczne.
Wróciłam na swoją
salę i zaczęłam pakować rzeczy do reklamówki, w której rodzice uprzednio
przynieśli mi kilka ciuchów na zamianę. Ackles stał z boku z przekrzywioną
głową, zastanawiając się zapewne, co ja do licha robię. Miałam być wypisana
jutro – czekały mnie jeszcze badania, – lecz chciałam po prostu stąd wyjść. Nie
mogłam dłużej siedzieć z tyłkiem na miejscu i czekać z nadzieją, że wszystko
jakoś samo się rozwiąże. Musiałam coś z tym zrobić.
-Co ty robisz? –
Spytał w końcu, choć raczej nie byłam skora do wyjaśnień. – Scarlett? Co
robisz?
-I tak jutro
wychodzę, co za różnica? Wypisze się na żądanie – wzruszyłam leniwie ramionami.
-Hey, spokojnie!
–uniósł ręce ku górze – Ja się nigdzie nie wybieram, a ty masz jeszcze jakieś
badania. Nieprzytomna i tak do niczego mi się nie przydasz – powiedział niby
żartem.
-Które mogę sobie
odpuścić. Spokojnie, jeszcze dziś pojadę na ten cały uniwerek – zapewniłam.
-Nie chce cie mieć
na sumieniu.
-Póki co, to ja
mam ciebie – zauważyłam słusznie.
Nic nie odparł.
Wiedział, że mam racje i choć starał się nie pokazywać tego, że czuje do mnie
żal, to wiedziałam, że w głębi serca ma ochotę mnie rozszarpać. Czy się go
bałam? Oczywiście, ale powoli zaczynałam przyzwyczajać się do faktu, że moje
życie już nigdy nie będzie takie jak dawniej. Ba, moi znajomi nie odwiedzili
mnie nawet raz. Zapomnieli o mnie z chwilą, gdy otrzymałam akt oskarżenia. Nie
chcieli mieć ze mną nic wspólnego. Co więc mi pozostało? Mogłam jedynie pomóc
osobie, którą zraniłam najbardziej. Tylerowi.
-Wolałbym cie mieć
na oku – zaczął zamyślony.
-Nie możesz
opuścić...
-Jest jedna
możliwość. To znaczy, nie jestem pewien czy to działa, ale warto spróbować –
uśmiechnął się przebiegle, na to ja jedynie zmarszczyłam brwi, zastanawiając
się, o co znowu może mu chodzić.
-Wróć na moją sale i zwiń obrączkę, którą mam
na palcu.
-A niby, po co mi
twoja obrączka?
-Ponoć, duchy są
związane z przedmiotami, które są im bliskie. Obrączka należała do mojego ojca,
dlatego nie zgub jej! – zagroził.
Jak polecił tak
zrobiłam. Wyczułam moment, gdy jego matka poszła rozmawiać z lekarzem, a wtedy
ja szybko wślizgnęłam się na jego salę. Z lekkim powątpieniem dotknęłam jego
dłoni. Chciałam ignorować ten chłód, ale był tak przenikliwy, aż drgnęłam
czując przeszywający mnie prąd. Tyler stał na uboczu, przyglądając się mi z
uwagą. Gdy zaczął się niecierpliwić, odchrząknął znacząco, na co ja sięgnęłam
do jego dłoni i delikatnie zsunęłam srebrną obrączkę z palca chłopaka.
Przewiesiłam ją przez wisiorek i zapięłam na szyi, po czym schowałam za
koszulką, by przypadkiem nikt jej nie dostrzegł.
Nie chciałam kusić
losu, dlatego natychmiast opuściłam salę Tylera. Po kilku chwilach z tobołkami
szłam już schodami na parking taksówek, który znajdował się w podziemiach
szpitala. Zastanawiałam się czy chłopak miał racje. Sama nie wiedziałam, czy
jest to dobry pomysł. Jakby nie było, wolałabym nie zostać uznaną za chorą
psychicznie, gdy chłopak ukaże mi się w najmniej oczekiwanym momencie.
Tak czy siak, nie
było już odwrotu...
~*~
Wiem,
długo czekałyście na ten rozdział, ale w końcu udało mi się go skończyć.
Skończyłam również kurs prawa jazdy wiec mam więcej czasu, dlatego zabrałam
sięga przenoszeni blogów na inny portal.
Co do
rozdziału, mam nadzieje, że was nim nie zawiodłam :)
Bądźcie
wyrozumiałe! To mój pierwszy blog na tym portalu i jeszcze muszę go opanować, a
idzie mi to opornie coś ^^ Dlatego wszystkie niezbędne linki itp. Będę dodawać
stopniowo, najpierw wypada dodać odpowiedni szablon ;D